Nie chciałem się napalać - rozmowa z Igorem Lewczukiem, obrońcą Ruchu Chorzów

Dla Igora Lewczuka mecz Ruchu z Jagiellonią był pojedynkiem szczególnym. Zawodnik do Chorzowa jest wypożyczony z Białegostoku, gdzie grał przez 2,5 roku. Piłkarz w pojedynku z klubem z rodzinnego miasta pokazał się z dobrej strony.

Michał Piegza
Michał Piegza

Michał Piegza: Asysta przy golu musi cieszyć. Szczególnie jeśli zalicza ją boczny obrońca.

Igor Lewczuk: Wojtek Grzyb dobrze mnie wypuścił. W głowie zaświtało mi, aby zrobić zwód. Na szczęście dograłem z pierwszej piłki. Arek Piech od razu nie strzelił. Myślałem, że nic z tego nie będzie, ale Paweł Abbott idealnie wszedł w tempo akcji i poprawił skuteczniej.

Spotkanie mogło wyglądać zupełnie inaczej. Karny na początku meczu dla gości. Strzelał Frankowski. Jakie myśli były chwilę przed jedenastką?

- Szczerze mówiąc, to jeśli Tomek Frankowski bierze piłkę to nie można się spodziewać, że nie trafi. Na szczęście dla nas pomylił się. Gdyby strzelił to mecz mógł wyglądać różnie.

Dla Igora Lewczuka mecz z Jagiellonią był spotkaniem specyficznym. Pochodzisz z Białegostoku, w Jagiellonii grałeś przez kilka lat.

- Grałem tam dokładnie przez 2,5 roku. Zdobyłem tam Puchar Polski i w arcytrudnej sytuacji utrzymaliśmy dla Białegostoku ekstraklasę. Po spotkaniu podszedł do fanów z Białegostoku, bo chciałem podziękować kibicom za wsparcie w trudnych chwilach. Pewnie, że zdarzało się, że i gwizdali, ale to było rzadko.

Przed meczem z dawnym klubem zawodnika nie trzeba dodatkowo motywować. Ciebie chyba również nie?

- Podziękował mi ówczesny trener, który nie widział mnie w składzie. Chciałem mu coś udowodnić, ale w Jagiellonii go już nie ma. Przed meczem pomyślałem, że nie ma co się za bardzo napalać, bo to częściej przeszkadza niż pomaga. Normalnie podszedłem do tego spotkania.

Marzyłeś o strzeleniu gola byłemu klubowi. Kilka razy znalazłeś się pod bramką Jagiellonii, oddałeś dwa groźne strzały i ostatecznie dograłeś w pole karne decydującą piłkę.

- Można powiedzieć, że próbowałem strzelać z dystansu, ale niestety bez oczekiwanego skutku. Myślę, że w następnych pojedynkach będzie to wyglądało lepiej. Nie mówię, że na pewno zdobędę gola, ale będę się starał.

Gdyby Ruch nie wygrał meczu przed reprezentacyjną przerwą to mogło być nerwowo. Zwycięstwo wyraźnie poprawiło nastroje i podniosło wasze morale.

- Świadomość, że przegrało się kilka meczów lub nie zdobywało się w nich kompletu punktów na pewno mogła na nas ciążyć. Wtedy praca na treningach do końca nie satysfakcjonuje. W głowie ma się to, że nie zdobywa się punktów, szczególnie na własnym terenie. Tutaj Ruch musi wygrywać jeśli chce się bić o coś poważniejszego w lidze.

W obronie mieliście w niedzielę mniej pracy niż w ataku.

- To jest podwójnie trudne zadanie i dla obserwatora może być złudne. Każdy błąd powoduje, że rywal ma strzelecką okazję po kontrach. Jeśli się atakuje, wtedy podwójnie jest się skupionym na defensywie.

To już tradycja, że Jagiellonia przegrywa w Chorzowie. W historii ekstraklasy zremisowali przy Cichej zaledwie raz.

- Jagiellonii zawsze grało się tutaj ciężko. Pamiętam ze swoich występów tutaj bezbramkowy remis, a później porażkę 2:5. Pomyślałem, że dawnym kolegom rzeczywiście nie będzie łatwo i tak też było. Całe szczęście, że Tomek Frankowski nie trafił karnego na początku. To nam pomogło.

Notował: Michał Piegza