Mecz po którym bolą zęby. Lewandowskiego też [OPINIA]

Trzy czerwone kartki, mnóstwo obrzydliwych fauli i gotująca się krew u piłkarzy. Po takiej inauguracji nowego sezonu przez FC Barcelonę będzie bolała głowa.

Maciej Siemiątkowski
Maciej Siemiątkowski
PAP/EPA / Zipi
To chichot losu, że tak ohydny mecz Barca rozegrała w 50. rocznicę przybycia do klubu Johana Cruyffa, który najpierw jako zawodnik a potem jako trener wniósł Barcelonę na najwyższy poziom i sprawił, że jej grą zachwycał się cały świat. Choć jego duch stale unosi się nad Barcą, to musiało go zabraknąć w niedzielny wieczór pod Madrytem, kiedy zmierzyła się z Getafe.

Choć mistrz Hiszpanii był przy piłce przez około 70 procent czasu gry, to niewiele z tego wynikało. Zaledwie cztery celne strzały, ogromne cierpienie, masa siniaków, które będą piłkarzom przypominać o tym spotkaniu i bezbramkowy remis. Rywale z Getafe brutalnie rozprawiali się z zawodnikami Barcelony. Kości trzeszczały, a kibiców bolały zęby. Bo jeśli ten mecz był pierwszym, który włączył w tym sezonie ktoś stęskniony za hiszpańską piłką, to w poniedziałek obudził się z ogromnym kacem.

Równie mocno głowa będzie bolała Roberta Lewandowskiego. Przed inauguracją sezonu Polak umówił się na rozmowę z dziennikarzem "El Pais". Udzielił mu ciekawego wywiadu, w którym opowiadał o zmianie swojej roli na boisku. Że czekanie przez cały mecz w polu karnym na podanie nie sprawia mu już przyjemności, zamiast tego woli zaangażować się w budowanie akcji. Udowadniał nam to przez ostatnie lata, ale w niedzielę został brutalnie stłumiony. Rywale okładali go łokciami, przepychali i kopali po kostkach.

Na swój sposób podziwiam Getafe, bo mimo swoich deficytów znaleźli sposób, by przez lata utrzymać się w hiszpańskiej elicie. Przeszkadzanie rywalom i przykładanie największej wagi do gry w obronie nie są w końcu zakazane. Ale wykorzystywanie do realizacji celu ciosów rodem z mieszanych sztuk walki jest przekroczeniem granic. W taki właście sposób gospodarze powstrzymywali przeciwników i wytrącali ich z równowagi. I w tej kwestii Lewandowski pokazał klasę i ogromne doświadczenie - nie dał się wytrącić z równowagi do ostatniego gwizdka. Co innego jego kolega, Raphinha, który wyleciał tuż przed przerwą za uderzenie łokciem Gastona Alvareza.

ZOBACZ WIDEO: Czarne miesiące PZPN. Co dalej? "Zrobiło się nieciekawie"

Ta akcja pokazała, jaką lekcję muszą jeszcze odrobić zawodnicy Barcy. Walcząc na trzech frontach (w La Liga, Lidze Mistrzów i Pucharze Hiszpanii), będą trafiali na antyfutbolowych rywali. Zachowanie zimnej krwi będzie wtedy na wagę złota. Tego skrzydłowemu zabrakło w niedzielę.

Brakuje jeszcze jednego Polaka

To też kamyczek do ogródka dla hiszpańskich sędziów. Lewandowski po przyjściu do Barcy stał się jedną z największych gwiazd ligi. Patrząc na to, co wyprawiają czasem arbitrzy, łatwo dojść do wniosku, że przydałby się tam jeszcze jeden Polak, Szymon Marciniak. Sędzia Cesar Soto Grado zanim wyrzucił z boiska Raphinhę, powinien choć raz ukarać Damiana Suareza. Obrońca Getafe od pierwszej minuty brzydko rozprawiał się z przeciwnikami. Jego obrzydliwe zagrania zostały ukarane żółtą kartką dopiero w 82. minucie. Za późno. Może szybka reakcja arbitra i utemperowanie 35-latka na początku sprawiłaby, że ten mecz wyglądałby choć odrobinę lepiej.

Równie duże emocje arbiter wywołał w doliczonym czasie spotkania. W jednej akcji pojawiły się dwie kontrowersje - możliwe zagranie ręką Gaviego, a chwilę potem ewidentny faul Iglesiasa na Araujo. Dobre pięć minut sędzia rozmawiał z sędziami VAR, w końcu sam podszedł do monitora i nie przyznał karnego Barcelonie, bo dopatrzył się wcześniej zagrania ręką. O tym będą dyskutować Hiszpanie do następnej kolejki.

"Trzyma stopę na gardle i nie puszcza"

Dużo nie zmieniło wyrównanie sił w 57. minucie po drugiej żółtej kartce Jaime Maty. Kiedy tylko Barca próbowała wyprowadzić niezłą akcję, brutalnie kasowali ją rywale. Najlepsze okazje mieli jeszcze przed przerwą Oriol Romeu i Raphinha, po którego uderzeniu piłka odbiła się od słupka. Nieco lepiej wyglądało to w drugiej połowie, kiedy jedyną dobrą szansę miał "Lewy" po uderzeniu głową, wtedy dobrze obronił bramkarz. Potem bliski szczęścia był Ansu Fati. I to by było na tyle. Raptem cztery przyzwoite akcje w polu karnym.

To za mało na zespół broniący tytułu i mający nadzieję na podbój Ligi Mistrzów. Choć na tym terenie to nic nowego. Barca po raz czwarty z rzędu nie wygrała na wyjeździe z Getafe. Lewandowski zagrał tam po raz drugi, już doskonale wie, że o gola na tym stadionie będzie piekielnie trudno.

Trenerowi Xaviemu też zagotowała się głowa. W końcówce i on został ukarany czerwoną kartką i musiał opuścić ławkę rezerwowych. Choć już przed meczem przewidział, że "Getafe pod wodzą Jose Bordalasa jest bardzo trudne". W końcu to trener, o którym jego były piłkarz powiedział, że "trzyma stopę na twoim gardle i nie puszcza". W pierwszej kolejce położył ją na gardle trenera i piłkarzy Barcelony. Puścił dopiero, kiedy sędzia skończy mecz.

Dopiero teraz Barca będzie mogła oddychać pełną piersią. W następnej kolejce w meczu z Cadiz powinno być już lżej i choć na samym starcie zgubiła punkty, to może cieszyć się, że jedno z dwóch spotkań z Getafe jest już za nią. Po 90. minutach zapasów będzie mogła zacząć grę w piłkę.

Maciej Siemiątkowski, dziennikarz WP SportoweFakty

Czytaj też:
Lewandowski wspomina Niemców. "Nie byli zbyt otwarci ani przyjaźnie nastawieni"
A jednak! Zieliński uzgodnił warunki umowy z nowym klubem

Kibicuj Lewemu i FC Barcelonie na Eleven Sports w Pilocie WP (link sponsorowany)

Czy Lewandowski zostanie królem strzelców La Liga?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×