Kazimierz Kmiecik: Medal straciłem, ale wspomnień mi nikt nie zabierze
- Nie mam medalu. Przekazałem go na jakąś wystawę i mi go nie zwrócono. Przykra sprawa, ale trudno - wspomnień mi nikt nie zabierze - mówi Kazimierz Kmiecik - jeden ze srebrnych medalistów MŚ 1974.
Jak Polacy świętowali sukces? Choć minęły już cztery dekady, Kmiecik dalej nie chce zdradzić tajemnic szatni: - Pod koniec turnieju mogliśmy zaprosić po jednym gościu. Do większości przyjechały małżonki, a ze mną był tata. W takim gronie świętowaliśmy, a potem po powrocie do Polski dalej. Jedno słowo, które opisuje to, co się wtedy działo, to euforia. Z lotniska w Warszawie jechaliśmy odkrytym autokarem, dziesiątki tysięcy Polaków nas witało. Cudowne uczucie. Potem były też spotkania z dygnitarzami. Co dostaliśmy za trzecie miejsce? Nie da się tego porównać do dzisiejszych premii. Zegarek, odznaki, trochę marek, trochę dolarów i złotówki, ale do dzisiejszych premii to się nie umywa.
Okazuje się, że Kmiecikowi z tamtych mistrzostw świata zostały głównie tytuły i wspomnienia... - Medalu nie mam. Dwa, trzy lata temu przekazałem go na jakąś wystawę i... do dziś mi go nie zwrócono. Powiedziano mi, że przepadł. To samo stało się z koszulką Juergena Grabowskiego, z którym się wymieniłem po meczu we Frankfurcie. Przykra sprawa, ale trudno - wspomnień mi nikt nie zabierze. Poza tym został mi dres czy koszulki treningowe.
Wspomnienia dotyczą też ośrodka w Murrhardt. - Dla nas piłkarzy wyjazd na Zachód nie był wtedy szokiem, bo z kadrą i drużynami klubowymi często wyjeżdżaliśmy. Byliśmy też na Igrzyskach Olimpijskich. Mistrzostwa świata to jednak coś innego. Podczas igrzysk w Monachium mieszkaliśmy w wiosce olimpijskiej wraz z innymi polskimi i zagranicznymi sportowcami. W czasie mundialu sytuacja była inna. W zacisznym hotelu byliśmy sami, wszystkie obiekty były tylko dla nas. Trafiliśmy na sympatycznych mieszkańców, którzy trzymali za nas kciuki i cieszyli się wraz z nami ze zwycięstw. Czuliśmy się jak w domu. Wielokrotnie odwiedzałem potem Murrhardt, kiedy grałem w Niemczech. Bez wyraźnego powodu. Po prostu mnie ciągnęło w to miejsce. Tyle pięknych wspomnień - zdradza Kmiecik.
Dziś po takim występie jaki był udziałem "Orłów Górskiego", Polacy trafiliby do najlepszych klubów Europy. Wtedy jednak nie mogli wyjechać z kraju ze względu na przepisy: - Nie mieliśmy możliwości wyjazdu przed ukończeniem 30. roku życia, a wzbudziliśmy spore zainteresowanie. Ja zagrałem tylko dwa mecze, a wiem, że zagraniczne kluby zgłaszały się do Wisły. Tylko, że odbijały się od ściany. Dziś młodzi szybko wyjeżdżają. Ledwo zagrają pięć dobrych meczów, strzelą trzy bramki i są zabierani na Zachód.
Komu najlepszy snajper w historii Wisły Kraków kibicuje na XX MŚ? - Chciałbym finału Brazylia - Argentyna i... niech wygra lepszy.