Alfabet Piotra Reissa

Łukasz Czechowski
Łukasz Czechowski
Energie Cottbus - stały sparinparnter Lecha z czasów jeszcze NRD, gdzie ja grywałem z juniorami Energie. W seniorskiej piłce wystąpiłem przeciw tej drużynie tylko raz - w swym pożegnalnym w Bundeslidze meczu - w barwach Herthy w marcu 2001;

F - jak film. Lubię oglądać dobre filmy, różnych gatunków: sensacyjne, przygodowe, thrillery, komedie. Moim ulubionym jest "Braveheart". Na zgrupowaniach, obozach i wyjazdach to podstawa przetrwania. Z filmem kojarzą się oczywiście aktorzy, a moja ulubiona para to Mel Gibson i Julia Roberts. Jestem stałym bywalcem kina;

Franz - czyli Franciszek Smuda, szkoleniowiec, który bardzo zapadł mi w pamięci i wpłynął w szczególny sposób na moją karierę;

"Fryzjer" - czyli Ryszard Forbrich, do znajomości z którym dziś mało kto się przyznaje. Hipokryzja czy obłuda? Ja to czynię, bo w Amice Wronki, gdy byłem młodym graczem - wyciągnął do mnie rękę, kiedy moja kariera stanęła na zakręcie;

futbol - moja największa miłość, ukochana dyscyplina sportu, której poświęciłem całe swoje życie. Z pewnością przy piłce pozostanę do końca;

fuzja - mariaż Lecha z Amicą, ze wszech miar potrzebny, ratujący finansowo Kolejorza, ale czy nie za długo trwało oczekiwanie na sportowy sukces?

G - jak Gawroński Dariusz, bramkarz ŁKS Łódź, któremu 30 lipca 1994 strzeliłem swego pierwszego gola w ekstraklasie. Niewiele starszy, niewiele wyższy, jednak dużo wcześniej niż ja zakończył karierę;

Geniu - czyli Eugeniusz Głoziński. Niezwykła postać w Lechu, pracuje w nim najdłużej i przeszedł wszystkie zawieruchy i kłopoty. Za młodu - piłkarz Kolejorza, nawet z występem w ekstraklasie. Stąd tak dobrze rozumie piłkarzy, o których sprzęt sportowy dba od wielu już lat. Niejeden uwielbia rozmowy z nim w… jego słynnym kantorku.

Głos Wielkopolski - jedyna poznańska gazeta, która ostała się do dziś, a która śledziła moją karierę niemal od początku. Pięciokrotnie nagradzała mnie "Srebrną Piłką".

Gol - którego nie zdobyłem, a bardzo chciałem strzelić. Wcześnie rano 24 maja 1997 byłem przy narodzinach syna Adriana, a popołudniu chciałem uczcić to wydarzenie bramką w ligowym meczu z ŁKS Łódź. Wygraliśmy 4:1, ja jednak już w 3 minucie przestrzeliłem karnego i upragnionego gola w tym dniu nie zdobyłem.

Górnik Zabrze - jedna najbardziej utytułowanych drużyn polskich - jedyna, która wystąpiła w finale europejskich pucharów (PEZP w 1970 w Wiedniu z Manchesterem City). Ja bramkarzom tej drużyny strzeliłem najwięcej, bo 12 goli. Być może miałem na zabrzan jakiś patent, hat-tricka z Górnikiem jednak nie zaliczyłem.

SpVgg Greuther Fürth - drugoligowiec spod Norymbergii, jedyna moja transferowa pomyłka ale też potrzebne w życiu doświadczenie. Spędziłem tu jesień 2001, podczas której pracowałem z pięcioma trenerami i rozegrałem 9 ligowych spotkań.

Grobelny Ryszard - prezydent Poznania, który rzeczywiście stawia na sport. Nie tylko kibicuje, ale i sam czynnie bierze udział w sportowych imprezach. Częsty gość na Bułgarskiej i z pewnością prawdziwy kibic Kolejorza.

Grunwald - dzielnica Poznania, w której się urodziłem, wychowałem i rozpocząłem piłkarską karierę. Tu chodziłem do szkoły i umawiałem się na pierwsze randki. Wciąż mam tu wielu znajomych i kolegów. Tu się znajduje stadion przy Bułgarskiej.

H - jak hat-trick, czyli trzy bramki w jednym meczu. Tego klasycznego - 3 trafienia w jednej połowie nie rozdzielone golem innego gracza - nigdy nie udało mi się zaliczyć. Ale 6 hat-tricków w ekstraklasie to naprawdę niecodzienna sprawa (z Legią Warszawa, Odrą Wodzisław, Świtem Nowy Dwór Maz., Górnikiem Łęczna i Pogonią Szczecin u siebie oraz raz z Zagłębiem Lubin na wyjeździe)!

Hertha Berlin - mój pierwszy zagraniczny klub, na który zdecydowałem się przede wszystkim, by ratować finanse Kolejorza. Prawie 2 miliony marek to było nie mało. Gdy w grudniu 1998 podpisywałem z szefami Herthy umowę, wiedziałem, że tracę szansę na króla strzelców polskiej ekstraklasy. Na szczęście, los po latach zwrócił to, co zabrał. W Hercie zagrałem 16 ligowych meczów, w sezonie 1999/2000 zawitałem - choć tylko jako rezerwowy - do Ligi Mistrzów. Niezapomniana atmosfera Stadionu Olimpijskiego;

hobby - praca nie pozwalała mi na dobre poświęcić się jakiejś pasji, a jednak zostałem kolekcjonerem … koszulek piłkarskich. Jest w tym zbiorze trykot Bixente Lizerazu z Bayernu Monachium, Dariusza Wosza z Herthy, Eidura Gudjonsena z Chelsea, także Jacka Krzynówka, Tomka Kuszczaka i wielu innych;

Hoeness Dieter, - menadżer Herthy który sprowadził mnie do Berlina. W młodości napastnik VfB Stuttgart i Bayernu Monachium, także reprezentant Niemiec ze srebrem na Mundialu ’86. Prywatnie - niezwykle powściągliwy człowiek, zawsze powtarzał - Poczekamy, zobaczymy.

Huber Matthias - człowiek, który na obczyźnie pomógł mi najbardziej i do dziś mamy ze sobą znakomity kontakt. Był moim opiekunem w Hercie, gdzie pracował jako dyrektor zarządzający. Później- na podobnym stanowisku - znakomicie się znalazł w 1. FC Nürnberg, a dziś w VfB Stuttgart.

I - jak idol, jak każdy młody chłopak miałem swoich ulubieńców. W Polsce był nim Mirek Okoński. W ligach europejskich zaczynałem od holenderskiego asa Marco van Basten, którego uwielbiałem za skuteczność i urodę zdobywanych goli (choćby bramka z finałowego meczu ME 1988 decydując o zwycięstwie nad Związkiem Radzieckim). Później był "włoski warkoczyk" - Roberto Baggio, szczególnie znakomity na Mundialu’94 i znów Holender - Dennis Bergkamp, grający przez szereg lat w Arsenalu Londyn, gdzie też zakończył swoją wspaniałą karierę.

Iwan Tomasz - zasłużony dla polskiego futbolu piłkarz, z którym miałem zaszczyt grać w Lechu. Do dziś nie wiem, dlaczego nie pojechał na Mundial 2002, choć był głównym architektem awansu na te mistrzostwa.

J - jak Jakóbczak Roman, wielka gwiazda Lecha lat 70-tych, później trener i działacz w Kolejorzu. Gdy w 1981 pojawiłem się na naborze w Lechu, rygorystycznie przestrzegał limitu wiekowego (10 lat) i kazał pojawić się za rok. Pojawiłem się na Bułgarskiej i już zostałem.

Jakubowski Włodzimierz - znacząca postać w historii Lecha i mój trener w Kotwicy Kórnik. Pan Włodek często poświęcał mi swój prywatny czas na indywidualne treningi, których z racji wojska nie mogłem odbywać z całą drużyną.

język niemiecki - niezbędny podczas gry w Hercie i przydatny w przyszłym życiu. Początki były jednak trudne, ale dziś w mowie Goethego radzę sobie bardzo dobrze. Początkowo moim tłumaczem w Berlinie był Dariusz Wosz - piłkarz pochodzący ze Śląska, który jednak po polsku nie mówił najlepiej.

K - jak kapitan drużyny, funkcję te w Kolejorzu pełniłem przez szereg lat. Wybrany byłem też na sezon 2008/09, później moim następcą został jest Rafał Murawski, a po nim Bartosz Bosacki.

