Diego Simeone - facet w czerni, który zbawił Atletico Madryt

Diego Simeone wprowadził emocje do przewidywalnej ligi dwóch hegemonów. Piłkarze Atletico Madryt błyskawicznie wchłonęli jego filozofię i odnieśli sukcesy, o jakich kibice długo marzyli.

Igor Kubiak
Igor Kubiak
East News

Przez 9 lat tytuł mistrzowski w Hiszpanii padał łupem Realu Madryt bądź FC Barcelony. 8-krotnie jedna z tych ekip zajmowała drugie miejsce. Tę regułę przerwał jedynie Villarreal, który niespodziewanie w sezonie 2007/2008 zdobył wicemistrzostwo kraju. Prawdziwe zaskoczenie miało jednak miejsce 6 lat później, a popularnie nazywaną "ligę dwóch" wygrał... ten trzeci, czyli Atletico Madryt dowodzone przez Diego Simeone.

Przed złotą erą Simeone

Kibice "Los Colchoneros" przez wiele lat z zazdrością spoglądali na wiwatującą biel Realu Madryt. Częściej doświadczali bolesnych porażek aniżeli wspaniałych zwycięstw. Najstarsi fani pamiętają sukcesy osiągane tuż po II wojnie światowej, a nieco młodsi mogą wspominać jeszcze wygrane trofea w latach 60. i 70., kiedy trenerem był m.in. Luis Aragones.

W 1987 roku prezydentem stołecznej ekipy został kontrowersyjny prawicowy polityk Jesus Gil. Rządził klubem przez 16 chaotycznych lat. Spośród wielu trenerów ponad rok na Vicente Calderon zdołało wytrzymać tylko dwóch! Dwa razy był to Aragones, a raz Radomir Antić. Właśnie Serb sięgnął po jedyne mistrzostwo kraju za panowania Gila - w 1996 roku. Ponadto Atletico zdobyło 3 razy Puchar Króla. To co kibiców najbardziej zabolało, nastąpiło jednak w 2000 roku - klub drugi raz w swojej historii spadł do II ligi, z której powrócił dopiero po 2 latach (ponownie pod wodzą Aragonesa). Dodatkowo sternikowi zarzucano zamknięcie szkółki trenerskiej, przez co na zajęcia Realu Madryt musiał iść młody Raul.

W 2002 roku prezydentem klubu został człowiek z zarządu Gila, na co dzień producent filmowy, Enrique Carezo. Podczas swojego panowania pokazał, że potrafi robić interesy. Sprzedawanie zawodników z wielomilionowym zyskiem przez lata było znakiem firmowym Atletico. Carezo chciał jednak, aby jego produkt piłkarski osiągał również sukcesy. Za Quique Sancheza Floresa sięgnął po Ligę Europy i Superpuchar Europy, ale do ścisłej europejskiej czołówki trafił dopiero podczas współpracy z Simeone.

Sukces za sukcesem

Argentyńczyk przejął posadę w 2011 roku po Gregorio Manzano, który na Vicente Calderon pracował niecałe pół roku. Miarka przebrała się po grudniowym dwumeczu Pucharu Króla, w którym "Los Colchoneros" odpadli z III-ligowym Albacete Balompie. Do tego w lidze klub zanotował 7 porażek w 17 kolejkach i plasował się w środku stawki. Rozbita drużyna potrzebowała charyzmatycznego szkoleniowca. Simeone idealnie pasował do tej charakterystyki, szczególnie że na ławkę trenerską przeniósł cechy z boiska - piłkarską inteligencję, ciągłą pracę i zawziętość. Na efekty długo nie trzeba było czekać, a pierwsza porażka przyszła dopiero w jego 10 meczu, kiedy do Madrytu przyjechała FC Barcelona.

Głównym celem w pierwszym sezonie była Liga Europy. Atletico pod wodzą popularnego "Cholo" w 9 meczach odniosło 9 zwycięstw, a w finale sprawiło lanie Athletic Bilbao 3:0. Trzy miesiące później gablota drużyny powiększyła się o trofeum za wygranie Superpucharu Europy, w którym Atletico rozbiło kolejnego rywala - Chelsea Londyn 4:1.

Pod wodzą Simeone klub wypracował swój styl i nie notował zniżek formy, co było bolączką klubu w poprzednich latach. W swoim pierwszym pełnym sezonie Argentyńczyk przez ponad 20 kolejek utrzymywał zespół na drugiej lokacie, ale ostatecznie sezon zakończył na ostatnim miejscu na podium. Była to najwyższa lokata Atletico w lidze od 21 lat.

