Piłka nożna to nie jazda figurowa na lodzie - komentarze po meczu Motor Lublin - GKP Gorzów Wlkp.

Obie jedenastki nie zaprezentowały ciekawej gry. W bezbarwnym pojedynku lepsi okazali się goście, którzy zapewnili sobie komplet punktów po rzucie karnym. Gospodarze nie ukrywali, że mieli pewne obiekcje co do pracy sędziego.

Paweł Patyra
Paweł Patyra

Adam Topolski (trener GKP): Przyjeżdżając do Motoru byliśmy pełni obaw z tego względu, że trzy dni temu graliśmy bardzo trudne spotkanie z Wisłą Płock, aczkolwiek początek meczu był pod nasze dyktando. Po główce Davida Topolskiego była sytuacja, gdzie wystarczyło tylko dobić piłkę i byłoby 1:0, a Jakosz i Piątkowski przeszkadzali sobie nawzajem. Trzeba powiedzieć, że Motor też stwarzał sytuacje. Wszyscy piłkarze byli zaangażowani, dążyli do tego, że zdobyć bramkę. Czystych sytuacji nie mieli, ale dośrodkowania minimalnie mijały cel. W drugiej połowie, grając z wiatrem, mieliśmy wykorzystać chociaż jedną sytuację, która się nadarzy i taka się nadarzyła, kiedy Gołąb wychodził do główki i został pociągnięty za koszulkę przez obrońcę. Broniliśmy tego wyniku, bo wiedzieliśmy, że w ostatnim meczu z Wisłą Płock mieliśmy dużo sytuacji i rzut karny zabrał nam dwa punkty. Trzeba powiedzieć, że drużyna Motoru gra lepszą piłkę, ma ciekawych piłkarzy szczególnie w ataku, jak wskazywałaby na to pozycja w tabeli. Jeśli za bardzo się chce to się nie wygrywa. Już mamy 23 punkty. W pozostałych meczach chcemy zdobyć jak najwięcej punktów, żeby nie było problemów, jak w tamtym sezonie. Współczuję trenerowi Motoru, dzisiaj jego drużyna grała nieźle.

Grzegorz Wan (pomocnik GKP): Oczywiście, że strzelony gol cieszy. Tym bardziej, że w poprzedniej kolejce byliśmy bliscy zwycięstwa, też po moim golu. Dzisiaj udało się utrzymać wynik do końca meczu i z tego się cieszymy. Warunki to gry były ciężkie, na pewno nie było to piękne widowisko, ale dla nas ważne są trzy punkty po długiej podróży. Schodzi to na drugi plan i cieszymy się z trzech punktów.

Artur Andruszczak (pomocnik GKP): Rzut karny należał się nam, ponieważ obrońca złapał za koszulkę naszego napastnika. Cieszymy się z tego zwycięstwa, bo ostatnio straciliśmy u siebie bramkę w 90. minucie po rzucie karnym. Chcieliśmy odrobić te punkty i się to udało. Myślę, że gdybyśmy zaczęli grać piłką po ziemi na tym boisku, to Motor zacząłby stwarzać więcej sytuacji. Trzeba było grać długie piłki i tak to wyglądało, że piłka częściej latała ponad głowami. Dostosowaliśmy się do warunków gry. Trener uczulał nas, żeby nie grać krótko od tyłu tylko wybijać długie piłki, bo można byłoby popełnić głupie błędy. A tak graliśmy konsekwentnie w defensywie, poszła jedna kontra i strzeliliśmy bramkę po rzucie karnym.

Sławomir Janicki (bramkarz GKP): W tej lidze każdy z każdym może wygrać. Pokazał to mecz Kluczborka z Widzewem, który wygrał 2:0. Na tym terenie ciężko się gra, murawa nie jest najlepsza. Wiedzieliśmy, że chłopcom z Motoru zostały wypłacone zaległości, więc byli podwójnie zmotywowani. Cieszę się, że umieliśmy podnieść się po środowym zaległym meczu z Wisłą Płock, ponieważ tam zostaliśmy troszeczkę oszukani podyktowanym rzutem karnym w 90. minucie. Można powiedzieć, że tutaj Bozia nam oddała rzut karny. Fajnie, że dowieźliśmy to zwycięstwo, chociaż po strzeleniu bramki troszeczkę za głęboko się cofnęliśmy i Motor mógł coś wykorzystać. Strzały z daleka raczej nie sprawiały mi żadnego problemu. Stałe fragmenty Motoru w pierwszej połowie były ciężkie, ponieważ grali z wiatrem i piłka mogła robić w powietrzu różne jaja. Do przerwy było 0:0, ale później udowodniliśmy, że jesteśmy lepszym zespołem.

Paweł Kaczorowski (pomocnik GKP): Wygraliśmy, może gra nie była piękna. Niestety, nie było to mecz na wysokim poziomie, ale piłka nożna to nie jazda figurowa na lodzie. Tutaj punktów za ładną grę się nie dostaje. Gra na pewno pozostawia wiele do życzenia, ale my cieszymy się z trzech punktów.

Mirosław Kosowski (trener Motoru): Muszę przyznać, że bardzo chcieliśmy wygrać to spotkanie, dlatego od początku wystawiłem dwóch napastników. Wydawało się, że to będzie kluczem do stwarzania sytuacji bramkowych. Takie sytuacje były, ale drużyna z Gorzowa ma w swoim składzie tak dobrych zawodników, że nawet grając w pierwszej połowie pod wiatr miała kilka groźnych sytuacji. To wprowadziło troszeczkę zamieszania w naszym polu karnym, szczególnie przy dwóch stałych fragmentach gry troszeczkę niepewnie zachował się Łukasz Gieresz, ale to dopiero jego trzeci mecz w barwach Motoru, więc nie dziwię się chłopakowi, że brakuje mu spokoju. W pierwszej połowie mimo wszystko gra była wyrównana. Przede wszystkim strzały z dystansu, brakuje troszeczkę szczęścia, bo te strzały były w środek bramki. Po przerwie zupełnie niepotrzebny faul Przemka Żmudy w polu karnym spowodował stratę bramki i to ustawiło spotkanie. Biliśmy głową w mur, drużyna z Gorzowa dobrze się broniła, licząc na groźne kontrataki. Takich kontrataków na szczęście nie było, ale mecz skończył się naszą porażką. W drugiej połowie może sędzia śmielej powinien odgwizdać przewinienia na Białku czy Popławskim. Wydaje mi się, że zabrakło zdecydowania, więc kończymy mecz z zerowym dorobkiem punktowym. To bardzo boli, bo chłopcy chcieli wygrać, ale nie udało się.

Wojciech Białek (napastnik Motoru): Na początku mieliśmy delikatną przewagę, mogliśmy coś wykorzystać, ale niestety się nie udało. Jak zwykle brakuje szczęścia pod bramką przeciwnika. Mnie w tym meczu bardzo zawiódł sędzia. Ja byłem dwa razy faulowany i na 100 procent nie udawałem. Raz zawodnik mi skoczył mi na plecy, kiedy chciałem przyjąć piłkę. Strzały były centralnie w środek. Szkoda, że nie gdzieś w bok.

Marcin Syroka (pomocnik Motoru): Co z tego, że mamy sytuacje, jak nie możemy strzelić bramki? Tu tkwi nasz problem. Próbujemy przełamać się w każdym meczu i to powoli robi się denerwujące. Cóż, taka jest piłka nożna. Szczęście nam nie sprzyja, bo wydaje mi się, że pan sędzia dwa razy ewidentnie się pomylił. Nie mówię, że przegraliśmy ten mecz przez sędziego, bo porażkę bierzemy na siebie jako zespół. Wydaje mi się, że był wyraźny faul na Wojtku Białku, a w drugiej sytuacji ewidentna nakładka na Adrianie Sadowskim.

Marcin Popławski (pomocnik Motoru): W pierwszej połowie byliśmy zespołem lepszym. Fakt faktem, że drużyna GKP miała więcej stałych fragmentów gry. Nie wiem, jak to się stało, że pięć razy wyszli z własnej połowy i za każdym razem mieli albo rzut wolny albo rożny. W przerwie mówiliśmy sobie, żeby nie stracić bramki i grać konsekwentnie. Konsekwentna gra skończyła się tym, że w 48. minucie ostatni raz goście kopnęli piłkę do przodu i strzelili bramkę. Powiem szczerze, że rzut karny był ewidentny. Stałem niedaleko i widziałem, jak nasz zawodnik trzyma go za koszulkę. Uważam, że dwa rzuty karne należały się również nam po faulach na Wojtku Białku.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×