Piotr Giel: Byliśmy lepszą drużyną

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Sandecja Nowy Sącz w 26. kolejce I ligi musiała uznać wyższość Arki Gdynia. Porażka 1:2 jest nieznaczna i dość pechowa, bo przez 75 minut podopieczni Mirosława Hajdy musieli grać w dziesiątkę.

Sądeczanie od pierwszego gwizdka mocno zaatakowali bramkę Arki, czego efektem była bramka strzelona przez Patryka Tuszyńskiego już w czwartej minucie meczu. Chwilę wcześniej napastnik Sandecji trafił w słupek. Wydawało się, że gospodarze pójdą za ciosem, lecz w 14. minucie skrzydła podcięła im czerwona kartka Marcina Makucha. Nie dość, że "Biało-czarni" stracili ważnego zawodnika, to jeszcze rywal wykorzystał rzut karny i doprowadził do remisu, a jeszcze w I połowie wyszedł na prowadzenie. Kto wie jak potoczyłoby się to spotkanie, gdyby nie gra w osłabieniu. - Grając w jedenastu, wygralibyśmy nawet trzema bramkami - odważnie stwierdził Piotr Giel. - Sugerował to początek meczu, kiedy w ciągu dziesięciu minut strzeliliśmy bramkę, mieliśmy dwie inne świetne okazje i prowadziliśmy grę. Wszystko zepsuła ta czerwona kartka - dodał napastnik Sandecji.

W I połowie Arka Gdynia wykorzystała grę w przewadze i wyszła na prowadzenie, którego nie oddała już do końca, lecz w drugiej odsłonie na boisku przede wszystkim istniała Sandecja Nowy Sącz. - Nie ukrywajmy tego, że byliśmy drużyną lepszą. Arka stworzyła praktycznie tylko jedną okazję bramkową i ją wykorzystała. W drugiej połowie mieliśmy wiele okazji do zdobycia goli. Warto też podkreślić, że bramkarz Arki zagrał chyba mecz życia i potrafił wyciągnąć piłkę zmierzającą w samo okienko. Bardzo żałujemy tego, że dobra gra nie dała nam choć punktu - powiedział 23-letni napastnik.

Małopolanie mogą żałować niewykorzystanych sytuacji. Jeszcze w pierwszej części w poprzeczkę trafił Paweł Nowak, a w drugiej doskonałe okazje mieli Adam Mójta, Maciej Górski, czy Maciej Bębenek. To nie zmienia faktu, że spotkanie mogło potoczyć się całkiem inaczej, gdyby nie kontrowersyjna czerwona kartka, którą pokazał obrońcy Sandecji Erwin Paterek. Faul na Marcinie Radzewiczu w polu karnym, był ewidentny, lecz można mieć zastrzeżenia co do jego interpretacji. Zdaniem sędziego gracz Arki wychodził na czystą pozycję, stąd czerwona kartka. Powtórki wzbudziły jednak wątpliwości, czy nie powinien to być żółty kartonik. - Z mojej perspektywy wyglądało to tak, że Radzewicz zatrzymał się specjalnie tuż za szesnastką, przez co wymusił karnego. Wydaje mi się, że za taki faul powinna być maksymalnie żółta kartka i decyzja arbitra była pochopna. Jesteśmy maksymalnie wkurzeni i będziemy chcieli zdobyć punkty w Katowicach - zakończył Piotr Giel.

Źródło artykułu:
Komentarze (0)