Andrij Szewczenko - ukraiński fenomen cz. II

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Trudno w to uwierzyć, ale szesnastoletni Andrij Szewczenko nie dostał się do szkoły sportowej w Kijowie, w której mógłby doskonalić swoje piłkarskie umiejętności. Chłopak poległ na... dryblingu.

W tym artykule dowiesz się o:

W jednej chwili jego talent został podany w wątpliwość, lecz "Szewa" nigdy nie utracił wiary w siebie i postanowił nadal ciężko trenować w juniorach Dynama. Kochał futbol ponad wszystko i nie wyobrażał sobie innej przyszłości niż ta z piłką przy nodze. Powiedział więc rodzicom co chce robić w życiu i dał im do zrozumienia, że szybko się nie podda. - Kilka tygodni później byłem już członkiem zespołu rezerw, a po roku zadebiutowałem w pierwszej drużynie Dynama Kijów - wspomina.

Zanim jednak Andrij rozegrał pierwszy mecz w ukraińskiej Premier Lidze, zyskiwał uznanie w oczach trenerów zespołów młodzieżowych. W 1990 roku wraz z teamem Dynama udał się do Walii na turniej drużyn do lat czternastu. "Szewa" sięgnął tam po koronę króla strzelców, a w nagrodę otrzymał parę butów piłkarskich, ufundowanych przez zawodnika Liverpoolu. - To zabawne, bo obuwie było na mnie za małe. Ja jednak z uporem starałem się w nim grać, dopóki... mój duży palec nie zrobił dziury - opowiada z uśmiechem na ustach. "Szewa" buty z Wysp do dziś przechowuje wśród swoich trofeów.

Gdy chłopak z Dwirkiwszczyny dołączał do pierwszej drużyny biało-niebieskich, od razu znalazł się pod dużą presją ze względu na to, że był w składzie aktualnego czempiona Ukrainy i zespołu, który przez wszystkich był typowany do obrony mistrzowskiej korony. Dzień 8 listopada 1994 będzie jednak pamiętał do końca życia. To właśnie wtedy w wyjazdowym meczu przeciwko Szachtarowi Donieck zaliczył swój debiut w barwach Dynama. Debiut jak najbardziej udany - w końcu jego drużyna pokonała rywala aż 3:1, a on mimo zerowego dorobku bramkowego zaprezentował się obiecująco. - Byłem pod wrażeniem tego dobrze zbudowanego młodzieńca, który dryblingami i świetnym startem do piłki terroryzował obronę moich ulubieńców - mówi Ołeksandr Sereda, ukraiński dziennikarz. - Jak mawiał mój dziadek, Szewczenko wiedział o co chodzi w tym biznesie. Choć nie mam dobrej pamięci, to tamten mecz jestem w stanie odtworzyć ze szczegółami. Nie da się zapomnieć rzeczy, jakie wyczyniał ten ogolony na łyso chłopak, który później stał się jednym z najlepszych sportowców wyszkolonych przez ten kraj po upadku Związku Radzieckiego.

W sezonie 1994/95 Andrij Szewczenko pojawił się na boiskach Premier Ligi siedemnastokrotnie, zaliczając jedno trafienie do siatki. Ponadto "Szewa" wystąpił w czterech spotkaniach Pucharu Ukrainy oraz dwóch Ligi Mistrzów, strzelając w tych rozgrywkach po jednym golu. W Premier Lidze biało-niebiescy nie mieli sobie równych, wyprzedzając drugi w tabeli Czornomoreć Odessa o aż dziesięć punktów, natomiast z Champions League team pod wodzą Jożefa Sabo nie przebrnął nawet fazy grupowej, przegrywając rywalizację z Paris-Saint Germain, Bayernem Monachium oraz Spartakiem Moskwa.

