Poważne problemy w Wiśle Płock

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

W miniony piątek PZPN zadecydował o tym, że dwie drużyny spośród grona pierwszoligowców nie dostaną licencji na rozgrywki w tejże lidze. Są to Wisła Płock i Odra Opole. Decyzja w sprawie Wisły jest najbardziej szokująca - porządek panujący w klubie był zawsze traktowany jako godny do naśladowania. Nieudolność obecnych władz Wisły powoduje jednak, że klub ten znalazł się w najgorszej sytuacji w swojej długoletniej historii.

W tym artykule dowiesz się o:

Po nieudanych dla Polski Mistrzostwach Europy w Austrii i Szwajcarii w mediach rozgorzała debata nad sposobem uzdrowienia polskiego futbolu. Codziennie widzimy w telewizji wypowiedzi coraz to nowych ekspertów, którzy jawią się zbawcami polskiej piłki. Poruszane są tematy złego stanu obiektów szkoleniowych, złego doboru szkoleniowców itd. Z pewnością chcąc oglądać piłkarskie spektakle na najwyższym poziomie musimy o tym pamiętać. Jednak to, że polska piłka stoi w tym, a nie innym miejscu nie zależy chyba tylko od jakości murawy, na której trenuje młodzież i polscy zawodnicy. Największą bolączką polskiej piłki jest to, kto nią kieruje. Nie chodzi tu tylko o członków PZPN, ale także o działaczy zarządzających polskimi klubami. Osoby te doprowadziły już do upadku wielu zespołów i widać, że ciągle im mało. Pech padł teraz na drużynę Wisły Płock.

Przed początkiem sezonu 2007/08 Nafciarze byli wymieniani w gronie faworytów rozgrywek, którzy mogą awansować do ekstraklasy. Po przeciętnej jesieni klub zasiliło kilku zawodników mających przypieczętować Wiśle powrót na piłkarskie salony. Jednakże drużyna z Płocka w rundzie wiosennej zupełnie zapomniała jak gra się w piłkę i zajęła ostatecznie dopiero 8. miejsce. Tylko dzięki punktom wywalczonym jesienią płocczanie mogli spokojnie myśleć o utrzymaniu się na zapleczu ekstraklasy. Jakby tego było mało, w piątek 4 lipca PZPN zadecydował o tym, że klub nie spełnia wymagań licencyjnych uprawniających do gry w nowej I-ej lidze. Jak to się stało, że w ciągu trzech lat klub jest bliski upadkowi? Co zadecydowało o tym, że niedawny zdobywca Pucharu i Superpucharu Polski, trzykrotny reprezentant Polski w europejskich pucharach, już niedługo może zapomnieć szykować się do rozgrywek nowej II ligi?

Na pierwszy rzut oka mogłoby się wydawać, że były to po prostu błędy w doborze zawodników i sztabu szkoleniowego. Być może jest to prawda, ale nie do końca. Należy zwrócić uwagę na fakt, iż dosyć niedawno największy sponsor klubu, czyli Orlen, pozbył się udziałów w klubie. Nie w smak mu bowiem było sponsorowanie piłki nożnej w płockim wykonaniu (co nie dziwi, gdyż we władzach PKN nie ma praktycznie żadnej osoby, która pochodzi z miasta-siedziby spółki). Bardziej sensowne dla szefostwa tego naftowego giganta jest wykładanie kilkudziesięciu milionów złotych na rajdowców z Dakaru. Każdy powie pewnie: "Zaraz, przecież rajd jest puszczany w TVP i to jest reklama dla Orlenu". Muszę tu przyznać rację - tak, jest pokazywany w telewizji. Jednak nie każdy wie, że aby zobaczyć ten rajd w późnych godzinach wieczornych władze PKN płacą TVP dodatkowe kilka milionów złotych. Powstaje pytanie: jak duże środki pieniężne PKN inwestuje w Wisłę? Odpowiedź brzmi: 3 mln złotych. Trzeba zaznaczyć, że środki te są z roku na rok coraz mniejsze.