KKS czyli Kolejowy Klub Sportowy Lech, w którym zaczynałem jako trampkarz i po latach - nie zmieniając klubu - znów byłem w KKS po fuzji z Amicą. Ze skrótem tym wiąże się wciąż aktualny okrzyk kibiców "Ka-Ka-eS mistrzem jest!";

Klytta Dariusz - niezwykle szczęśliwy dla mnie bramkarz. Pokonywałem go, gdzie się dało. W ekstraklasie, 4 razy w Górniku Zabrze i raz w GKS Katowice, trzykrotnie w Pucharze Polski i znów w GieKSie, a ponadto nawet w II lidze w barwach Ruchu Radzionków. Równie często strzelałem Radosławowi Majdanowi, gdy grał w Wiśle i Pogoni, ale jemu tylko w ekstraklasie i raz w Pucharze Ekstraklasy;

Kolejorz - koniecznie pisany przez "o". Okrzyk kibiców, który pamiętam od najmłodszych lat, później dodawał mi otuchy, gdy sam występowałem na boisku;

komplement - miły, szczególnie gdy porównuje się mnie do Raula z Realu Madryt, Paolo Maldiniego z AC Milan czy Alessandro del Piero z Juventusu Turyn. Bo dla kibiców ważne jest przywiązanie do barw klubowych i wierność im, także - piłkarska długowieczność;

kontuzje - codzienność piłkarza, mnie szczęśliwie te poważne omijały. Pierwszą odniosłem jeszcze w Amice - naderwanie więzadeł pobocznych w kolanie. Szczególnie pamiętną - zerwanie wiązadeł w barku, odniosłem w II lidze w meczu z Hutnikiem Kraków. Uraz ten nie pozwolił mi grać w pierwszych meczach po powrocie Lecha do ekstraklasy, a jego ślady noszę na ciele do dziś;

Kotwica Kórnik - klub, z którym łączą mnie miłe wspomnienia. Poznałem tam wielu wspaniałych kolegów - z Krzysztofem Korkiem na czele. Choć z Kotwicą wywalczyliśmy awans do II ligi, nigdy tam nie zagraliśmy. W Kórniku odrabiałem służbę wojskową i jak to z wojskiem bywa, z tym okresem wiąże się wiele ciekawych anegdot;

król strzelców - jedno ze spełnionych moich marzeń. Już jesienią 1998, mając 12 bramek na koncie, byłem faworytem do tego tytułu. Wyjazd do Berlina pokrzyżował mi plany i dopiero w sezonie 2006/07 zdobyłem snajperskie berło, ponoć - jako najstarszy piłkarz w historii polskiego futbolu.

Kryger Waldek - chodzący spokój, dobry kolega z Lecha, znakomity piłkarz. Kolejna ważna postać Kolejorza - "dziwacznie" pożegnana przez swój ukochany klub.

kuchnia - magiczne miejsce; uwielbiam kuchnie włoską, makarony i warzywa. Jadam wszystko - poza brukselką. Moja żona świetnie gotuje, ja natomiast, jako ranny ptaszek - często przygotowuję śniadania. Z rodziną bywam często w restauracjach, smakując w dobrym towarzystwie kulinarne nowości;

Kuszczak Tomek - matkowałem mu w Hercie Berlin, gdy zaczynał jako osiemnastolatek. Później jego udziałem stała się piękna kariera w angielskich klubach z Manchesterem United na czele;

L - jak Lech, najważniejszy w moim sercu klub, któremu zawsze byłem wierny i którego na zawsze pozostanę kibicem. To rodzinne przywiązanie.

Legia Warszawa - odwieczny rywal Kolejorza, do którego wychowano mnie zgodnie ze słowami kibicowskiej piosenki. Dwa mecze przeciw tej drużynie szczególnie zapamiętałem. Ten z moimi 3 golami, które zapewniły Lechowi ligowy byt i pierwszy finał PP z 2004, kiedy dwukrotnie pokonałem Artura Boruca.

Ł - jak łódzkie kluby, którym strzelałem ważne dla siebie bramki. W pierwszym ligowym występie z ŁKS tę debiutancką, po niemal trzynastu latach tę setną - Widzewowi. Ostatnią jak na razie - 108, też ŁKS-owi i też w Łodzi;

M - jak matka. Moja mama Krystyna całe życie poświeciła swoim dzieciom - mojej siostrze Ani i mnie. Zawsze była cierpliwa i wyrozumiała, razem z tatą z wielkim oddaniem zarobkowali, by utrzymać nasz dom. Pracowała w kultowym niegdyś sklepie odzieżowym "Antylopa" na Podgórnej.

Maria - po prostu "pani Maria". Od lata zajmowała się praniem sprzętu sportowego w Kolejorzu. Niezastąpiona i ważna postać w klubie.

Michniewicz Czesław - trener, z którym zdobyłem swoje pierwsze trofea - Puchar Polski i Superpuchar Polski 2004. Ma niezwykły talent wokalny. Równy gość, też kiedyś związany z Amiką.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×