Fiorentina, czyli bum, bum, bum

Trzy osoby zmieniły Fiorentinę nie do poznania. Trener Paulo Sousa, napastnik Nikola Kalinić i pomocnik Jakub Błaszczykowski. Dziś lider Serie A gra z Belenenses w Lidze Europy, a trener Violi wraca do domu.

Mateusz Święcicki
Mateusz Święcicki

Nie ma Gabriela Batistuty, nie ma Edmundo, nie ma Rui Costy, a Fiorentina gra jak za najlepszych lat. Paulo Sousa zaliczył znakomity start w Serie A, a jego zespół w ostatniej kolejce zdemolował Inter Mediolan na wyjeździe, wygrywając aż 4:1. Nikt we Florencji nie tęskni za Vincenzo Montellą, Mario Gomezem czy Juanem Cuadrado. Dlaczego ktokolwiek miałby to robić, skoro dziś Viola demonstruje piękny styl, jest skuteczna i niemal nie do powstrzymania. Tak dobrze jak na początku tego sezonu, nie było w drużynie ze Stadio Artemio Franchi od 16 lat!

Od startu nowej kampanii, Fiorentina przegrała zaledwie dwa mecze. Najpierw z Torino w Serie A, później niespodziewanie z FC Basel (poprzednim klubem Paulo Sousy) w Lidze Europy. Starcie z Belenenses jest dla niej szansą na pierwsze punkty w europejskich pucharach i odrobienie strat po pierwszej kolejce. To sentymentalna podróż dla portugalskiego trenera Violi, byłego piłkarza lizbońskich klubów: Benfiki i Sportingu. Ale Liga Europy nie jest priorytetem dla Toskańczyków. Po imponującym początku w Serie A prezes Adrea Della Valle zapytał: cele? A dlaczego nie scudetto?

Latem słynący z oszczędności szef klubu zacisnął pasa. Na transfery wydał 30 mln euro, pozbył się z klubu drogich w utrzymaniu piłkarzy. Mario Gomez zarabiał 10 mln euro brutto rocznie, Mounir El Hamdaoui 2 mln, Alberto Aquilani 4 mln, Andrea Lazzari 1,4 mln. Łącznie klub zaoszczędził na płacach swoich zawodników prawie 18 mln euro. To spora suma. I kiedy kibice protestowali, nazywając letnie mercato "żebraczym", Della Valle uspokajał: pieniądze to nie wszystko. Atmosfera stawała się nie do zniesienia, między prezydentem klubu a fanami dochodziło do pyskówek, a w czasie wygranego meczu z Genoą Włoch wyszedł ze stadionu w 75 minucie. Powiedział później: mam dosyć grupy ludzi, którym wydaje się, że są najmądrzejsi na świecie, nie rozumieją podstaw prowadzenia klubu i chcą, żebyśmy wydawali fortunę na transfery. Nie stać nas na to!

Della Valle przekonał się, że pieniądze nie gwarantują sukcesu. Na pozyskanie tria: Juan Cuadrado, Mario Gomez, Giuseppe Rossi wydał łącznie ponad 30 mlm euro. Kolumbijczyk w koszulce Fiorentiny grał wspaniale, ale przyszedł na Stadio Artemio Franchi tylko po to, by wypromować się i odejść do mocniejszego klubu. Kiedy poczuł, że jest ważny, notorycznie domagał się transferu i w końcu wyfrunął do Chelsea. Giuseppe Rossi to wielki talent, ale we Florencji prześladowany przez kontuzje. Na ponowny występ po paskudnym urazie czekał ponad 400 dni. Mario Gomez z kolei okazał się jednym z najgorszych transferów Fiorentiny w historii. Był cieniem wielkiego napastnika z Bayernu Monachium, grał żałośnie i nieskutecznie. Piłkarze kupieni za fortunę nie dali klubowi tytułów. Viola niemal zawsze była blisko, ale na końcu i tak przegrywała, jak choćby w finale Pucharu Włoch, czy walce o eliminacje Ligi Mistrzów.

Latem Della Valle zwolnił trenera Vincenzo Montellę, zatrudniając Paulo Sosuę. To odkurzenie starego pomysłu, bo już w trakcie pracy Portugalczyka w Videotonie, Fiorentina chciała go pozyskać. Prezydent Violi jest zauroczony osobowością nowego szkoleniowca, erudycją i obyciem w świecie (mówi w czterech językach). W sensie trenerskim prezydent klubu wymaga od Sousy czegoś więcej niż "tiki-taka Montelli". Już pod wodzą poprzedniego szkoleniowca klub z Toskanii grał efektowny i szybki futbol. Tę idę Portugalczyk podtrzymał, dodatkowo unowocześniając i dodając skuteczność na imponującym poziomie. - Podoba mi się olśniewający styl Barcelony i pragmatyczność Bayernu Monachium. Chciałbym to połączyć - powiedział Sousa. Najbardziej prezydentowi Fiorentiny imponuje jednak zaangażowanie korporacyjne trenera, który zachowuje się jak członek zarządu. To on osobiście zablokował transfer Philippe Mexesa z Milanu, nalegał na sprowadzenie Nikoli Kalinicia, nazywając go nowym Miroslavem Klose i był wielkim zwolennikiem wypożyczenia Jakuba Błaszczykowskiego.

Polak w nowych barwach gra dobrze. Zdobył już premierową bramkę w Serie A w starciu z Bologną, nieźle zagrał w historycznym meczu z Interem Mediolan. Po Joaquinie nikt już specjalnie nie tęskni. - Kuba to więcej mocy, więcej dryblingu, więcej jakości - napisali dziennikarze "La Gazzetty dello Sport". Jeśli Błaszczykowskiego ominą kontuzje, to Fiorentina będzie walczyć o transfer definitywny. Kuba z marszu wygryzł z wyjściowego składu Brazylijczyka Gliberto, jest idealnym kandydatem do gry na prawej stronie w systemie z pięcioma i czterema pomocnikami. Ma mentalność zwycięzcy, a tego dziś potrzebuje od swoich piłkarzy Paulo Sousa. Jego zespół jest dziś największym objawieniem nowego sezonu.

Henning Berg: nowy trener? Wszystko jest jeszcze możliwe


Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×