Jednakże małe pieniądze płynące z firmy, która od lat truje płocczan, są niczym w porównaniu z tym, co dzieje się we władzach klubu. Udziały w Wiśle przejęło od Orlenu miasto Płock. Prezydent miasta Mirosław Milewski i jego zastępca Piotr Kubera dumnie ogłaszali plany zawojowania w przeciągu kilku lat pucharu UEFA, modernizacji stadionu itd. Jednakże pan Milewski po raz kolejny pokazał, że jest specjalistą od obiecywania gruszek na wierzbie. Tak na prawdę klub Wisła Płock stał się dla nich prywatnym folwarkiem. Nieprzypadkowo przewodniczącym rady nadzorczej w Wiśle został pan Kubera, który stał się odpowiedzialny m.in. za wybór prezesa klubu. I to właśnie prezes klubu, a nie on, będzie odpowiadał za nieprawidłowości w zespole. Dla polityków z urzędu miasta jest to wymarzony układ - mogą oni bowiem sterować odpowiednio klubem i nie muszą za bardzo przejmować się utratą poparcia wśród swoich wyborców. Początkowo prezesem klubu został pan Krzysztof Ganc, który wcześniej zarządzał miejskimi obiektami sportowymi. To właśnie za czasów piastowania przez niego stanowiska prezesa doszło do zawalenia się namiotu nad sztucznym lodowiskiem w Płocku… Cudem nikt wtedy nie zginął. Prezes Ganc, który o futbolu nie miał praktycznie żadnego pojęcia, był idealnym kandydatem na to stanowisko - do pełnienia funkcji potrzebny był mu tylko telefon łączący go z panem prezydentem. Od tego momentu w klubie zrobił się ogromny bałagan. Z jednej strony pojawiały się bezsensowne decyzje pana prezesa, z drugiej jego zastępców, o których można powiedzieć, że w przeciwieństwie do swojego przełożonego, "mają papiery" na pracę w klubie sportowym. Śmieszna, a zarazem świadcząca o bałaganie w klubie, sytuacja wynikła w momencie zdobycia przez szczypiornistów Wisły Mistrzostwa Polski. Nowy prezes PKN chciał osobiście pogratulować piłkarzom zdobycia tytułu. Prezes Ganc musiał jednak skonsultować całą tą sprawę z osobami z urzędu miasta, które nie pozwoliły na udział płockich szczypiornistów w tej uroczystości. Jakie musiało być ich zdziwienie, gdy dowiedzieli się, że zastępca prezesa Grzegorz Kępiński wyraził zgodę na wyjazd piłkarzy do siedziby głównej PKN.

W niedługim czasie, pod naciskiem kibiców i całego płockiego środowiska prezes Ganc złożył rezygnację z piastowania swojej funkcji w klubie. Funkcję prezesa objął Grzegorz Kępiński. Prezydenci przekonani ,że po zwolnieniu Ganca nadal mogą sobie pozwalać na wszystko , postanowili "podsyłać" kolejne osoby w celu "znalezienia dla nich etatu w Wiśle". Jednakże prezes Kępiński nie był już taki uległy w stosunku do swoich przełożonych jak jego poprzednik i nie ulegał naciskom.

