Jan Urban mógł grać w Lechu, ale uciekł do Górnika, żeby nie trafić do Legii
Legia Warszawa straszyła Jana Urbana, tak bardzo nie chciała, aby ten trafił do Lecha Poznań. To było 30 lat temu. Teraz trener w końcu zameldował się na Bułgarskiej.
Rok później poznaniacy po raz kolejny podjęli próbę ściągnięcia snajpera. Urbanowi skończył się wtedy na Śląsku kontrakt i mógł zmienić klub, choć Lech i tak musiał zapłacić kwotę odstępnego. Takie wtedy było prawo. - Dogadałem się z Lechem, wszystko było załatwione. Żona szukała mieszkania na osiedlu Czecha, dostałem nawet trochę pieniędzy w innej walucie niż złotówki. Wszystko było super, bo Lech był wtedy mocny, a ja miałem zastąpić Mirosława Okońskiego, który wyjechał za granicę - opowiada trener.
Wtedy do akcji wkroczył Górnik Zabrze. Grając tam można było uniknąć służby wojskowej. - Skończyło się tak, że przeszedłem właśnie do tego klubu, bo wiedziałem, że inaczej trafiłbym do Legii. Byłem charakternym zawodnikiem i jak coś postanowiłem, to tak miało być. Losy tak się ułożyły, że w Legii nie chciałem grać, ale ją trenowałem i jestem z tego zadowolony, bo jest to wielki klub - przyznaje Urban.
W Górniku był gwiazdą, grał tam przez cztery lata. Strzelił ponad 50 goli, zdobył trzy mistrzowskie tytuły. Potem wyjechał do Osasuny Pampeluna, został legendą tego klubu.
Trenerem Lecha został w poniedziałek. Zastąpił Macieja Skorżę.
#dziejesiewsporcie: szaman rzucił klątwę na gwiazdę Arsenalu