Kiedyś narkotyki, teraz przemyt. Legendarnego piłkarza nie opuszczają kłopoty

Mario Jardel przyznał się w przeszłości, że brał narkotyki. Niedawno opowiadał, że wszystko idzie ku dobremu, że się zmienia, jednak ostatnio znowu był bohaterem mediów. Nie chce się wierzyć, ale złapali go na lotnisku na przemycie ryby.

Krzysztof Gieszczyk
Krzysztof Gieszczyk
TIAGO PETINGA/AFP / TIAGO PETINGA/AFP

Celnicy w Porto Alegre orzekli, że przewoził coś, co jest zabronione. Chodziło m.in. o 10 kg suszonego dorsza - bacalhau. Niby drobiazg, ale przepisy zabraniają transportu jedzenia bez odpowiednich dokumentów.

Policjanci skonfiskowali jego bagaż, gdy po powrocie z Portugalii znaleziono w nim wspomnianą rybę. Nikt nie wie, po co przywoził to z Europy. Piłkarz tłumaczył się, że na własny użytek, w każdym razie sprawa jest dość dziwna.

Codziennie inna modelka

Jardel przypomniał o sobie pod koniec zeszłego roku. Opowiadał o rozwodzie z żoną, modelką Karen Ribeiro, depresją, śmierci ojca - wszystko to zmusiło go podobno do sięgnięcia po narkotyki, z czym nie umiał sobie poradzić.

Pierwszy raz Jardel wziął kokainę w 1999 roku na domowej imprezie w Brazylii. - Przeklęte narkotyki. Zniszczyły mi rodzinę, karierę i zdrowie - powiedział w wywiadzie dla terra.com. Przekonywał, że nigdy nie brał w trakcie rozgrywek, ale podczas wolnego. Jednak mało kto mu wierzy.

Kiedyś wspominał, jak obudził się po ośmiu dniach ciągłej balangi i nieustającej orgii. - Codziennie była inna modelka - opowiadał piłkarz, który w jedną noc był w stanie wydać w nocnym klubie 3 tysiące dolarów. Żona nie wytrzymała jego huśtawek nastrojów i zdrad, odeszła z dziećmi. Mieszkają w Portugalii, z ojcem widują się co kilka miesięcy. 42-letni Jardel ma teraz nową żonę, młodszą o 18 lat, i małe dziecko. - Stałem się bardziej odpowiedzialny – przekonuje. W rozmowie z terra.com przyznał, że chodzi do kościoła i medytuje.

Wzór dla Ronaldo

Brazylijski napastnik zawsze brał życie całymi garściami. 130 goli dla Porto w 125 meczach wywindowało go na szczyt. Kibice byli pewni, że Mario Jardel zostanie gwiazdą Realu czy innego Manchesteru United, ale za to poznawał murawę Czerno More Warna czy Boltonu. Chwile sławy zdobył jeszcze w Galatasaray, a kiedy w 2003 roku odchodził ze Sportingu Lizbona, miał 53 gole strzelone w 49 meczach dla portugalskiego giganta.

Zależało mu na powołaniu do kadry. Luiz Felipe Scolari jednak nie wziął go do Korei i Japonii w 2002 roku i od tego momentu zaczął się powolny schyłek kariery Jardela. W Lizbonie Brazylijczyk spotkał w składzie młokosa, który podpatrywał słynnego napastnika i sporo się od niego nauczył. Ten młokos nazywał się Cristiano Ronaldo.

Słynny napastnik po Sportingu zaliczył 14 klubów, a karierę zakończył w 2011 roku. Jardel - wtedy 38-latek - już od dawna żył z nazwiska, a nie grał na poważnie w piłkę.

Poszedł w politykę

Jardel to także lokalny polityk. Należy do partii socjaldemokratycznej, zasiadał we władzach samorządowych w stanie Rio Grande do Sul. Gdy zatrzymano go z powodu dorsza, wracał z Portugalii z podróży służbowej. Czytelników "O Globo" najbardziej zbulwersował fakt, że na podróż do Europy wydał równowartość 150 tys. zł z publicznych pieniędzy, choć w karierze zarobił miliony.

W Portugalii Jardel odwiedził m.in. ośrodek w Lizbonie, gdzie ćwiczą niepełnosprawni piłkarze. Jedna z gazet sugerowała, że poleciał po prostu na dziesięciodniowe wakacje. W samolocie wykupił lot pierwszą klasą, bo - jak napisał w uzasadnieniu wydatków - jest wysoki i ciężko mu się mieścić w klasie drugiej.

W politykę wszedł w 2014 roku, gdy został wybrany w wyborach regionalnych. W zeszłym roku ktoś miał mu grozić śmiercią, jednak inni samorządowcy z Porto Alegre uważają, że to tylko wymysły Jardela. Zdaniem "O Globo" były piłkarz nie może zrozumieć, że nie jest już gwiazdą, wokół której wszyscy skaczą. W zeszłym roku napastnik pod pozorem leczenia się na depresję zażądał zwolnienia na dwa tygodnie z mandatu samorządowca, bowiem chciał spędzić wakacje z rodziną. Kiedy nie dostał zgody, zniknął bez słowa na dziesięć dni.

Jego nieobecności bronili koledzy z partii, tak samo jak jego ogromnych wydatków - w zeszłym roku równowartość 600 tys. zł - na służbowe podróże. Media zarzucały mu żerowanie na publicznych pieniądzach. Słynny piłkarz jest dokładnie "pilnowany". Raz wytykano mu nawet to, że po powrocie z wyjazdu służbowego miał nocować w hotelu (na co brał pieniądze), a tymczasem na portalach społecznościowych pojawiały się filmy, jak w tym czasie pali papierosy na balkonie własnego mieszkania.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×