Tego się nie spodziewał. Taki billboard zobaczył na wjeździe do miasta
Najpierw telefony od brata, potem zaskakujący billboard i przyjaciele z racami. Tak najbliżsi i sąsiedzi przywitali polskiego sędziego po powrocie z finału mistrzostw świata w Katarze.
- Na wjeździe przy hotelu zobaczyłem dużą grupę. Rozpalili flary, jakby byli na meczu, potem wystrzeliły szampany - relacjonował Marciniak. Tak przywitali go czekający w domu najbliżsi i sąsiedzi ze Słupna. A potem zobaczył billboard, którego zdjęcie obiegło już całą Polskę. Baner stanął przy głównej ulicy miasteczka, wita każdych przejeżdżających przez Słupno i przypomina, że to tu mieszka jeden z najlepszych arbitrów na świecie.
Album z Monachium
Od niedzieli Szymon Marciniak jest jednym z najbardziej znanych w świecie Polaków. Arbiter z Płocka sędziował finał mistrzostw świata Argentyna - Francja, który rozstrzygnął się w serii rzutów karnych. Cały świat był zgodny - Polak bezbłędnie poprowadził najważniejsze spotkanie czterolecia. Wyłamali się tylko Francuzi z "L'Equipe", których Marciniak i FIFA wypunktowali.Zestaw zagadnień był zróżnicowany. Jedni pytali o pracę sędziego na mundialu, ktoś zaskoczył pytaniem o to, ile jest Colliny w Marciniaku, a na koniec padła propozycja wspólnej gry w tenisa. Arbiter uśmiechnął się i odpowiedział, że w Słupnie woli pobiegać, pojeździć na rolkach lub zagrać w badmintona.
- Większość kojarzy mnie i Collinę z mocnych charakterów. Nie tolerujemy niesportowego zachowania. Pierluigi powiedział mi po finale, że przeżywał wszystko, jakby sędziował to jego syn - mówił ze wzruszeniem 41-latek.
Przez blisko godzinę rozmawiał z mieszkańcami i dziennikarzami. Pod koniec przekazał swój medal, który zrobił rundę honorową po sali. Każdy mógł go obejrzeć, przymierzyć. Wielu zrobiło sobie zdjęcia z medalem na szyi, jakby sami uczestniczyli w tym finale. W międzyczasie często uśmiechał się do znajomych. Od początku widać było, że jest wśród swoich. Kolejną godzinę rozdawał autografy i pozował do zdjęć. Wśród nich był pan Andrzej, któremu Marciniak zostawił podpis w albumie poświęconym igrzyskom w Monachium z 1972 roku. Po odebraniu autografu opowiadał o sportowcach z Płocka, którzy uczestniczyli w kolejnych wielkich imprezach od tamtej pory. Teraz ma nowego idola.
Największe wsparcie
- Często biegam w Słupnie po okolicznych lasach. Tak tu szlifuję formę. Wiele twarzy kojarzę, pamiętam - przyznał się Marciniak. Po tej wypowiedzi wielu w sali się uśmiechnęło.Arbiter tegorocznego finału mocno zwrócił uwagę na jej obecność. Podziękował jej za wsparcie, mieszkańcy uhonorowali ją brawami i równie dużym zainteresowaniem. Z najbliższej odległości obserwowała drogę Marciniaka od najniższych lig regionalnych do finału mistrzostw świata.
- Droga była niesamowicie trudna. Pełna wyrzeczeń i poświęceń. Wiele rodzinnych imprez spędziłam sama, bo Szymon miał egzaminy lub mecze. To wyrzeczenia kosztem naszego codziennego czasu. Ale było warto - opowiadała nam Magdalena Marciniak.
- Nauczyliśmy się tak funkcjonować. Najwięcej nie ma go podczas mistrzostw Europy, świata i zgrupowań. Ale kiedy jest w domu, to niesamowicie mnie wspiera i wyręcza. Jest oparciem - dodała żona arbitra.
Zabranie jej na finał do Kataru było równie dużym wyzwaniem, co przygotowania do meczu. Marciniak zaczął je po ogłoszeniu decyzji Colliny. Naprędce pomagał wyrobić najbliższym karty Hayya umożliwiające wjazd do Kataru. Udało się.
- Inaczej się sędziuje i celebruje takie chwile, kiedy najbliżsi są blisko - podsumował Marciniak. Jego kolejnym marzeniem jest finał Ligi Mistrzów. Już po świętach wróci do pracy i poleci do Rzymu na zgrupowanie przed meczami fazy pucharowej LM.Dawid Góra: Jedyna słuszna decyzja Cezarego Kuleszy [OPINIA]
Wszystkie mecze obejrzysz na TVP 1 w Pilocie WP (link sponsorowany)