"Fabrykacja". Mioduski skomentował zachowanie Holendrów

- Jeżeli ktoś powie, że to my, piłkarze, zaatakowali ochronę, to nie wiem gdzie i kiedy. Agresja była zdecydowanie z tamtej strony - to słowa właściciela Legii Warszawa, Dariusza Mioduskiego o sytuacji z Alkmaar po meczu Ligi Konferencji Europy.

Krzysztof Kaczmarczyk
Krzysztof Kaczmarczyk
Dariusz Mioduski PAP / Rafał Guz / Dariusz Mioduski
Było gorąco po meczu AZ Alkmaar - Legia Warszawa (1:0). Sam Dariusz Mioduski został bestialsko zaatakowany przez policję i ochronę, a dwóch piłkarzy stołecznej ekipy zostało zatrzymanych.

Josue i Radovan Pankov mieli "napaść" na jednego z ochroniarzy, efektem czego ten miał doznać złamania kości w stawie łokciowym oraz wstrząsu mózgu.

Dariusz Mioduski na specjalnie zwołanej konferencji prasowej odniósł się do tego w zdecydowany sposób.

W opinii prezesa i właściciela wicemistrzów Polski nic z tego, o czym mówią, piszą i co sugerują Holendrzy nie miało miejsca. - Nie wiem, nie widziałem i nikt nie widział, żeby ktokolwiek z naszej strony uderzył ochroniarza. Były przepychanki, mogło być odepchnięcie czy jakiś upadek - zdradził Mioduski.

Zwrócił natomiast uwagę, że stewardzi w Alkmaar nie byli ułomkami. - Ja przy nich jestem mały gościu. Nie tak łatwo ich przesunąć. Także mówienie, że był poszkodowany... Zobaczymy, co pokażą raporty. Ja nie wierzę w to, co mówi druga strona - dodał.

Mioduski kilkukrotnie powtórzył, że w Alkmaar od początku sytuacja wyglądała tak, że nikt nie chciał fanów Legii w mieście. Wszyscy mieli być nastawieni negatywnie, "anty" fani Legii Warszawa. Łącznie z panią burmistrz miasta, która oficjalnie powiedziała o tym w mediach kilka dni przed spotkaniem.

W opinii właściciela Legii miejscowi w pewnym momencie zdali sobie sprawę, że przesadzili i teraz szukają sposobu, żeby odwrócić wszystko w drugą stronę, czyli zrzucić winę na przedstawicieli Legii. - Moim zdaniem to część fabrykacji. Wiedząc, że przesadzili, tworzą narrację, że agresja była z naszej strony - wyjaśnił.

Szef stołecznego klubu opowiedział również o tym, jak wyglądała cała sytuacja z zatrzymaniem Josue i Radovana Pankova.

- Myśleliśmy, że wyjedziemy, ale powiedzieli nam, że nie. Jeżeli nie wypuścimy jednego piłkarza, konkretnie Pankova. Gdyby by nie wyszedł, to chcieli zrobić szturm na autobus. Grozili, że zrobią w nim rozróbę - relacjonował.

Co ciekawe gdy Pankov zgodził się wyjść i pojechać złożyć zeznania, wtedy policja wskazała na kolejnego gracza Legii - wspomnianego Josue.

I to właśnie Josue był przesłuchiwany jako pierwszy. Pankov zeznań jeszcze nie złożył. - Nie wiadomo, kiedy będzie przesłuchiwany - zdradził obecny również na konferencji rzecznik Legii, Bartosz Zasławski.

Mioduski potwierdził też słowa rzecznika o tym, że szef ochrony w Alkmaar wyglądał "podejrzanie" (więcej pisaliśmy o tym -->> TUTAJ). - Zastanawialiśmy się, czy ten pan nie jest na jakichś środkach - przyznał właściciel dodając, że ten również będzie zeznawał na policji.

W mediach pojawiają się informacje o losach zatrzymanych piłkarzy. Josue miał już opuścić areszt, zaś Pankov wciąż ma w nim pozostawać.

Zobacz także:
Szokująca relacja z Legii. "To był rasizm w czystej postaci"
Mateusz Morawiecki spotkał się z premierem Holandii ws. Legii. Zdradził, co mu powiedział

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: W Polsce to nie do pomyślenia. Niezwykłe przeżycie kibica
Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×