Smutny Grodzicki, Zieńczuk grzebiący w historii, a Lipski myślał co przynieść do szatni
Ruchowi Chorzów nie udało się wygrać trzeciego meczu z rzędu, ale podopieczni Waldemara Fornalika początek sezonu mogą zapisać sobie na plus. Po meczu najsmutniejszy był kapitan zespołu.
Niewiele ponad pięć minut zabrakło Ruchowi Chorzów do wygrania trzeciego meczu z rzędu i awansu na pozycję wicelidera ekstraklasy. Coś, co po pierwszym przegranym pojedynku z Górnikiem Łęczna wydawało się niemożliwe, było na wyciągnięcie ręki.
Jednak w końcówce spotkania z Podbeskidziem Bielsko-Biała obrona Niebieskich dała się zaskoczyć rywalom i chorzowianie musieli zadowolić się punktem. - To na pewno boli. Mam jednak nadzieję, że w kolejnych meczach los odda nam to, co teraz zabrał - stwierdził Marek Zieńczuk. - Mam żal do siebie, że nie udało nam się wygrać - dodał kapitan Ruchu Rafał Grodzicki, który w końcówce nie upilnował Mateusza Szczepaniaka.Poniedziałkowa strata punktów przypomniała Markowi Zieńczukowi remis z Podbeskidziem w 2012 roku. Wówczas Niebiescy prowadzili z Podbeskidziem już 2:0, ale meczu nie wygrali. Straconych punktów zabrakło później do zdobycia 15. mistrzostwa Polski i Niebiescy musieli zadowolić się wicemistrzostwem kraju. - Widać historia lubi się powtarzać. Niemniej siedem punktów w czterech meczach to dobry wynik - cieszył się doświadczony "Zieniu". - Na pewno nie był to łatwy mecz. Może na trybunach wiał wiatr, ale na boisku go nie odczuwaliśmy. To chyba było moje najtrudniejsze spotkanie w karierze - dodał na koniec podłamany Rafał Grodzicki, który w poprzedniej kolejce zaliczył asystę przy zwycięskim golu Mariusza Stępińskiego.