Madryt też może być czerwono-biały

Najważniejszy mecz sezonu 2012/2013 miał miejsce w maju. W finale Pucharu Króla spotkały się dwa madryckie kluby. W meczu pełnym walki, kontrowersji, dwóch czerwonych kartek (Cristiano Ronaldo i kapitan Gabi) po dogrywce wygrało Atletico. "Los Colchoneros" zdobyli 10. w historii krajowy puchar, ale ważniejsze było samo pokonanie lokalnego rywala. Przed majową konfrontacją, przez 14 lat, w 25 kolejnych derbach, "Królewscy" nie doznali bowiem ani jednej porażki. Simeone oficjalnie został królem Vicente Calderon.

Największe brawa Atletico otrzymało po kolejnym sezonie. Gracze "Cholo" po wyeliminowaniu AC Milan, FC Barcelony i Chelsea Londyn znaleźli się po raz pierwszy od 1974 roku w finale Ligi Mistrzów (dawniej Puchar Europy). Do 93. minuty prowadzili z Realem Madryt 1:0, ale złota główka Sergio Ramosa pozbawiła ich trofeum. W dogrywce Real strzelił 3 kolejne gole i zaliczył upragnioną "La Decimę" (10. tytuł najlepszej drużyny w Europie).

W tym samym sezonie Atletico zdobyło jednak wspomniane mistrzostwo kraju. O tytule zadecydował ostatni mecz z FC Barceloną. "Duma Katalonii" musiała wygrać, ale mecz zakończył się remisem. Kilka miesięcy później ekipa Simeone zrewanżowała się Królewskim i po dramatycznym dwumeczu zgarnęła Superpuchar Hiszpanii.

Tym samym w 2,5 roku Argentyńczyk sięgnął po 5 trofeów. Tyle tytułów w historii klubu zdobył tylko jeden szkoleniowiec - Aragones. Za fantastyczną postawę Simeone otrzymał propozycję kontraktu do 2020 roku. Na wygranie Ligi Mistrzów z Atletico ma więc jeszcze sporo czasu.

Filozofia Cholismo

Diego Simeone potrafił wykreować w Madrycie swoją filozofię, którą niektórzy kibice traktują jak świętość. Jej zasady wchłaniają wszyscy piłkarze pragnący gry w podstawowym składzie na Vicente Calderon. W Hiszpanii powstał nawet dekalog Cholismo, na który składa się m.in. wiara we własne umiejętności, wielka praca i przywiązanie do klubu, kolegów oraz fanów.

Jedną z zasad jest również realizm. "Jest różnica między nami i Barcą - to ok. 400 milionów" - przyznał przed jednym z meczów z "Dumą Katalonii". Właśnie ta różnica sprawia, że na tytuły Atletico patrzy się z jeszcze większym respektem. W swoim mistrzowskim sezonie Simeone jak mantrę praktycznie do ostatniego meczu powtarzał, że celem jest zajęcie miejsca, gwarantującego start... w Lidze Mistrzów. Zasada "mecz po meczu" (tak też została nazwana jego biografia) trwa do dzisiaj. Nie ważne co będzie za tydzień lub miesiąc, należy skupić się na najbliższej konfrontacji i zdobyciu w niej trzech punktów. "Żyjemy każdym meczem, jakby miał być ostatni", "jeśli wierzysz i pracujesz, możesz" - to kolejne zdania z konferencji prasowych, które kibice Atletico znają na pamięć.

Ekipa Simeone ma wygrywać bez względu na styl. Na początku piłkarze spędzali godziny ustawiając się na treningach do stałych fragmentów gry. Żmudne zajęcia sprawiły, że to Atletico stało się największym specjalistą od rzutów rożnych i wolnych w całej Europie, a wachlarz wielu rozwiązań sprawia, że nigdy do końca nie wiadomo, jak zostanie rozegrany kolejny korner.

Atletico nie chce grać pięknej piłki, Atletico chce punktów bądź korzystnych rezultatów, dlatego często mecze z ich udziałem mają identyczny przebieg - szybko zdobyta bramka, kontrolowanie wydarzeń boiskowych i kolejny cios w najmniej oczekiwanym momencie. Żelazna defensywa i unikanie błędów sprawiają, że "Los Colchoneros" nie boją się też utrzymywać 1-bramkowego prowadzenia do końcowego gwizdka.

Atletico gra często usypiająco i brzydko, ale momentami intensywny pressing potrafi skruszyć każdą linię obronną. Piłkarze rozumieją filozofię Simeone, który w czarnym garniturze, koszuli i krawacie nieustannie biega, krzyczy, koryguje i dyskutuje z sędzią technicznym. On też rozgrywa każdy mecz tuż przy linii bocznej boiska. Wie jak zmotywować własnych piłkarzy oraz kibiców, którzy zaczynają szaleńczo dopingować swoich pupili po kilku charakterystycznych gestach "Cholo". Właśnie takiego trenera potrzebowało Atletico, takiego trenera potrzebowała też cała Primera Division.

Igor Kubiak
 
Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×