Zmarnowaliśmy wielką szansę? We Francji i Afryce kłaniają się Polakowi

We Francji i Afryce Polak ma doskonałą reputację. Mimo licznych sukcesów nie chciał na niego postawić żaden prezes PZPN. - Raz odmówiłem - zdradza Henryk Kasperczak, obchodzący w niedzielę 76. urodziny wybitny polski piłkarz i trener.

Maciej Siemiątkowski
Maciej Siemiątkowski
Henryk Kasperczak Agencja Gazeta / Mateusz Skwarczek / Na zdjęciu: Henryk Kasperczak
To jeden z niewielu przypadków w polskim futbolu, że utytułowanemu zawodnikowi udało się utrzymać na szczycie jako szkoleniowiec. Z reprezentacją Polski zdobył srebrne medale na mundialu 1974 (za zajęcie trzeciego miejsca) i IO 1976 (za wicemistrzostwo olimpijskie). Trzy lata później został szkoleniowcem i to od razu we francuskim FC Metz, w którym kończył zawodowe granie.

Dziś jest to nie do pomyślenia, ale polski trener miał we Francji bardzo dobrą reputację. Poprowadził tam w sumie siedem klubów i to w okresie, kiedy Francuzi byli piłkarską potęgą i sięgali po mistrzostwo świata, Europy i złoty medal IO. Kasperczak z Metz zdobył Puchar Francji, a z Montpellier dotarł do ćwierćfinału Pucharu Zdobywców Pucharów. Chwilę wcześniej został uznany przez "France Football" Trenerem Roku.

"Byłem na fali"

Każdy we Francji cenił Kasperczaka, który świętuje w niedzielę 76. urodziny. I pewnie gdyby nie niekorzystny zbieg okoliczności, francuskie kluby prowadziłby dłużej niż do 1993 roku, kiedy rozstał się z Lille. Potem poza epizodem w Bastii (1998) nad Sekwaną już nie pracował.

ZOBACZ WIDEO: To będzie decydujący tydzień. Chodzi o transfer Lewandowskiego

- Kończyłem pracę w Lille i miałem kilka nowych możliwości. Najciekawsza była z Lyonu, ale były też oferty z Marsylii i Bordeaux. Byłem na fali. Lille chciało żebym przedłużył umowę, ale ja wolałem poczekać na swoją wielką szansę. Skończyło się na tym, że nikt mnie nie zatrudnił, Lille znalazło już następcę i zostałem na lodzie. I nagle przyszła oferta z Wybrzeża Kości Słoniowej - opowiadał Markowi Wawrzynowskiemu o tym, jak został selekcjonerem afrykańskiej reprezentacji.

Po trzech miesiącach objął kadrę Tunezji. Tam miał dużo większe zadanie niż tylko prowadzenie kadry. Był jednocześnie dyrektorem federacji, odpowiadał za rozwój tunezyjskiej piłki. Szybko też osiągnął sukces. W 1996 roku jego kadra dotarła do finału Pucharu Narodów Afryki. Awansował z nią też na mundial i IO. Od tamtej pory to mocna marka na kontynencie.

Jedną z niewyjaśnionych zagadek będzie, jak tak niezwykle utytułowany polski trener nigdy nie został selekcjonerem Biało-Czerwonych.

- Ludzie, którzy zarządzali polską piłką, nie chcieli, by Kasperczak trenował kadrę. Za Michała Listkiewicza odmówiłem. Miałem prowadzić jednocześnie Wisłę i reprezentację. Później kandydowałem na prezesa PZPN i zorientowałem się, że ludzie traktują mnie jak obcokrajowca. Eh, szkoda komentować. W każdym razie: miałem za mało sprzymierzeńców, by zostać selekcjonerem - mówił niedawno w rozmowie z Mateuszem Skwierawskim z WP SportoweFakty (więcej TUTAJ).

Choć nawet w Polsce na oczy zobaczyli, jak dobrym warsztatem trenerskim wyróżnia się Kasperczak. W marcu 2002 roku, miesiąc po rozstaniu z reprezentacją Mali, objął Wisłę Kraków. Stworzył drużynę, którą kibice wspominają do dziś. Jego ekipa zdominowała polską ligę, sięgnęła po dwa mistrzostwa. Do pełnego sukcesu brakowało tylko awansu do Ligi Mistrzów.

Wyrzucił gwiazdę z szatni

Jednocześnie przekonali się o charakterze trenera. Podczas jednego z meczów Wisły nie mógł się doczekać, aż sędzia techniczny da sygnał do zejścia Mauro Cantoro. W końcu zniecierpliwiony Kasperczak chwycił tablicę świetlną i sam zasygnalizował zmianę w drużynie.

Z kolei plotkarskie media pisały o jego stanowczej reakcji na obecność w szatni Dody, która była wtedy partnerką bramkarza Wisły, Radosława Majdana. "Pudelek" opisał historię od anonimowej informatorki, kiedy pewnego razu Kasperczak musiał wyrzucić... wschodzącą gwiazdkę polskiej muzyki z szatni.

Po burzliwym odejściu z Wisły w 2004 roku wrócił na chwilę do Afryki, przejął kadrę Senegalu, a po kilku meczach znów przyjechał do Polski. Z Górnikiem Zabrze nie udało mu się utrzymać w Ekstraklasie, a potem próbował uratować sezon walczącej o mistrzostwo Wiśle Kraków. Z pracą w Polsce pożegnał się w 2010 roku.

Przez kolejne siedem lat pracował w Grecji i Afryce, aż zadeklarował odejście na emeryturę. I nie myśli, by ją przerywać. Nawet, gdy dziennikarze pytają o możliwy drugi powrót do Wisły.

- Znają mój charakter. Wiedzą, że ja nie jestem trenerem do zabawy, a do budowania, do osiągania jakichś celów. Karuzela trenerska kręci się wszędzie, ale są pewne zasady - na przykład szacunek do człowieka. Trochę lat przeżyłem, w kilku miejscach pracowałem i mam porównanie. To, co czuję w stosunku do klubu, to jedna sprawa, a to, jakie mam przemyślenia względem polskiej piłki, to zupełnie inny temat - opowiadał na naszych łamach.

Maciej Siemiątkowski, dziennikarz WP SportoweFakty

Oficjalnie: Kamil Grosicki wybrał klub

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×