Talent Andrija został szybko dostrzeżony przez selekcjonera reprezentacji Ukrainy. "Szewa" po raz pierwszy założył koszulkę seniorskiej "Zbirnij" 25 marca 1995 roku w meczu eliminacji Euro '96 przeciwko Chorwacji. Niestety tym razem nie był to debiut w blasku chwały - Szewczenko wszedł na murawę kwadrans przed końcem spotkania, a Ukraina poległa aż 0:4.

Pierwsze trafienie w reprezentacji Andrij zaliczył ponad rok od debiutu - 1 maja 1996 roku w towarzyskim spotkaniu z Turcją. Jego kariera nabrała ogromnego tempa, gdyż w sezonie 1995/96 zakończył rozgrywki Premier Ligi z już szesnastoma golami na koncie i średnią wynoszącą ponad 0,5 trafienia na mecz. Dynamo znów wygrało rywalizację na krajowym podwórku, zgarniając tym razem oprócz mistrzostwa także puchar. Udział Ukraińców w Lidze Mistrzów zakończył się jednak wielkim skandalem. Po pokonaniu w eliminacjach duńskiego Aalborg BK, w fazie grupowej rywalami biało-niebieskich miały być ekipy Panathinaikosu Ateny, Nantes oraz FC Porto. Próba przekupienia sędziego pierwszego meczu przeciwko drużynie ze stolicy Grecji skończyła się jednak dla Dynama wyrzuceniem z europejskich pucharów na dwa sezony. Marzenie "Szewy" o rychłym podboju Europy prysło niczym bańka mydlana.

- Mentalność zwycięzcy oznacza, że chcesz wygrać absolutnie każdy mecz. Jeśli jesteś zawodnikiem Dynama, to nie możesz dopuszczać do siebie myśli o porażce. Każdy z nas ma świadomość, że gra dla wspaniałej drużyny, więc musi zapewniać jej odpowiednią jakość - mówi Szewczenko. Po zawirowaniach na ławce trenerskiej, w styczniu 1997 biało-niebieskich objął ponownie legendarny Walery Łobanowski, który w latach 1973-1990 doprowadził zespół z Kijowa do aż dwudziestu trzech trofeów, w tym pięciu na poziomie europejskim. "Pułkownik" to również były piłkarz Dynama, członek legendarnej drużyny z 1961 roku, która jako pierwszy team spoza Moskwy wywalczyła tytuł mistrza ZSRR. Po udanym dla biało-niebieskich, lecz nieciekawym w wykonaniu "Szewy" sezonie 1996/97, Dynamo z Łobanowskim na czele miało nie tylko po raz kolejny być najlepsze na Ukrainie, ale i zwojować coś więcej w europejskich pucharach. Nikt nie oczekiwał triumfu w Lidze Mistrzów - już przejście fazy grupowej było tym, co zadowoliłoby kijowskich kibiców. - Walery Łobanowski to największy trener w historii Dynama oraz ojciec ukraińskiego futbolu - chwali legendarnego coacha "Szewa". - Był bardzo inteligentnym i zdyscyplinowanym człowiekiem, dlatego nazywaliśmy go "Pułkownikiem". Potrafił nie tylko układać dobrą taktykę, ale cały czas wybiegał w przyszłość i stosował różne nowinki. To również pierwszy ukraiński szkoleniowiec, który wykorzystywał w swojej pracy wiedzę naukową.

5 listopada 1997 roku Andrij Szewczenko stał się sławny nie tylko na Ukrainie. Młodzieniec z Dwirkiwszczyny w meczu Ligi Mistrzów przeciwko słynnej FC Barcelonie na Camp Nou ustrzelił klasycznego hat-tricka, a Dynamo zdeklasowało Dumę Katalonii 4:0, serwując jej jedną z najbardziej upokarzających porażek w dziejach. - To był wieczór, podczas którego zostałem odkryty. Nastąpił koniec anonimowości - wspomina "Szewa". Warto dodać, że ekipa z Kijowa wcześniej odprawiła Blaugranę ze swojego stadionu z bagażem trzech bramek, co dało rezultat dwumeczu 7:0 dla podopiecznych Łobanowskiego. Równie efektowne zwycięstwo nad jednym z najbardziej utytułowanych klubów na świecie zdołał odnieść dopiero w 2013 roku Bayern Monachium. Wysoki triumf Bawarczyków był jednak co najwyżej małą niespodzianką, natomiast postawę Dynama określano mianem sensacji.

