Polska piłka potrzebuje wielkiej zmiany - rozmowa z Dariuszem Mioduskim

 Redakcja
Redakcja
To właśnie model, który wprowadzili Szwajcarzy. Jak argumentowali: "10 drużyn to więcej atrakcyjnych meczów i mniej klubów do dzielenia pieniędzy".

- Możliwe, że dzięki temu kluby byłyby silniejsze, mocniejsze finansowo, byłyby w stanie dużej utrzymać młodych zawodników. Zwiększyłaby się atrakcyjność rozgrywek. Więcej lepszych meczów to większe pieniądze z praw medialnych. Ale tak jak mówiłem, to musi być projekt wypracowany przez wszystkie kluby, dlatego potrzebna jest na ten temat szeroka debata.

Tyle, że jeśli mówimy o krajach, gdzie w ciągu ostatnich lat drastycznie podniósł się poziom piłki, jak Niemcy, Belgia, Szwajcaria, wcześniej Francja, to jednak u podstawy sukcesu była rewolucja w systemie szkolenia. Tworzono od podstaw, zwiększano poziom bazy.

- To oczywiście jest najważniejsze. Dlatego dla nas priorytetem jest inwestycja w akademię. Rozumie to już cała piłkarska Europa i w Polsce też musimy iść w tym kierunku.
Jest jednak problem. Łatwo jest mieć wielką wizję, jeśli jest się na górze. Wielkie kluby chcą być większe, małe chcą przetrwać.

- My sobie poradzimy i możliwe, że będziemy w stanie zdominować ligę w krótkim okresie. Jednak potrzebujemy rozwiązań długoterminowych. Jeśli będziemy samotnie siedzieli na szczycie, to potem będzie to miało dla nas negatywny skutek finansowy. Ważne jest, by cały produkt poszedł do góry pod względem wartości. Lepiej mieć mniejszy kawałek w dużym torcie niż duży kawałek malutkiego tortu. To jest siła tego co dzieje się w Premier League, ale też cała koncepcja amerykańskich sportów. Ja mam akurat dość dobre rozeznanie w tym jak funkcjonują te ligi w USA. I tam wszyscy rozumieją, że podstawa sukcesu ligi amerykańskiej, czy to NHL, NFL czy NBA, to wysoki poziom całości. Jest ograniczona ilość klubów, ograniczenie pensji, tzw. salary cap, co jest formą parytetu. Druga, jeszcze bardziej kluczowa sprawa, to draft. A więc najsłabsi mają możliwość wyboru najlepszych początkujących zawodników. Kto wie, może w interesie Lakers, Knicks, Houston Rockets, byłoby, żeby oprzeć się o swoje rynki, bo to są największe miasta w USA. Oznaczałoby to zgarnięcie przez wielkich 90 procent puli. Ale oni sami wiedzą, że to doprowadzi do tego, że ta liga nie będzie atrakcyjna.

Czyli przykład upadku NASL, która została zdominowana przez Los Angeles Aztecs czy Cosmos Nowy Jork.

- Właśnie, cały produkt stał się nieatrakcyjny. Dlatego mi zależy na tym, żebyśmy mieli konkurencję, nawet wbrew własnym interesom.

Prezes Bogusław Leśnodorski mówi, żeby inaczej dzielić prawa telewizyjne i faktycznie osłabić tych najmniejszych. A więc pojawia się tu pewien zgrzyt. Bo jeśli mówimy o Niemczech, Anglii, to te przychody z praw telewizyjnych dają wszystkim zbliżone wartości, ale np. Hiszpanie dzielą tak, by ci najlepsi mieli zdecydowanie więcej.

- Tu trzeba znaleźć odpowiedni balans. Dziś tych pieniędzy w Polsce jest tak mało, że jeśli zastosujemy pełną równość, to ci najmniejsi i ci najwięksi nic z tego nie będą mieli. Dla nas prawa telewizyjne to 10 procent budżetu. Istotne, ale transfer Bielika to taka sama kwota.

Tyle, że musi do niego dojść.

