Nie wiem, czy będę się cieszyć ze strzelonego gola Koronie - rozmowa z Marcinem Robakiem, napastnikiem Widzewa Łódź

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Robak jest obecnie drugim strzelcem w tabeli pierwszej ligi. Ma na swoim koncie już 12 zdobytych goli. Czy dołoży kolejnego w konfrontacji z Koroną? <I>– Jeśli tak, to nie wiem, czy okażę radość. To zależy przede wszystkim od samych kibiców z Kielc </i> – podkreśla w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl.

Artur Wiśniewski: Jak nastrój przed poniedziałkowym meczem? Trema, czy pełny luz?

Marcin Robak: Tremy raczej nie ma. Fakt, jest to wyjątkowe spotkanie. Będę się mierzyć z zespołem, w którym spędziłem w końcu długi okres. Mam znakomite wspomnienia, w Kielcach przeżyłem sporo miłych chwil. Jako piłkarz właśnie w Koronie nabrałem piłkarskich kształtów, tutaj się rozwinąłem. No ale teraz jestem w Widzewie.

Jakiej reakcji kieleckich kibiców się spodziewasz?

- Właściwie to ja sam nie wiem, czego mogę się spodziewać. Mam wielu znajomych w Kielcach. Dochodzą mnie słuchy, że kibice czują do mnie żal o to, że odszedłem. Pewnie gdyby moje rozmowy z Koroną inaczej się potoczyły, wciąż byłbym w Kielcach. Zawsze podkreślałem i dalej będę to robił, że nie chciałem odchodzić z tego klubu. Niektórzy mi zarzucają, że uciekłem przed degradacją, co jest przecież nieprawdą. Widzew gra teraz w tej samej klasie rozgrywkowej.

Gdyby po zakończeniu sezonu działacze z Kielc zadzwonili do Ciebie i powiedzieli: "Marcin, wracaj!”, posłuchałbyś?

- (chwila zamyślenia) Ciężko powiedzieć. Właściwie to nie zastanawiałem się nad tym. Byłaby to na pewno dziwna sytuacja, bo przecież mnie nie chcieli.

O co więc poszło tak naprawdę?

- Klub nie wyraził chęci zatrzymania mnie u siebie. Każdy z piłkarzy prowadził osobne rozmowy z prezydentem miasta i z działaczami klubu. W moim przypadku miało miejsce właściwie tylko jedne spotkanie, z którego nic nie wynikło.

Do Korony przychodziłeś jako trzecioligowy zawodnik. To wiązało się z dość niskim kontraktem. Twoi koledzy z zespołu zarabiali znacznie więcej od Ciebie.

- To prawda. Niektórzy otrzymywali znacznie wyższe pensje od mojej. Dwa razy, a może trzy razy wyższe. Nie czułem się od nikogo gorszy. Strzelałem regularnie bramki, prezentowałem się z dobrej strony. Gdy siadłem do negocjacji związanych z podwyżką, dla działaczy nie było tematu. Długo grałem za małe pieniądze, czas było w końcu to zmienić.

Teraz będziesz miał okazję strzelić gola swojemu byłemu klubowi i pokazać mu, że popełnił błąd. Jak zareagujesz w przypadku ewentualnego trafienia? Radością, czy tak jak Lukas Podolski, gdy katował Polaków na ostatnich Mistrzostwach Europy?

- W dużym stopniu zależy to od tego, jaki stosunek będą mieli do mnie kibice z Kielc, do których zawsze miałem spory szacunek i nic się pod tym względem nie zmieniło. Radość ze strzelenia bramki byłej drużynie nie jest nigdy zbyt duża. Wierzę natomiast, że samo spotkanie stać będzie na niezłym poziomie. Ciężko wytypować wynik, Korona nie przyjedzie się do nas bronić, my też przecież zamierzamy walczyć o swoje.

Źródło artykułu: