Ważny plan Zełenskiego. Liga wróciła mimo wojny

Już w pierwszej kolejce ataki Rosjan przerwały mecze ukraińskiej ligi. Przez alarmy przeciwlotnicze piłkarze trzy razy zeszli do schronów, a ich mecz trwał ponad cztery godziny.

Maciej Siemiątkowski
Maciej Siemiątkowski
piłkarze Szachtara Donieck WP SportoweFakty / Mateusz Czarnecki / Na zdjęciu: piłkarze Szachtara Donieck

- To była katastrofa - tak Taras Horodenko, dyrektor techniczny Karpat Lwów, wspomina mecz z pierwszej kolejki ligi ukraińskiej. - Rosjanie nie chcieli pozwolić nam tego dnia spokojnie żyć - dodaje w rozmowie z reporterem "Outriders" (cały podcast "Ukraińska piłka wznowiła rozgrywki" znajdziesz TUTAJ).

Działacz opowiada o jednym z meczów pierwszej kolejki. Ruch Lwów grał z Metalistem Charków. Piłkarze zakończyli mecz dopiero cztery godziny i 20 minut po pierwszym gwizdku. Spotkanie przerwały trzy alarmy przeciwlotnicze. Pierwsza syrena zawyła w 44. minucie.

Górą w tym spotkaniu byli goście, którzy wygrali 2:1. Ich inauguracja była inna niż wszystkie.

Specjalny zespół

Ukraińscy piłkarze wrócili do gry 23 sierpnia w święto flagi i dzień przed świętem niepodległości. Taką datę wyznaczył specjalny zespół składający się z działaczy piłkarskich i władz państwowych. Ich plan zakładał organizowanie spotkań w pobliżu schronów przeciwlotniczych, zabezpieczenie stadionów przez wojsko i zamknięcie trybun dla kibiców. A pierwsza kolejka miała pokazać, że nie boją się Rosjan i ich bestialskiej napaści.

Sportowców wykańczała niepewność, bo od ostatniego meczu ukraińskiej ligi minęło dziewięć miesięcy i nadal nie wiedzieli, jak wznowione zostaną rozgrywki. Największe drużyny rozjechały się po Europie uczestnicząc w "meczach o pokój". Szachtar Donieck, reprezentant Ukrainy w Lidze Mistrzów, od wybuchu wojny grał w siedmiu państwach. W podobną trasę ruszyło także Dynamo Kijów. Jednak kibice czekali, aż będą mogli zobaczyć ich znów u siebie.

Pierwszym pomysłem na wznowienie ligi było przeniesienie jej do Polski lub Turcji. Wołodymyr Zełenski zaprotestował. Prezydent Ukrainy był zwolennikiem grania u siebie. Tak piłka nożna stała się jednym z najważniejszych tematów zaraz po planach obrony przed Rosjanami i zabezpieczeniu jak największej liczby cywilów.

- Do samego końca nie wiedzieliśmy, czy rozgrywki się odbędą i kiedy. Opinie były różne: grać w Ukrainie? A może w Polsce lub Turcji? Nasz klub chciał grać mecze w Ukrainie - opowiada redakcji "Outriders" Andrij Tłumak, trener II-ligowych Karpat Lwów.

A tak mówi o przygotowaniach do sezonu: - To nie różniło się od poprzednich. Mieliśmy obóz i sparingi z drużynami z pierwszej ligi i z okolic Lwowa.

Trudniej było skompletować kadrę. - Może nawet więcej niż połowę kadry stanowią zawodnicy, którzy grali już wcześniej. Część nie wróciła do Ukrainy, bo zespół był w Turcji na obozie i niektórzy tam zostali. Musieliśmy znaleźć nowych piłkarzy - tłumaczy kapitan drużyny, Denys Kożanow.

Oficjalnie do armii wstąpiło dwóch piłkarzy z najwyższej klasy rozgrywkowej. Dziesiątki za to zgłosiły się do obrony terytorialnej.

Ligę zainaugurował mecz Szachtara z Metalistem 1925 Charków na Stadionie Olimpijskim w Kijowie. Na murawie pojawiła się flaga Ukrainy, z którą Danyło Myhał wbiegł na murawę w półfinale IO 1976 pomiędzy drużynami NRD i ZSRR. A sygnał do gry piłkarzom dał żołnierz, który kopnął piłkę jako pierwszy. Te spotkanie odbyło się bez zakłóceń.

Drużyna prezydenta

Pod koniec sierpnia do gry wróciły trzy najwyższe klasy rozgrywkowe. Wszystkie rywalizują na zachodzie kraju. Krywbas Krzywy Róg, któremu kibicuje Zełenski, swoje domowe mecze rozgrywa więc daleko od domu. Na początku grano też w Zaporożu, 40 km od działań wojennych.

- Kluczowym problemem był brak schronów przeciwlotniczych. Dotyczy to nie tylko stadionów. Kiedy budowano stadiony, domy i przedszkola, nikt nie myślał o schronach - wyjaśnia ukraiński dziennikarz Lubomyr Kuźmiak.

Miłość do sportu i sympatie klubowe przetrwały nawet tak brutalną wojnę. Mecze wznowionych rozgrywek cieszą się sporą oglądalnością w telewizji i internecie. A piłkarze dostają dużo wiadomości.

- Gramy dla naszych rodaków - podkreśla Kożanow. - Dostajemy nagrania od kibiców, którzy oglądają mecze i kibicują nam na froncie. Oni cały czas tam walczą i musimy ich wspierać swoją grą - dodaje.

Maciej Siemiątkowski, dziennikarz WP SportoweFakty. Materiał powstał we współpracy z Outriders.

Czytaj też:
Słynny ukraiński klub przeniósł się do Polski. Od razu szok
Piękny gest Polaków. Zrobili to na mistrzostwach świata

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×