Marcin Krzywicki: Pozostaje tylko strzelić sobie w łeb
Dwie bramki napastnika Wisły Płock pozwoliły jego drużynie wywalczyć w Nowym Sączu tylko punkt. - Jestem załamany tym wynikiem - powiedział Marcin Krzywicki.
- Pierwsza połowa była jedną z naszych najlepszych w tym sezonie i szkoda, że nie udokumentowaliśmy tego trzecim, albo nawet czwartym golem. Wiedzieliśmy, że w drugiej połowie gospodarze nas przycisną, więc liczyliśmy na jakąś kontrę, by dobić już przeciwnika. Jesteśmy dobrze przygotowani fizycznie, ale nie pokazaliśmy tego w drugiej połowie - stwierdził napastnik.
Kto wie jakim wynikiem zakończyłby się ten mecz, gdyby nie błąd arbitra. W 31. minucie Piotr Lasyk nie wskazał na wapno, choć Tomasz Margol zagrał ręką w polu karnym. W podobnej sytuacji pod koniec spotkania już nie miał wątpliwości, a dzięki temu sądeczanie wyrównali.- Bez wątpienia należał się nam karny. Koledzy wykłócali się z arbitrem, a ja się od tego kompletnie odciąłem. A jeśli chodzi o jedenastkę dla Sandecji, to nie mam zdania, bo nie widziałem dobrze tej sytuacji - przekonywał Krzywicki. Już po końcowym gwizdku doszło na murawie do przepychanek, w efekcie czego drugą żółtą kartkę ujrzał Fabian Hiszpański. Upomniany został też Piotr Kosiorowski. - Działo się, dymiło, kurzyło, ale ja też się od tego odciąłem i poszedłem do szatni. Jestem załamany tym wynikiem - zakończył piłkarz Wisły Płock.
Punkt uratowany rzutem na taśmę - relacja z meczu Sandecja Nowy Sącz - Wisła Płock