Liga Europy kulą u nogi dla Lecha

Już ponad dwa miesiące trwa nieprawdopodobna zapaść Lecha i końca nie widać. Istnieje natomiast spore ryzyko, że ekipa Macieja Skorży nie podniesie się z kolan... aż do grudnia.

Szymon Mierzyński
Szymon Mierzyński
Pierwsza połowa spotkania w Bazylei dawała niewielką iskierkę nadziei, że tym razem uda się zrobić coś, na co liczyło niewielu i wywieźć z trudnego terenu remis. Wynikało to w dużej mierze z nader przeciętnej gry gospodarzy, ale lechici przynajmniej dotrzymywali im kroku i ze względnym spokojem utrzymywali rezultat bezbramkowy.

Wystarczył jednak bezmyślny faul i przedwczesne zejście z boiska Karola Linettego, by błyskawicznie ujawniły się wszystkie dotychczasowe grzechy mistrza Polski. Gola stracił po szkolnym błędzie w ustawieniu Marcina Kamińskiego, jednak nawet to nie było tak zatrważające jak reakcja na niekorzystny wynik. Podopieczni Macieja Skorży zwyczajnie zwiesili głowy i stracili wiarę, że mogą jeszcze cokolwiek zrobić.

To doskonale obrazuje jak kruchy mentalnie jest dziś Lech. Widać to było zresztą już podczas pierwszej połowy, gdy kilku zawodnikom zdarzały się bardzo proste błędy nawet w przyjęciu piłki, przez co trudno im było zawiązywać akcje ofensywne. Siła rażenia Kolejorza w tym spotkaniu była znikoma, w ciągu 90 minut nie wykreował ani jednej sytuacji, którą można nazwać stuprocentową.

Trudno dziś zakładać nagły przełom. Kryzys jest niewyobrażalny i nie da się z niego wyjść pojedynczym zwycięstwem w Ekstraklasie, bo ono nic konkretnego w tabeli jeszcze nie da. Poprawianiu formy nie sprzyja też terminarz. Poznaniacy nie radzą sobie z grą co trzy dni, a pomiędzy meczami nie mają czasu, by nad czymkolwiek mocniej popracować. Zbliża się wprawdzie przerwa reprezentacyjna, lecz ona też niewiele da Maciejowi Skorży, bo kilku kluczowych piłkarzy wyjedzie, a przed ligowym meczem z Ruchem Chorzów odbędą się dwa, może trzy treningi w pełnym składzie.

Przykre, że dziś udział w fazie grupowej Ligi Europy, który dla każdego polskiego klubu powinien być powodem do dumy, dla Lecha jest tak naprawdę kulą u nogi. Na awans nie liczy już chyba nikt - zwłaszcza mając w perspektywie dwa mecze z rozpędzoną Fiorentiną - a występy w tych rozgrywkach będą znacząco utrudniać powrót do wygrywania w Ekstraklasie.

Tylko uratowanie sezonu i ponowna kwalifikacja do pucharów pozwoli klubowi zbilansować budżet, lecz do tego potrzeba regularnych zwycięstw. Tymczasem po spotkaniach w europejskich pucharach lechici wygrali w lidze zaledwie raz (z Lechią Gdańsk), a w sześciu pozostałych przypadkach zaliczyli... jeden remis i pięć porażek.

Z Ligi Europy Lech odpadnie najwcześniej w połowie grudnia, więc jeśli nagle nie znajdzie recepty na powrót świata żywych, to lepszą twarz pokaże dopiero wiosną.



Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×