Biało-niebiescy zmagania w Champions League zakończyli na pierwszym miejscu w grupie, wyprzedzając poza Barcą również PSV Eindhoven i Newcastle United. W ćwierćfinale nie dali rady Juventusowi Turyn, ulegając "Starej Damie" na Stadio delle Alpi aż 1:4. Kibice Dynama jednak mimo wszystko byli dumni ze swojej drużyny, która przy okazji wywalczyła kolejny tytuł w Premier Lidze oraz Puchar Ukrainy. Sukcesy klubowe musiały wynagrodzić Andrijowi niepowodzenia z reprezentacją, która nie zdołała się zakwalifikować ani na Euro '96 w Anglii, ani na mundial '98 we Francji. Co ciekawe, "Szewa" w tamtych czasach nie był jedyną wschodzącą gwiazdą "Zbirnij" oraz Dynama Kijów, gdyż jednocześnie współpracował i rywalizował z o dwa lata starszym Serhijem Rebrowem, który to właśnie zgarnął Szewczence sprzed nosa koronę króla strzelców Premier Ligi za sezon 1997/98. Andrij na osłodę został uhonorowany nagrodą dla najlepszego piłkarza Ukrainy 1997.

W kuluarach swego czasu wiele mówiło się o tym, że Andrij i Serhij nie przepadali za sobą. "Szewa" dementuje jednak te doniesienia: - Nie wiem dlaczego, ale ludzie od zawsze próbowali nas ze sobą skłócić. Opublikowano wiele dziwnych artykułów, które opisywały wyimaginowane konflikty pomiędzy nami. Pozwólcie więc, że teraz odpowiem na te wszystkie wymyślone zarzuty: szanujemy się wzajemnie, a nasze relacje są wzorowe.

Sezon później role dwóch wybornych napastników Dynama Kijów się odwróciły - to "Szewa" aplikując rywalom osiemnaście goli został królem strzelców Premier Ligi, a Rebrowa wybrano najlepszym piłkarzem Ukrainy 1998. Biało-niebiescy na krajowym podwórku znów sięgnęli po dublet, a w Champions League dotarli aż do półfinału, gdzie nie sprostali Bayernowi Monachium. Andrij Szewczenko po drodze zanotował dziesięć trafień, co pozwoliło mu sięgnąć po koronę króla strzelców tych elitarnych zmagań. Znakomita forma Dynama i "Szewy" w rozgrywkach międzynarodowych budziła podziw głównie przez to, że klub z Kijowa nie miał godnych rywali na Ukrainie, a w takich warunkach ciężko później o motywację nawet w meczach z europejskimi potentatami. - Wyznaczaliśmy sobie również inne cele poza mistrzostwem i pucharem kraju. Rzeczywiście, wielu rodzimych rywali pokonywaliśmy bez większego wysiłku, ale to świadczy tylko o jakości naszej gry - mówi Andrij. [i]- Rywalizacja w Premier Lidze oraz Pucharze Ukrainy pozwalała nam zachowywać rytm meczowy, a także testować wiele nowych rozwiązań taktycznych.

[/i]

Piłkarze obdarzeni wielkim talentem nie występują przez całą karierę w klubach klasy Dynama Kijów. Choć "Szewa" w grę w biało-niebieskich barwach wkładał całe serce, to po zakończeniu sezonu 1998/99 jego dni w stolicy Ukrainy były policzone. Po napastnika zgłosił się bowiem słynny AC Milan.

Koniec części drugiej. Kolejna już w najbliższy poniedziałek.

Bibliografia: Deń, The Guardian, ukrainianfootball1894.com.

Źródło artykułu:
Komentarze (0)