Prezydent Milewski przebudził się w końcu z letargu i próbował wyszukać nowych sponsorów. Jakie musiało być zdziwienie płocczan, gdy w urzędzie miasta pojawił się, w towarzystwie Krzysztofa Dmoszyńskiego (którego kibice oskarżają o kilkumilionowe długi jakie po sobie zostawił za czasów swojej prezesury), Sabri Bekdas. Niedawno inwestował on pieniądze w… Pogoni Szczecin, która po kilkuletniej banicji w niższych rozgrywkach ligowych obecnie awansowała do rozgrywek nowej II ligi. Ten inwestor z Turcji obiecał płockim urzędnikom budżet klubu w okolicach 25 milionów złotych. Sporo, jak na polskie warunki. Problem w tym, że w zamian za to chciał od urzędu miasta działki pod budowę obiektów handlowych, a także pakiet większościowy w klubie. Na to zgody nie wyrazili i nie wyrażą jej też w przyszłości kibice Wisły. Może są za bardzo grymaśni? Otóż nie, jeśli weźmie się pod uwagę kilka decyzji włodarzy klubu. Strategiczną decyzją prezydentów Milewskiego i Kubery było zakazanie klubowi rozmów z potencjalnym sponsorem na temat wsparcia dla klubu. Górę nad dobrem klubu wzięły gierki i targi polityczne, a także prywatne sympatie czy antypatie.

Sytuacja w klubie jest na tyle dramatyczna, że prezes Kępiński złożył już rezygnację. W przeszło 60-letniej historii klubu nie było jeszcze takiej sytuacji, w której klubu nie stać na zorganizowanie wyjazdu na obóz szkoleniowy. Transfery, o ile dojdą one do skutku, świadczą o zapaści finansowej Wisły. Niestety, ale najwidoczniej w nadchodzącym sezonie klub ten będzie walczył o swoje istnienie. W sytuacji bowiem, gdy PZPN nie zmieni swojej decyzji główny sponsor klubu, czyli Orlen, może zaprzestać sponsorowania klubu (pozwalają mu na to zapisy umowy sponsorskiej).

Płockim kibicom dalej będą musieli wierzyć w "obiecanki" pana prezydenta. Wszak obiecał im już halę sportową, którą buduje już swoja drugą kadencję (nie wbito jeszcze żadnej łopaty w ziemię, utracono dotację 50 milionów złotych z budżetu państwa); piłkarze nożni będą rozgrywali mecze na przebudowanym stadionie, na który płocczanie będą dojeżdżali nowymi tramwajami. Po pięknych widowiskach sportowych będą oni mogli się rozkoszować koncertami w amfiteatrze, który może się w każdej chwili zawalić (z winy budowlańców oczywiście), przejść się po największym molo wybudowanym na rzece w Polsce, czy też skorzystać z obiektów rekreacyjnych nad zalewem Sobótka. To i wiele innych rzeczy pan Milewski już płocczanom obiecał. Pytanie jest tylko jedno: kiedy wyrwie się on z tego swoistego delirium i przejrzy w końcu na oczy?

Być może jedyną szansą na ratunek tego klubu okażą się płoccy kibice. Jednakże ich wołanie o pomoc i ratunek dla klubu może odbić się bez echa. Wielu ludzi myśli bowiem stereotypowo i zdanie kibica traktuje z przymrużeniem oka. W dzisiejszych czasach kibic kojarzy się bowiem z nieokreślonym bliżej złem, a już na pewno nie z osobą, z którą można rozmawiać o przyszłości klubu. Być może coś w tym jest, ale należy pamiętać, że fani, którzy chodzą na mecze piłkarskie są przekrojem całego polskiego społeczeństwa - możemy wśród nich spotkać osoby bez podstawowego wykształcenia, ale i tych, którzy ukończyli renomowane uczelnie. Dlaczego więc przedstawiciele grupy kilku tysięcy kibiców mieliby siedzieć cicho z założonymi rękoma? Chyba tylko dlatego, że nikt pomysłów od "złych kibiców i bandziorów" nie potrzebuje i sam wie jak zarządzać Wisłą. Jakie będą tego skutki - o tym dowiemy się już niedługo.

O tym jaki los czeka Wisłę przekonamy się już wkrótce. Władze klubu zamierzają skorzystać z prawa do odwołania się do komisji licencyjnej PZPN. O tym jakie będą tego skutki i jaki los czeka Wisłę Płock dowiemy się w niedalekiej przyszłości.

Źródło artykułu: