Uwaga! Drużyna w budowie

Na dwie kolejki przed końcem eliminacji, jesteśmy bardzo blisko EURO 2016. Biało-czerwoni są jednak wciąż w fazie budowy. Widać sporo mankamentów, które Adam Nawałka musi wyeliminować, jeśli mamy myśleć o czymś więcej niż sam udział w turnieju

Marek Wawrzynowski
Marek Wawrzynowski

Od 2002 roku graliśmy na dużych turniejach cztery razy, ale nigdy nie udało się nam wyjść grupy. Dziś mamy najsilniejszą drużynę od połowy lat 80., przynajmniej na kartce papieru, ale mecze z Niemcami i Gibraltarem dostarczyły selekcjonerowi materiału do przemyśleń.

Postęp z Niemcami

Porażka z Niemcami mogła przytrafić się każdemu. 1:3 to jeszcze nie 1:7. Do tego Polacy zdołali oddać na bramkę mistrzów świata aż osiem celnych strzałów. Tyle samo, co rywale. To nowość. Z Niemcami gramy regularnie od czasu ich przemiany w 2006 roku. Wtedy, podczas mundialu rozgrywanego w ich kraju, przegraliśmy 0:1, ale był to mecz do jednej bramki. Paweł Janas, choć grał o życie, wybrał taktykę w stylu "bramkarz, dziewięciu obrońców i napastnik, który ma wspomagać kolegów z defensywy". Leo Beenhakker, choć nie musiał, postanowił zagrać z otwartą przyłbicą i tez niewiele wskórał - podczas Euro 2008 poległ 0:2. Franciszek Smuda, zremisował 2:2 z pozbawionymi większości gwiazd Niemcami, choć z gry i statystyki nasi rywale powinni wygrać wysoko. W końcu przyszedł "Cud na Narodowym", który przypominał nieco "Wembley 73". Polacy bronili się desperacko i wyrwali rywalom 3 punkty. To typowy polski triumf w stylu "Obrona Częstochowy", który stworzył zespół Nawałki. Ale w ostatnim meczu z Niemcami, we Frankfurcie, Polacy zagrali inaczej. Owszem, defensywnie, bo inaczej z Niemcami się nie da, ale imponowali łatwością w tworzeniu sytuacji podbramkowych. Dawno nie byliśmy tak blisko wyrównanego pojedynku z niemiecką drużyną.

Mamy dziś kilka bardzo mocnych punktów, choćby liderów wszystkich formacji - w obronie Kamil Glik i w pomocy Grzegorz Krychowiak, nigdy nie schodzą poniżej bardzo dobrego poziomu. W ataku Robert Lewandowski to dziś w kadrze piłkarz o klasę lepszy niż jeszcze dwa lata temu. Od kiedy został kapitanem kadry, każdy jego mecz jest demonstracją klasy światowej.

Ta trójka, dwóch doskonałych zawodników defensywnych i jeden wybitny ofensywny, decyduje dziś o obliczu kadry. Z dystansu czasu można zaryzykować tezę, że Lewandowski, choć lepszy, zawsze był wartością dla tej drużyny. Teraz, wartością dodaną są inni. Eksplozja Glika i Krychowiaka to kwestia poprzedniego sezonu. Arkadiusz Milik to fenomenalny autorski pomysł Nawałki.

Poprzedni selekcjonerzy długo szukali partnera dla Lewandowskiego, a właściwie "numeru 10". Obracali się w systemie 4-2-3-1, który w pewnym sensie ich ograniczał. Wymuszał znalezienie rozgrywającego piłki ofensywnego pomocnika.

Wartość dodana

Nawałka zrezygnował z tego ustawienia i zastosował, poza ostatnim meczem z Niemcami, formację 4-4-2. Obok Lewandowskiego umieścił swojego pupila, obecnie zawodnika Ajaksu Amsterdam. Zaufał mu tak jak w czasach Górnika.

Choć Milik był krytykowany po pierwszym meczu z Gibraltarem, Nawałka wiedział swoje. Tak samo było w Zabrzu, gdy młody piłkarz nie potrafił strzelić gola przez 17 kolejnych meczów. Stał się tym samym obiektem drwin miejscowej "loży szyderców". Nawałka twardo stał przy własnej koncepcji i w końcu Milik zaczął strzelać. Seriami. To samo stało się w kadrze. Razem z Lewandowskim tworzą jeden z najgroźniejszych ofensywnych duetów w Europie. Lewandowski w ośmiu meczach ma dziesięć goli i pięć asyst (wg transfermarkt.de), zaś dorobek Milika, również w ośmiu meczach to sześć goli i sześć asyst. Niezwykłe statystyki nie oznaczają, że grają między sobą. Zaledwie cztery z 16 goli, które strzelili to efekt ich "bezpośredniej współpracy".

Jeśli dodamy do tego bramkarza, mamy już pięciu zawodników klasy europejskiej. Bramkarza właściwie dowolnego, bo dziś każdy z trójki walczącej o miejsce w składzie byłby pewnym punktem. Tyle, że "na papierze" mamy tych zawodników więcej. W tej chwili nie przekłada się to na boisko. Prawa strona, która była wykorzystywana przez poprzednich selekcjonerów jako główny atut, dziś przechodzi głęboki kryzys.

Piszczek i...

To co podczas meczu z Niemcami rzucało się w oczy najbardziej, to nieustające wyniszczające ataki rywali właśnie tam. Teoretycznie powinni jej unikać, w końcu Łukasz Piszczek, który gra na prawej obronie reprezentacji Polski, jeszcze niedawno był wymieniany wśród najlepszych zawodników na swojej pozycji na świecie. Nawet jeśli miał kryzys, to z dnia na dzień nie zapomniał swojej roli. Z kolei na lewej stronie mieliśmy Macieja Rybusa, pomocnika przechrzczonego chwilowo na gracza defensywy. A więc to teoretycznie tam Niemcy powinni szukać szansy. Mimo wszystko wybrali inaczej.

Nasz selekcjoner zaryzykował w spotkaniu z mistrzami świata, wystawił aż trzech defensywnych pomocników i ustawił na skrzydle Arkadiusza Milika. A więc Piszczek powinien mieć dobrą asekurację. Nie miał jej. Na jego stronie tworzyło się pełno przestrzeni, co bezwzględnie wykorzystali Niemcy. Trudno winić za to jedną osobę, zwłaszcza w czasach gdy piłka nożna jest sportem bardziej zespołowym niż kiedykolwiek wcześniej, a trenerzy pytani o "największą gwiazdę" zazwyczaj odpowiadają "drużyna".

Napastnik Ajaksu nie mógł odnaleźć się w takiej grze i nie był w stanie wypełniać zadań defensywnych. Pokazał kilka świetnych i bardzo inteligentnych zagrań, zwłaszcza podanie w akcji bramkowej było wzięte z najwyższej półki. Ale w meczu przeciwko tak potężnemu rywalowi jak drużyna Joachima Loewa, tak wściekłym i ofensywnym, trzeba pracować znacznie więcej z tyłu. Milik sam przyznał, że nie czuł się w tej roli dobrze. Niemcy szybko połapali się w takim ustawieniu. Zresztą są mistrzami analizy, więc trzeba przypuszczać, że w tym planie niekoniecznie musiało być działanie spontaniczne.

Być może Niemcy nie chcieli też pchać się stroną defensywy, której od środka pilnował Kamil Glik. Różnica między piłkarzem Torino a Łukaszem Szukałą, jest ogromna. Przecież nawet po zejściu Piszczka, Niemcy nie zaprzestali atakować swoją stroną. Przy trzeciej bramce Mario Goetze wyprowadzając atak mija Szukałę, a przy golu ucieka kompletnie zdezorientowanemu Pawłowi Olkowskiemu.

Ten ostatni w meczu z Gibraltarem potwierdził, że nie jest dziś zawodnikiem klasy reprezentacyjnej. Trochę dziwne, bo to w sumie dość solidny obrońca 1.FC Koeln (średnia noc w kickerze 3,42 w poprzednim sezonie i słabsze 4,0 w trzech spotkaniach obecnego sezonu), tyle że w drużynie narodowej nie umie podłączyć się skutecznie do ataku. A że w defensywie też nie zachwyca, mamy tu dwa dość spore problemy jak na bocznego obrońcę. Wygląda na to, że dziś nie posiadamy zmiennika dla Łukasza Piszczka i zostaje tylko mieć nadzieję, że zawodnik Borussii Dortmund wróci do formy.

Mina w środku

Nawałka Niemcami zaryzykował też grę z trzema defensywnymi pomocnikami. Choć był to raczej jednorazowy eksperyment - pokazał, że Tomasz Jodłowiec i Krzysztof Mączyński, którzy w polskiej Ekstraklasie są zawodnikami wybijającymi się, w starciu mistrzami świata ograniczają się do biegania za piłką i przeszkadzania. Tak jakby nie wychodzili z kółka w grze w "dziadka".

Szczególnie uciążliwe jest to momencie gdy jesteśmy zmuszeni do ataku. Brak kreatywności, umiejętności szybkiego rozegrania doprowadził do sytuacji, gdzie nie jesteśmy w stanie wyprowadzić własnej akcji, możemy jedynie bazować na błędach rywala i przechwytach. Oczywiście taki jest styl Nawałki. I nawet jeśli mamy zwykle mniejsze posiadanie, jest to styl skuteczny i często bardzo widowiskowy, perfekcyjnie wykorzystujący naszą narodową piłkarską cechę – skłonność do przeszkadzania i szybkich zrywów. A jednak rzuca się w oczy brak partnera dla Krychowiaka. Gdyby Manuel Neuer przedstawił w urzędzie pracy zapis drugiej połowy spotkania, mógłby się ubiegać o zasiłek. Miał jedną okazję do interwencji, przy dość nieudolnym strzale Mączyńskiego.

Wciąż można odnieść wrażenie, jakby grali u nas zawodnicy będący rozwiązaniami tymczasowymi. Z konieczności, po odmowie Eugena Polańskiego.

Nie wiemy jak zagrałby selekcjoner, gdyby zdrowi byli Michał Pazdan i Karol Linetty. Być może są to zawodnicy, którzy w dalszej perspektywie wypełnią luki. Pazdan wydaje się znacznie skuteczniejszy w destrukcji niż Szukała. Z kolei Linetty słusznie uważany jest za zawodnika z potencjałem na "klasę międzynarodową". Defensywny pomocnik, silny i agresywny (mimo drobnej postury pokazał choćby w meczach z Legią i bezpośrednich starciach z potężnym Jodłowcem, że nie należy ufać pozorom), który potrafi wyjść do przodu i stworzyć przewagę, to dziś towar deficytowy.

Poza tym czekamy aż do optymalnej formy wróci Kuba Błaszczykowski. Nasz pomocnik i do niedawna lider ekipy biegał bezradnie po boisku jakby szukał bezskutecznie swojej zaginionej formy. Ale z doświadczenia wiemy, że jeśli ją odnajdzie, może być kolejną bronią z zabójczego arsenału Nawałki.

A więc ledwie kilka korekt i możemy dziś rywalizować z każdą drużyną w Europie. Może grając defensywnie, opierając się na destrukcji, ale na tyle nas stać.

Milik: nie lubię porównań do Zlatana
Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×