Nie mamy nic do stracenia - rozmowa z Radosławem Kardasem, obrońcą KSZO Ostrowiec

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Filar ostrowieckiego zespołu był bliski wpisania się na listę strzelców w meczu przeciwko Bogdance Łęczna, jednak sędzia główny nie uznał bramki, odgwizdując pozycje spaloną. O nadziejach na utrzymanie, szacunku do trenera i najbliższej potyczce w Bielsku-Białej portalowi SportoweFakty.pl opowiedział obrońca KSZO, Radosław Kardas.

Anna Soboń: Uważasz, że remis z Bogdanką Łęczna jest sprawiedliwym wynikiem dla obu zespołów?

Radosław Kardas: W sumie chyba tak, choć my strzeliliśmy dwie bramki, które nie zostały uznane przez arbitra. Szkoda, bo wtedy mecz ułożyłby się pewnie inaczej i być może nie stracilibyśmy dwóch punktów.

W obu przypadkach sędzia odgwizdał spalonego. Czy rzeczywiście tak było?

- W moim przypadku chyba rzeczywiście była pozycja spalona, jednak nie wiem jak było w sytuacji Damiana Nawrocika. Gdyby jego gol został uznany, to najprawdopodobniej trzy punkty zostałyby w Ostrowcu, a tak to musieliśmy się nimi podzielić z ekipą Bogdanki, co w naszej sytuacji niewiele daje.

No właśnie, dół tabeli jest spłaszczony, jednak KSZO ciągle walczy o utrzymanie w I lidze i wydaje się, że piłkarze nadal wierzą, że cel zostanie osiągnięty.

- Gdybyśmy my w to nie wierzyli, to nie byłoby sensu nawet grać kolejnych spotkań. My gramy swoją piłkę i w każdym meczu staramy się wyjść i walczyć o zwycięstwo. Najważniejsze dla nas, żeby wygrywać na własnym stadionie. Do tego dorzucać kilka punktów z wyjazdów i powinniśmy w ten sposób utrzymać zaplecze Ekstraklasy w Ostrowcu Świętokrzyskim.

Łęczna też miała swoje okazje do zdobycia bramki. Najlepszej nie wykorzystali zawodnicy Bogdanki w pierwszej połowie.

- Rzeczywiście w pierwszej połowie po sytuacji Tomasza Nowaka, który dwukrotnie strzelał na naszą bramkę wróciliśmy z dalekiej podróży. Na szczęście dla nas w odpowiednim miejscu był Nikola Kolarov, który wybił piłkę zmierzającą pewnie do siatki. Przy dobitce natomiast świetna interwencją popisał się Tomek Dymanowski.

Gdyby podopieczni trenera Mirosława Jabłońskiego to strzelili, mecz byłby jeszcze trudniejszy?

- W ogóle był to trudny mecz na ciężkim boisku przy silnym wietrze, wiec i warunki w jakich przyszło nam grac nie rozpieszczały. Ekipa Bogdanki to solidny zespół i gdyby wykorzystali tę sytuacje, to byłoby nam jeszcze trudniej. My staramy się grac do przodu i jednocześnie kontrolować własne pole karne, bo trzeba sobie jasno powiedzieć, że remisy na własnym obiekcie niewiele poprawiają naszą sytuacje w tabeli. Oczywiście, że zawsze lepiej dopisać to jedno oczko niż zero punktów, jednak patrząc na następnego naszego rywala, będzie o punkty jeszcze trudniej.

W konfrontacji ze zmierzającym do Ekstraklasy Podbeskidziem, KSZO stoi na straconej pozycji?

- Tak bym nie powiedział, bo dopóki piłka w grze, to wszystko jest możliwe. Już w meczu z Piastem nikt na nas nie stawiał i wszyscy pewnie dopisali ekipie z Gliwic trzy punkty, a tu jednak była niespodzianka. My nie mamy nic do stracenia, bo walczymy o utrzymanie się w I lidze i wyjdziemy w Bielsku - Białej powalczyć o pełną pulę, a jaki rezultat osiągniemy, zweryfikuje boisko.

Radosław Kardas na dłużej zadomowi się już w podstawowej jedenastce pomarańczowo-czarnych?

- Nie mnie o to pytać. Wszelkie roszady personalne są decyzją trenera i to on zadecyduje czy będę grał czy nie. Jaka by to nie była decyzja, uszanuję ją i dostosuję się do sytuacji. Najważniejsze, żebyśmy wrócili z wyjazdu z jakąś zdobyczą punktową.

Źródło artykułu: