Artur Wiśniewski: Pan Bóg za jedną dłoń poprowadził Lecha, a za drugą Ruch

Historia lubi się powtarzać: ruszają rozgrywki międzynarodowe, a polskie zespoły już w pierwszych meczach męczą się i pocą, desperacko szukając sposobu, by choćby z pomocą cudu, Bożej dłoni - wepchnąć piłkę do siatki Azerów, Maltańczyków, czy jak rok temu, Estończyków. W wymienionych krajach wielu obywateli w ogóle nie zna zasad gry w piłkę nożną. Futbolem mało kto się interesuje, nie ma też ludzi chętnych do inwestowania w kluby i zaplecze sportowe. Pod względem aspiracji i możliwości dzieli nas z nimi przepaść - na naszą korzyść. Pod względem umiejętności - nic nas nie dzieli.

Artur Wiśniewski
Artur Wiśniewski

Azerbejdżan - 9 milionów obywateli (ok. 23 proc. potencjału ludnościowego Polski), Malta - 400 tys. mieszkańców (ok. 1,1 proc. potencjału ludnościowego Polski). Lech Poznań - Inter Baku 1:1 w dwumeczu, Ruch Chorzów - Valetta FC 1:1.

Transferowa ofensywa Lecha, o której tak głośno śpiewali w mediach działacze poznańskiego klubu, zakończyła się na pozyskaniu 33-letniego Artura Wichniarka, który w zeszłym sezonie praktycznie nie grał, oraz Jacka Kiełba, który mecze w pucharach widział jak dotąd tylko w telewizji. Joel Tshibamba kupiony został w ostatniej chwili, choć w gruncie rzeczy wcale nie był przymierzany do drużyny Lecha. I jego poziom umiejętności, pomimo strzelonych 5 goli w polskiej ekstraklasie, pozostaje znakiem zapytania. Poznaniakom nie udało się sprowadzić żadnego zawodnika, który mógłby być typowany na gwiazdę tej drużyny. Żadnej jednostki wybitnej (takiej, jaką w skali Polski był Robert Lewandowski), mogącej pomóc zespołowi w wywalczeniu historycznego awansu do wymarzonej Ligi Mistrzów.

O ile Lech jednak - pomijając brak aktywności na rynku transferowym - jest klubem, który czerpie wzorce z zachodu, pomalutku zbliża się do Europy i generuje duże przychody (w zeszłym sezonie wg raportu Delloite zarobił 40,3 mln złotych), o tyle w chorzowskim Ruchu od lat ledwo wiąże się koniec z końcem, a piłkarze boją się zaglądać na swoje konta bankowe. Klub, mimo że przeżywa kłopoty finansowe, nie planuje pozbywać się zawodników, na których mógłby zarobić najwięcej (Arturem Sobiechem i Maciejem Sadlokiem zainteresowanie przejawiała krakowska Wisła, która gotowa była zapłacić za nich dużo pieniędzy, ale nie aż 1,5 miliona euro - tyle bowiem zaporowo zażyczył sobie Ruch).

Cuda, jakie chorzowianie wyprawiali w zeszłym sezonie w rozgrywkach ekstraklasy (53 punkty w 30 meczach i wysokie 3. miejsce w tabeli), były dziełem wielkiego pospolitego ruszenia i dużego talentu trenera Waldemara Fornalika. W klubie pod względem finansowym nie zmieniło się jednak nic i, jak można mniemać, w nadchodzącym sezonie drużyna swojego osiągnięcia sportowego nie powtórzy. Żaden piłkarz będąc głodnym zbyt długo na dobrym poziomie nie pogra.

Na starcie rozgrywek europejskich jako jedyna ciała nie dała Wisła - i chwała jej za to. Gładko ograła w dwumeczu FC Siauliai, a bramki w rewanżu strzelała niemal połowa jej drużyny. Krakowianie pozostawili po sobie dobre wrażenie oraz wzbudzili nadzieję, że do rozgrywek pucharowych będą się przykładać. Z drugiej strony, my - dziennikarze i kibice - rokrocznie karmieni jesteśmy nadziejami, które później zwykle przybierają obraz smutnych rozczarowań.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×