Legia - FC Midtjylland: Pribrakadabra! Czekamy na cud

Gol Aleksandara Prijovicia dał Legii Warszawa pierwsze zwycięstwo w fazie grupowej Ligi Europy. Ze Szwajcara dumny byłby sam Zlatan, a my może będziemy dumni ze stołecznego klubu. Cud, czyli awans ciągle jest możliwy. Legia - FC Midtjylland 1:0.

Jacek Stańczyk
Jacek Stańczyk
PAP/Bartłomiej Zborowski / PAP/Bartłomiej Zborowski

W 35. minucie Igor Lewczuk przypomniał sobie, że do Legii jako prawy obrońca. Z tej strony dośrodkował w pole karne prosto na głowę Aleksandara Prijovicia. Szwajcar wcale nie z najbliższej odległości przymierzył, piłka nad wyciągniętym jak struna bramkarzem poleciała w "okno" bramki. Pribrakadabra! Piękna bramka, prawdziwy Zlatan byłby dumny. Ten z Legii to jednak taki trochę oszukany, choć na pewno wygląda i czasami zachowuje się jak genialny Szwed - Albo mnie kochasz, albo nienawidzisz - mówi o sobie w stylu oryginału. Takimi golami szybko rozkocha w sobie warszawską publikę.

Ostra, wierząca Legia

Pribrakadabra i nadzieja na cud powróciła. Na dwie kolejki przed zakończeniem fazy grupowej Legia miała jeszcze szansę na awans do fazy play-off. Warunkiem numer jeden na przedłużenie nadziei było jednak zwycięstwo z Duńczykami. Warunkiem numer dwa była wygrana Napoli w Club Brugge. Warunek numer trzy to zwycięstwo polskiej drużyny w ostatniej kolejce z neapolitańskim walcem, który rozjeżdża wszystkich rywali. I warunek czwarty, czyli remis FC Midtjylland z Belgami za dwa tygodnie.

I Legia zaczęła ostro, tak jakby ciągle wierzyła. Zepchnęła gości do defensywy. Już na samym początku Prijović wymanewrował kilku rywali, podał do Nemanji Nikolicia, ten wpakował piłkę do bramki, ale nie mógł się cieszyć, bo był na spalonym. W 30. minucie węgierski supersnajper przerzucił w polu karnym piłkę nad jednym z rywali i to byłby naprawdę efektowny gol, gdyby w spadającą futbolówkę trafił. Nie trafił. Pięć minut legijny Zlatan już jednak nie spudłował.

Legia – Midtjylland 1:0: gol Prijovicia

Legia – Midtjylland 1:0: gol Prijovicia

Goście w pierwszej połowie potwierdzili jedynie to, z czego są najbardziej znani. Zagrożenie stwarzali głównie poprzez stałe fragmenty gry. Po rzutach rożnych, wolnych i autach strzelają blisko połowę goli. Szczególnie wyrzuty z autów w czwartek dawały się miejscowym we znaki. Po jednym z nich, w 18. minucie pięć metrów przed Arkadiuszem Malarzem znalazł się Erik Swiatczenko. Uderzył, Malarz instynktownie obronił. Piłkarz FC Midtjylland jak się chwilę później okazało był na spalonym, ale tak czy inaczej bramkarz Legii za tę interwencję zasłużył na duże brawa.

Rosyjskie kombinacje, dycha Malarza

Stanisław Czerczesow musiał nieco pokombinować ze składem. Wypadł mu z powodu choroby Michał Pazdan, wypadł jego zmiennik Jakub Rzeźniczak, więc zrobił się problem ze środkiem defensywy. Stojan Vrajnes, który teoretycznie mógłby zostać przesunięty do tyłu, gry w ostatniej linii unika jednak jak ognia. Kiedy zagrał tam ostatni raz, w ligowym meczu z Zagłębiem, to się skompromitował. Został więc Tomasz Jodłowiec. Prowadzący go trenerzy przez większość kariery tego zawodnika nie mogli się zdecydować, czy to stoper czy defensywny pomocnik. Ostatecznie stanęło na tej drugiej pozycji. W czwartek Jodłowiec musiał jednak się cofnąć. Na lewej obronie zagrał za to prawy defensor Łukasz Broź. Tomasz Brzyski nie może przecież grać cały czas. Targany urazami doświadczony obrońca i tak czasami już ledwo zipie. A Legia jak szukała mu zmiennika, tak szuka dalej.

Szansę w pierwszym składzie dostał też Ivan Trickovski. W bramce stanął Arkadiusz Malarz, bo Duszan Kuciak jeszcze nie uporał się z urazem kolana. Dla 35-letniego bramkarza to był dopiero dziesiąty występ w europejskich pucharach w karierze. Wrócił do nich po sześciu latach, w 2009 roku w Europie pokazał się w barwach greckiej Larissy. - W Larissie grałem, ale potem zaczęło się szukanie oszczędności, więc na dzień dobry rozpoczęto walkę z mną. Straszono rozwiązaniem kontraktu, zapraszano do pokoju w obecności dwóch potężnych panów, abym się zastanowił. Ale ja się nie przestraszyłem - opowiadał nam. Taki to był wtedy klub.

Wilki nie pogryzły

Duńskie Wilki (przydomek Midtjylland) po przerwie zaatakowali śmielej. W końcu przed meczem z Legią byli wiceliderem. Oni na cuda nie liczą, tylko na matematykę. To specyficzny klub. Jego właściciel, Anglik Matthew Bentham jest maniakiem liczb, statystyk. Dla niego wszystko jest policzalne, również skala talentu danego piłkarza. Zamiast więc go oglądać, woli analizować jego statystyki, wszelkie najdrobniejsze nawet dane. I na ich podstawie podejmować decyzje o zakupie. FC Midtlylland tworzy własne programy do oceny piłkarzy, rywali, do własnych treningów. Konsekwencją matematycznego podejścia do piłki są opanowane do perfekcji stałe fragmenty gry.

Zaraz po gwizdku na drugą połowę w polu karnym upadł Erik Swiatczenko, ale o jedenastce nie mogło być mowy. Niedługo potem Roemer huknął sprzed pola karnego, Malarz wypuścił piłkę, ale w porę do niej dopadł. Stojan Vranjes odpowiedział groźnym strzałem z rzutu wolnego. Goście atakowali, Legia kontrowała. Po jednej z nich na bramkę strzelił świetny Igor Lewczuk. Niestety prosto w bramkarza. Z drugiej strony, już pod koniec Malarz dalekim wyjściem za pole karne przerwał groźną akcję gości. I w swoim jubileuszowy meczu w pucharach nie dał się pokonać.

Dwa z czterech warunków zostały spełnione. Legia wygrała z Duńczykami, Napoli pokonało Club Brugge 1:0. Wiara w wygraną we Włoszech i remis w drugim meczu wielka nie jest. Być może nawet jest śladowa. Jednak właśnie wtedy, gdy ta wiara jest najmniejsza, zdarzają się cuda. Inaczej by nimi nie były.

Legia Warszawa - FC Midtjylland 1:0 (1:0)
1:0 - Aleksandar Prijović 35'

Legia Warszawa: Arkadiusz Malarz - Bartosz Bereszyński, Tomasz Jodłowiec, Igor Lewczuk, Łukasz Broź - Ivan Trickovski (82' Michał Żyro), Stojan Vranjes, Ondrej Duda, Michał Kucharczyk - Aleksandar Prijović (63' Guilherme), Nemanja Nikolić (90' Marek Saganowski)

FC Midtjylland: Mikkel Andersen - Andre Romer, Kian Hansen, Erik Sviatczenko, Filip Novak - Tim Sparv, Jakob Poulsen - Pione Sisto (46' Awer Mabil), Kristoffer Olsson (69' Martin Pusić), Daniel Royer - Morten Rasmussen (36' Paul Onuachu).

Żółte kartki: Duda - Roemer, Sparv, Poulsen

Sędzia: Andre Mariner (Anglia)

Jacek Stańczyk

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×