Występ Szeligi zaskoczył kibiców. "Mogłem strzelić dwie bramki"
Mało kto spodziewał się, że od pierwszej minuty w zespole Piasta Gliwice na mecz ze Śląskiem Wrocław na prawej pomocy nie będzie biegał Matej Izvolt lub Pavol Cicman. Marcin Brosz jednak zaskoczył.
Spotkanie miało dwie różne połowy. W pierwszej przeważali wrocławianie, a to gospodarze strzelili gola. Po zmianie stron warunki gry dyktował Piast i bramkę zdobyli przyjezdni. - Mieliśmy więcej szczęścia w pierwszej połowie pod naszą bramką. Darek Trela znakomicie wybronił kilka strzałów, a my w końcu trafiliśmy na 1:0. Po przerwie nie daliśmy rady podwyższyć, a Śląsk przeprowadził jedną kontrę i doprowadził do wyrównania - opisał skrzydłowy. - Sam mogłem strzelić dwie bramki, bo miałem ku temu sytuacje. Jednak nie załamujemy się, mamy cenny punkt, a w następnej kolejce jedziemy powalczyć z Wisłą - dodał.
Czego zatem zabrakło młodemu zawodnikowi, aby przynajmniej raz wpisać się na listę strzelców? - Myślę, że zimnej głowy. Przede wszystkim przy tej drugiej sytuacji, bo wystarczyło tylko dołożyć stopę i by wpadło. Jednak chciałem uderzyć na siłę, piłka przeleciała gdzieś po nodze i nie trafiłem - analizował były piłkarz Sandecji Nowy Sącz.
Występ Szeligi był niemałym zaskoczeniem. Zawodnik ten do tej pory praktycznie w ogóle nie grał w pierwszym zespole, ale tym razem dostał szansę od Marcina Brosza. - Czułem się bardzo dobrze i fajnie mi się współpracowało z Adrianem Klepczyńskim. Wydaje mi się, że zagrałem przyzwoicie - spuentował "Szeli".
Sebastian Mila: Mieliśmy w pamięci ostatnie dotkliwe porażki z Piastem