- Tak, ale to pokazuje skalę. A tego typu transfery będą nas coraz mniej interesowały. Nie chcemy sprzedawać piłkarzy za 2 miliony euro. Jeśli nic się nie zmieni i pieniędzy w systemie będzie mało, to trzeba będzie rozmawiać o zmianach, np. zmniejszeniu ilości drużyn albo przynajmniej czasowej zmianie zasad tego podziału. Jeśli uda nam się stworzyć w Polsce grupę liderów, trzy czy cztery drużyny grające na naprawdę dobrym poziomie, i które będą w stanie zaistnieć w Europie, to skorzysta na tym cała polska piłka nożna.

Ale to już jest zamach na stan obecny, potrzeba człowieka, który powie: "Robimy tak i tak, a wy musicie poczekać na swoją kolej".

- Tu potrzebny jest konsensus i nie zrobi tego jeden człowiek, ale całe środowisko. Nie chodzi o to, żeby dramatycznie zmienić proporcje, ale żeby bardziej uzależnić wypłatę od sukcesu sportowego, który się osiąga. My dziś mamy mało pieniędzy do podziału i system prawie demokratyczny. Różnica między najlepszym a najsłabszym zespołem jest w stosunku 2:1.

Tak jak w Niemczech.

- Tak, ale tam te kwoty są znacznie większe.

Wspomniał pan, że nie chodzi o to, żeby sprzedawać piłkarza za 2 miliony euro, ale z drugiej strony cały ten list w sprawie Żyry, potem sprzedaż Bielika, pokazały, że wasza sytuacja nie jest aż tak dobra jak się przedstawia.

- Mamy najwyższy i zbilansowany budżet, ale musimy naprawdę strasznie ciężko pracować, żeby go spiąć. Nigdy nie będzie tak, że nie będziemy sprzedawać, a jedynie się wzmacniać. My w tym łańcuchu pokarmowym jesteśmy poniżej średniego szczebla europejskiego. Bez możliwości wychowywania i transferowania zawodników nie jesteśmy w stanie funkcjonować. To są te kompetencje, które my musimy mieć na najwyższym poziomie. Dlatego skupiamy się na tym, żeby jak najlepiej funkcjonowała akademia, inwestujemy w dział skautingu, żeby pozyskiwać zawodników takich jak Ondrej Duda. Kluczem jest długoterminowa strategia, a takie sytuacje jak ostatnio z Bielikiem czy teraz z Radoviciem po prostu się zdarzają.

Okazja?

- Raczej w pierwszej kolejności kwestia samego zawodnika. Mówiłem już, że nie chcieliśmy sprzedawać "Rado" i robiliśmy co w naszej mocy, aby przekonać go do pozostania. Ale zatrzymanie go na siłę nic by nie dało. Dla nas bardzo ważne jest budowanie zaufania między zawodnikami a ludźmi, którzy zarządzają klubem. Boguś Leśnodorski z całym działem skautingu robi znakomitą robotę. Chcemy pokazać zawodnikowi, że my nie jesteśmy po to, żeby go wyzyskać. Działamy w jego interesie nie zapominając o interesie klubu.

Symbioza.

- Właśnie. Przykład Ondreja idealnie to obrazuje. Zobowiązaliśmy się, że będziemy pracować nad nim, żeby stał się gwiazdą. Ma talent, który mu na to pozwoli. I przyjdzie taki moment, że dostanie ofertę, która będzie dla niego niezwykle atrakcyjna, nie tylko pod względem finansowym, ale też pod względem rozwoju. Jednocześnie oferta ta będzie dobra dla klubu. I wtedy puścimy go bez względu na to jak długi będzie miał kontrakt. Tak samo podchodzimy do Michała Żyry. Ten list był niefortunny. Ale intencja była taka, żeby pokazać, że Michał jest gotowy na wyjazd. On czuje, że może się rozwinąć jadąc do jakiegoś dobrego klubu. A oferty, które wtedy były na stole, nie były dość atrakcyjne, zarówno dla niego, jak i dla klubu.

Czy zmiany proponowane przez Dariusza Mioduskiego okazałyby się skuteczne?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×