Ta cholerna piłka... - rozmowa z Igorem Lewczukiem, obrońcą Legii Warszawa

Po meczu z Piastem bardzo niezadowolony był Igor Lewczuk. Obrońca Legii wie, że rozegrał przy Okrzei bardzo słabe spotkanie. - Biję się w pierś - mówi.

Sebastian Kordek: Przyjeżdżając do Gliwic, mogliście spodziewać się wielu rzeczy, ale chyba nie tego, że pojedziecie do Warszawy z bagażem trzech bramek...

Igor Lewczuk: Nie da się ukryć, że nie braliśmy takiego scenariusza pod uwagę. Boli mnie to tym bardziej, że miałem udział przy dwóch bramkach dla Piasta. Strzeliliśmy je sobie praktycznie sami, a nie przystoi popełniać takich błędów, takie coś nie może mieć miejsca.
[ad=rectangle]
Analizowałeś już sytuację, po której padł gol na 1:0?

- Mój błąd, a nawet "wielbłąd", bo okropnie zagrałem piłkę. Chciałem skierować ją do Kuby Rzeźniczaka, ale źle w nią trafiłem. Na moje nieszczęście wyszło podanie do napastnika i dalej wiadomo co się stało... Biję się w pierś.

[b]

Trzeba przyznać, że gospodarze byli dla was bezlitośni.
[/b]

- Piast wykorzystał to, co miał do wykorzystania. Na tym właśnie polega piłka nożna - jeśli ma się kilka sytuacji, to część z nich trzeba zakończyć bramką. Gliwiczanie zakończyli praktycznie wszystkie.

Ten mecz mógł się inaczej ułożyć, ale nie wykorzystaliście swojej przewagi na boisku z początku drugiej połowy. A później Piast postawił kropkę nad "i".

- Liczy się to, co jest w sieci. Piast był naprawdę bardzo skuteczny i myślę, że wygrał zasłużenie. Nie można mówić o żadnym przypadku jeśli jakaś drużyna zwycięża i w dodatku zdobywa trzy bramki. Inna sprawa, że przynajmniej dwóch z nich nie powinniśmy dać sobie strzelić. To jest właśnie ta cholerna piłka...

Czy tę porażkę można usprawiedliwić dużym natłokiem spotkań w ostatnim czasie?

- Nie. Zadecydowały nasze błędy. Mimo że piłka jest właśnie grą błędów, to my popełniliśmy ich za dużo. Poza tym Piast miał ułatwione zadanie prowadząc 2:0 do przerwy. Wiadomo, że trzeba to dowieźć, ale taka zaliczka jest pokaźna.

Przegrana kosztowała was utratę pozycji lidera.

- Niestety spadliśmy na drugie miejsce, ale jeszcze dużo spotkań przed nami. Jeśli będziemy grali tak, jak potrafimy najlepiej, to nasze szanse na powrót na fotel lidera będą wysokie.

Każda seria kiedyś się kończy i ta Legii bez żadnej porażki z Piastem również dobiegła końca. 

- Dla Piasta jest to naprawdę fajne wydarzenie, bo w końcu wygrał z mistrzem Polski. Chwała dla nich, a my musimy wrócić do tego, co prezentowaliśmy we wcześniejszych spotkaniach.

Teraz przed ligowcami przerwa na reprezentację. Pomoże wam to po natłoku ostatnich spotkań?

- Po takim meczu od razu chciałbym zagrać drugi i pokazać, że ten pierwszy był przypadkiem. Może nie jestem zdruzgotany, ale na pewno jest mi z tym bardzo źle, bo wiem, że przyczyniłem się do tej porażki. W przerwie na kadrę nie będziemy mieli radosnych humorów.

Mimo przegranej nadal jesteście głównym kandydatem do mistrzostwa. W kim upatrujecie najgroźniejszego przeciwnika w walce o tytuł?

- Przed paroma kolejkami powiedziałbym, że Wiśle Kraków. Ale specyfika naszej kochanej ekstraklasy pokazuje, że niczego nie można być pewnym i wydarzają się rzeczy, które nie powinny mieć miejsca. Wydawało się, że Wisła powinna wygrać w poprzednich spotkaniach, a przegrała je. Takie bawienie się w typy to chyba nie u nas.

Źródło artykułu: