Śladami Szymona Marciniaka. "Można przeżyć wspaniałą przygodę"

- Nawet jeżeli nie zrobi się kariery zawodowej, to zawsze można przeżyć wspaniałą przygodę - mówi Michał Listkiewicz. Na co dokładnie powinna nastawić się jednak osoba, która chciałaby podążać śladami Szymona Marciniaka?

Bartłomiej Bukowski
Bartłomiej Bukowski
Szymon Marciniak Getty Images / David Ramos / Na zdjęciu: Szymon Marciniak
Sukces zawsze napędza popularność. Gdy Polak nagle osiąga szczyt w danej dziedzinie, momentalnie znajduje się wiele osób, które chciałyby spróbować podążać jego śladami lub przynajmniej bliżej poznać tajniki uprawianej przez niego dyscypliny.

Dość przypomnieć, że gdy w 2014 roku Zbigniew Bródka zdobywał złoto Igrzysk Olimpijskich w Soczi, nagle w co drugiej gminie chciano budować lodowiska. Z kolei gdy Olga Tokarczuk zdobyła Nagrodę Nobla, Polacy tłumnie ruszyli do księgarń.

Obecnie natomiast "na topie" w naszym kraju bez wątpienia jest Szymon Marciniak. Gdy pytamy szefa kolegium sędziów PZPN, Tomasza Mikulskiego, czy na fali popularności najlepszego obecnie arbitra na świecie wzrosło zainteresowanie kursami sędziowskimi, bez wahania odpowiada, że "tak, zdecydowanie".

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: fenomenalny strzał w Ameryce Południowej. Prawdziwe "golazo"!

Żmudne początki

Aby bowiem postawić pierwszy krok na drodze do bycia kolejnym "Marciniakiem", należy przede wszystkim zapisać się na odpowiedni kurs w wojewódzkim związku piłki nożnej. Z reguły zapisy na takie kursy odbywają się na przełomie roku. Dokładniejszych informacji należy jednak szukać na stronie odpowiadającego nam związku.

- Przede wszystkim trzeba być przygotowanym, że jest to długa, wymagająca wyrzeczeń i poświęceń, droga. A i tak nie ma gwarancji, że ktoś zostanie drugim Szymonem Marciniakiem. Trzeba w to włożyć masę pracy, zwłaszcza na początku, gdy trzeba zapomnieć o weekendach z przyjaciółmi czy bliskimi, bo wówczas rozgrywane są mecze i przynajmniej pół takiego dnia trzeba poświęcić na sędziowanie - przestrzega w rozmowie z naszym serwisem Michał Listkiewicz, były polski sędzia piłkarski, który przeszedł przez wszystkie etapy kariery i sędziował m.in. finał MŚ 1994.

Gdy jednak już zdecydujemy się na zapisanie na taki kurs, to najpierw czeka nas kilkadziesiąt godzin zajęć teoretycznych, a następnie egzaminy - teoretyczny oraz sprawnościowy. Gdy przejdziemy ten etap, wreszcie można ruszyć na boisko. Początkowo na mecze młodzików, by z czasem, po pozytywnym przejściu egzaminu na sędziego rzeczywistego, można ruszyć podbijać kolejne szczeble w piłce seniorskiej.

- Trzeba być odpowiednio przygotowanym fizycznie. Oczywiście na początku nie są to aż tak srogie wymogi, ale im dalej, tym bardziej trzeba być wytrenowanym. Są egzaminy, które to wymuszają. Nie są to może normy dla wyczynowych sportowców, ale też nie każdy z ulicy byłby w stanie je spełnić. Trzeba po prostu się przyłożyć i potrenować - opisuje Listkiewicz.

- Najważniejszą sprawą jest jednak to, że... trzeba to pokochać. Nie jest bowiem tak, że od razu pojedzie się na mecz ligowy czy międzynarodowy. Na początku będą zamiast tego jakieś kiepskie boiska, niezbyt życzliwa publiczność czy nerwowi rodzice... od tego trzeba zacząć. Każdy przeszedł tę szkołę życia, włącznie z Marciniakiem, Colliną czy Webbem - dodaje nasz rozmówca.

Krok po kroku

W tym momencie ktoś, kto jeszcze przed chwilą marzył o bieganiu z gwizdkiem między najlepszymi piłkarzami świata, mógłby się nieco zniechęcić. Jak jednak, z dzisiejszej perspektywy, patrzy na to Michał Listkiewicz? I czy poleciłby obranie drogi sędziego piłkarskiego?

- Bardzo polecam! Nawet jeżeli nie zrobi się kariery zawodowej, to można przeżyć wspaniałą przygodę, poznać cudownych ludzi. Ja dzięki sędziowaniu zwiedziłem też masę miejsc, których jako turysta, nawet gdyby było mnie stać, pewnie bym nie zwiedził. Nie widziałem bowiem np. ofert biur podróży z wycieczkami na Vanuatu, a ja dzięki piłce nożnej mogłem tam być - mówi nam Listkiewicz.

- Odradzałbym jednak przy tym nastawianie się od razu na wielką karierę. Bo bywa tak, jak chociażby z grą w tenisa, gdzie rodzice od razu wyobrażają sobie, że ich córka będzie Igą Świątek czy syn Hubertem Hurkaczem, a wiadomo, że karierę robi 1 na 1000 osób, które daną dziedziną się zajmują - zaznacza nasz rozmówca.

Sam Listkiewicz jednak z pewnym rozrzewnieniem wspomina własne początki: - Gdy ja awansowałem do III ligi, byłem przeszczęśliwy, że pojadę sobie na mecze do Kraśnika czy do Puław, ale potem ważnym było to, aby wyznaczać sobie kolejne cele, nie zadowalać się tym co jest. Jak już byłem w III lidze, to chciałem spróbować w II, potem w I i tak dalej. Natomiast nie można też stawiać wszystkiego na jedną kartę, życie pisze różne scenariusze, może się przydarzyć kontuzja, może po prostu zabraknąć szczęścia... Warto więc też założyć sobie inną ścieżkę rozwoju. W Polsce jest 20 sędziów zawodowych, a wszystkich jest koło 10 tysięcy, więc to pokazuje jak trudno uczynić z tego regularny zawód - przestrzega Listkiewicz.

Czytaj także:
"Przecież nie jest głupim człowiekiem". Anglik dosadnie o zachowaniu Marciniaka
Legia liczy się z odejściem Mladenovicia. Wytypowano kandydata na następcę Serba

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×