Polak, który był na Stade de France: Słyszeliśmy wybuchy. Myśleliśmy, że to pirotechnika

Zdjęcie okładkowe artykułu:  / FRANCK FIFE / AFP
/ FRANCK FIFE / AFP
zdjęcie autora artykułu

- Uciekłem ze stadionu szybko. Mój przyjaciel z "L'Equipe" był wtedy na loży prasowej. Wcześniej chwalił się, że kupił dzieciom bilety. Właśnie w okolicy ich sektorów wybuchły bomby - mówi były korespondent "Przeglądu Sportowego", Tadeusz Fogiel.

- Byłem na meczu, słyszałem wybuchy. Myślałem, że to kibice odpalili jakieś race albo petardy, ale potem okazało się, że głosy dochodziły zza stadionu. Zdetonowano jakąś bombę w czymś na styl McDonalda. To był bar szybkiej obsługi, czyli miejsce, gdzie naraz może być sporo osób.

- Bardzo szybko nad boiskiem i trybunami zaczęły krążyć helikoptery. Wtedy zdaliśmy sobie sprawę, że stało się coś poważnego i zaczęliśmy szukać informacji. Ludzie byli przestraszeni, ale nie panikowali.

- Siedem, osiem minut przed zakończeniem meczu postanowiłem opuścić stadion. Na szczęście miałem miejsce w zachodniej część Stade de France. Bomby wybuchły po drugiej stronie, gdzieś w okolicach sektorów A-H. U nas wyjście było wtedy jeszcze możliwe. Zaparkowałem samochód kilometr około od stadionu, musiałem biec na parking i szybko wracać do domu. Dobrze, że nie pchałem się pod sam obiekt. Miałbym problemy z odjechaniem. Od momentu wyjścia do powrotu minęło jakieś 25 minut, czyli jeszcze bardzo szybko. Policja i straż pożarna panowała nad sytuacją. W momencie, gdy już prowadziłem, policja podjęła decyzję o koncentracji widzów na murawie. Taka sytuacja sprawia, że piłka nożna nie jest najważniejsza. Nie interesowałby mnie nawet wynik. Trzeba się ratować.

- Słuchałem radia w drodze powrotnej i nie mogłem uwierzyć. Mówili, że w centrum Paryża doszło do strzelaniny. Potem do późna oglądałem telewizję. Jestem w szoku. Takich wydarzeń w tym kraju nie było od 1961, kiedy Francja prowadziła wojnę z Algierią.

- To kraj ceniący sobie wolność i prawa obywatelskie. W domu jestem bezpieczny, ale na ulicach wcale nie musi tak być. Pociągi kursują. Nawet do Belgii można pojechać. Odwołane zostały jednak wszystkie imprezy masowe. Między innymi puchar Europy w rugby Wszystkie szkoły działające w soboty są zamknięte. Nieczynny jest także Disneyland.

- Ciężko powiedzieć, co się wydarzy za siedem miesięcy podczas Euro 2016. Widziałem dziś "L'Equipe" - największy sportowy dziennik świata. Cała gazeta na czarno. Napis "Horror" wielką czcionką. Do czerwca - a wtedy będą mistrzostwa Europy - jeszcze daleko. Póki co francuska reprezentacja jest zabarykadowana w hotelu. We wtorek nie dojdzie do meczu z Anglikami.

Wysłuchał Mateusz Karoń

Źródło artykułu:
Komentarze (1)
komentuś
14.11.2015
Zgłoś do moderacji
0
2
Odpowiedz
Muszę przyznać, że trochę dziwny ten zamach, bo jak na tak dużą skalę, zginęło w nim podejrzanie mało osób.