Wielkie doświadczenia trenera Lechii. Thomas von Heesen: Trenowałem u naprawdę znakomitych szkoleniowców

Thomas von Heesen był gwiazdą Bundesligi. W rozmowie z WP SportoweFakty zdradził kiedy był najbliżej debiutu w reprezentacji Niemiec. Obecny trener Lechii ma od kogo czerpać wiedzę, gdyż współpracował ze szkoleniowcami ze światowego topu.

Michał Gałęzewski
Michał Gałęzewski

WP SportoweFakty: Za panem wielka kariera piłkarska. Jest pan legendą HSV i Bundesligi. Czy jako piłkarz czuje się pan spełniony?

Thomas von Heesen: Mówiąc szczerze, to nie. Moja kariera mogła się potoczyć inaczej. Szczególnie mam tu na myśli mecze międzynarodowe. Już we wczesnych latach kariery mocno pracowałem, by zaistnieć w reprezentacji, ale to niestety nigdy nie nastąpiło. Bywałem powoływany na zgrupowania kadry, lecz ani razu nie wyszedłem na boisko.

Kiedy był pan najbliżej debiutu w reprezentacji?

- Gdy miałem 21 lat, byłem członkiem 25-osobowej reprezentacji Niemiec na mistrzostwa świata w Hiszpanii. Graliśmy sparing (z Norwegią - przyp. red.). Siedziałem na ławce. W 80. minucie trener powiedział mi, że za chwilę wejdę na boisko. Okazało się jednak, że zespoły umówiły się na konkretną liczbę zmian i limit został wyczerpany. To byłby mój debiut w reprezentacji Niemiec, który ostatecznie nigdy nie nastąpił. Nie znalazłem się też w składzie na mistrzostwa świata, bo pojechało 22 piłkarzy.

Rywalizacja o miejsce w składzie w kadrze Niemiec była więc zbyt ostra?

- Miałem wtedy 21 lat i byłem zdecydowanie najmłodszym piłkarzem w zespole - kolejny najmłodszy miał 25 lat. Było to dla mnie olbrzymie doświadczenie i liczyłem na to, że może w przyszłości nadejdzie mój czas. Nigdy to jednak nie nastąpiło.

Czy z perspektywy czasu zastanawia się pan dlaczego?

- Tego nie wiem. W HSV tworzyliśmy znakomity zespół i czuliśmy się ze sobą świetnie. Do kadry Niemiec zostałem włączony jako dzieciak, a następnie nie dostałem swojej szansy. W Niemczech jest zawsze wielu znakomitych piłkarzy. Na mojej pozycji grał choćby Thomas Hassler i nie było łatwo się przebić.

Grał pan u Ernsta Happela, jednego z najwybitniejszych szkoleniowców w historii futbolu. Czy dziś dużo pan czerpie z jego metod?

- Przez swoją karierę trenowałem u naprawdę wielkich szkoleniowców. Zaczynałem u Branko Zebeca, niezwykle wymagającego trenera. Zajęcia u niego potrafiły trwać po trzy godziny. W lato przy 30 stopniach Celsjusza nie było żadnej taryfy ulgowej. Było ciężko, ale nauczyłem się wyciskać z siebie wszystko na treningu. Był to przede wszystkim szkoleniowiec skupiający się na defensywie, dla niego wynik 1:0 był wystarczający. Później trenerem HSV został Ernst Happel. Był dla mnie jak ojciec. W wieku 25 lat zacząłem być u niego kapitanem, a w składzie byli przecież tacy zawodnicy, jak Manfred Kaltz, czy Dietmar Jacobs. Spytałem trenera, czy przypadkiem któryś z nich nie powinien zostać kapitanem, ale on stwierdził, że ta odpowiedzialność spadnie na mnie. Happel w przeciwieństwie do Zebeca był trenerem ofensywnym. Dla niego lepszy był wynik 5:4, niż 1:0. Wszystko się kompletnie zmieniło. Z moich obserwacji wynika, że piłkarze wolą bardziej ofensywny styl. Potrzebny jest oczywiście odpowiedni balans. Ważne jest, by grać dużo piłką.

Od zakończenia przez pana kariery piłkarskiej minęło już 17 lat. Dlaczego nie jest pan jeszcze znanym trenerem w Bundeslidze?

- Moja historia trenerska zaczęła się w sezonie 1998/99, w Arminii Bielefeld. Zostałem tam trenerem dlatego, bo klub nie miał pieniędzy i cała sytuacja wyglądała katastrofalnie. Chwilę wcześniej zakończyłem karierę właśnie jako zawodnik Arminii. Objąłem klub, gdy zajmował trzecie miejsce od końca w 2. Bundeslidze, a zostaliśmy mistrzami tej ligi. Mieliśmy w składzie dobrych piłkarzy, jak chociażby Bruno Labbadia. Po awansie musiałem odejść, bo nie miałem licencji na prowadzenie zespołu w Bundeslidze. Po latach wróciłem do Bielefeldu i ponownie zostałem tam trenerem. Wówczas zdarzyła się jeszcze sytuacja, że prawie podpisałem kontrakt z jednym z czołowych klubów z Bundesligi, o czym nikt nie wie, ale nic z tego nie wyszło. Chcieli, bym zostawił mój dotychczasowy klub podczas sezonu. Nie zdecydowałem się zerwać kontraktu, bo chciałem zostać z drużyną. Tamten klub oferował mi trzyletni kontrakt, ale potrzebował trenera od razu. W końcu zerwaliśmy rozmowy.

Czy Thomas von Heesen jako trener będzie odnosił podobne sukcesy, jak podczas kariery zawodniczej?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×