Zginął w Strefie Gazy. Krótko przed śmiercią wysłał SMS do Polski

Miał 36 lat i niósł pomoc wszędzie, gdzie była ona potrzebna. Damian Soból zginął w izraelskim ataku na Strefę Gazy. - On nie zmarł. Oni go zabili - mówi WP SportoweFakty Henryk Łaskarzewski, jego pierwszy trener w klubie Czuwaj Przemyśl.

Krzysztof Kaczmarczyk
Krzysztof Kaczmarczyk
Damian Soból Facebook / UKS Orlik Przemyśl / Damian Soból
W wyniku izraelskiego nalotu na Strefę Gazy zginęło siedmiu wolontariuszy organizacji humanitarnej World Central Kitchen. Jedną z ofiar jest obywatel Polski Damian Soból.

- On nie zmarł. Oni go zabili - wyraźnie akcentuje w rozmowie z WP SportoweFakty Henryk Łaskarzewski, który przed laty był pierwszym trenerem Damiana Sobóla w klubie Czuwaj Przemyśl, a obecnie jest związany z UKS Orlik Przemyśl. - Niesamowicie szkoda, bo to był bardzo pozytywny chłopak - dodał.

Soból zginął podczas swojej kolejnej misji. Wspólnie z grupą wolontariuszy w momencie tragedii pomagał dostarczyć żywność i środki higieniczne do północnej Strefy Gazy. Wolontariusze rozwozili towary oznaczonymi samochodami organizacji humanitarnej. Nie wiadomo, dlaczego wojsko izraelskie je ostrzelało.

"Brał na siebie 300 procent"


- Wspaniały chłopak. Od urodzenia wykazywał dużą empatię. Potrafił się dzielić, pomimo że pochodził z ubogiej rodziny. Znałem jego ojca, niestety również przedwcześnie zmarłego - mówi nam Łaskarzewski.

- Chował się w niepełnej rodzinie, a potrafił się podzielić wszystkim. I zawsze pomagał. Zostawał po treningach, pytał, czy i w czym może pomóc. Tworzył pozytywną atmosferę w szatni, na boisku i poza nim - dodaje.

Łaskarzewski nie może pogodzić się z informacją o śmierci Sobóla. Mówi wprost, że "pomoc" to było drugie imię Damiana. Niósł ją przez całe swoje życie. - Po wybuchu wojny w Ukrainie pomagał drużynom z tego kraju. Brał na siebie 300 procent tego, co mógł zrobić, a i tak zawsze wszystko to realizował. Dla niego nie było rzeczy niemożliwych. Chłopak orkiestra - słyszymy od jego pierwszego trenera.

Soból cały czas był w kontakcie z Łaskarzewskim. - Nigdy nie zapominał o imieninach. Obojętnie gdzie był, bo los rzucał go w różne zakątki świata. Cały czas mieliśmy kontakt. Zawsze znalazł te 10-15 sekund, żeby w jakiś sposób się skontaktować i okazać pamięć - wspomina.

Pomagać tam, gdzie jest ciężko


Pomoc w Strefie Gazy była i jest na wagę złota. Nic więc dziwnego, że Soból właśnie tam się znalazł. Nasz rozmówca nie był zdziwiony.

- Nawet go zapytałem: "Dlaczego?". Przecież przy tym, co tam się dzieje, to Ukraina wydaje się być jakąś bajką. Bo tam to niebezpieczeństwo jest w pasie od linii frontu. W zachodniej Ukrainie to jest mega bezpiecznie w porównaniu z tym, co tam się dzieje. Tam, w Strefie Gazy, jest kocioł - przyznaje.

Soból w jednej z ostatnich rozmów z trenerem przypomniał mu... jego słowa. Właśnie tym się kierował, trafiając we wspomniany "kocioł". - Trenerze, jest bardzo ciężko, ale ja właśnie chcę pomagać tu, gdzie jest ciężko. Zawsze nam trener mówił, że nie sztuką jest wygrać ze słabym. Sztuką jest powalczyć z najlepszym i tu, gdzie jest ciężko, tam moja pomoc jest najistotniejsza - takie słowa Łaskarzewski usłyszał od swojego byłego podopiecznego.

Cytuje też jedną z ostatnich wiadomości SMS, jaką Damian Soból wysłał do Polski. - Jeszcze umówiliśmy się na granie... Taki SMS ostatnio i umówiliśmy się. "Zapraszam na Orlika, na Orlik Arenę" - napisał do Łaskarzewskiego.

Wojna pomiędzy Izraelem a palestyńskim ugrupowaniem Hamas, kontrolującym Strefę Gazy, rozpoczęła się militarnym atakiem członków Hamasu na terytorium Izraela 7 października 2023 roku. Od tego czasu zginęło już ponad 30 tys. Palestyńczyków.

Zobacz także:
Trener Palestyny: Piłkarze tracą domy i bliskich
Rozpaczliwy apel Sary Boruc. "Ta bezsilność jest okrutna"

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×