"Je suis Paris". Krajobraz po zamachach

13 listopada 2015 roku zapisze się na czarnych kartach powojennej historii Francji. Paryżanie ocierają łzy po serii krwawych zamachów. Jak wygląda miasto, w którym za kilka miesięcy zostanie rozegrany finał Euro 2016? Relacja WP SportoweFakty.

Karol Borawski
Karol Borawski
FRANCK FIFE / POOL / AFP / FRANCK FIFE / POOL / AFP

Krwawa seria

Paryż skupił na sobie uwagę światowych mediów już na początku 2015 roku, gdy terroryści zaatakowali między innymi redakcję satyrycznego magazynu "Charlie Hebdo". W wyniku ataków przeprowadzonych przez braci Kouachi i Amedy Coulibaly'ego zginęło 12 osób. Przez Francję przetoczyły się demonstracje, które łącznie zgromadziły cztery miliony osób. Na Placu Republiki zebrało się ponad milion osób chcących uczcić pamięć ofiar. W tym gronie było wiele głów państw i szefów rządów, między innymi stojący na co dzień po przeciwnych stronach barykady prezydent Autonomii Palestyńskiej Mahmud Abbas i premier Izraela Benjamin Netanjahu. Świat solidaryzował się z pogrążoną w smutku Francją. Nikt się nie spodziewał, że dziesięć miesięcy później Paryżem wstrząśnie kolejna, jeszcze bardziej krwawa fala zamachów.

Ciepły piątkowy wieczór 13 listopada 2015 roku pierwotnie nie różnił się od innych piątkowych wieczorów w mieście, które nigdy nie usypia. Paryżanie spotykali się po kolejnym tygodniu pracy w licznych restauracjach, część brała udział w wydarzeniach kulturalnych, a 40 tysięcy ludzi - w tym prezydent Francois Hollande - oglądało na Stade de France mecz Francji z Niemcami. Kiedy "Trójkolorowi" z powodzeniem walczyli z mistrzami świata (wygrali 2:0 po golach Giroud i Gignaca), pobliska okolica stała się celem krwawych ataków terrorystycznym.

W wyniku eksplozji przy Stade de France oraz strzelanin w restauracji Petit Cambodge, barze Le Carillon, centrum handlowym Les Halles i teatrze Bataclan, śmierć poniosło około 130 osób, a ponad 350 zostało rannych. Ofiar byłoby znacznie więcej, gdyby terrorystom udało się zrealizować szatański plan ataku na Stade de France. W czasie meczu z Niemcami przy głównej arenie Euro 2016 doszło do trzech eksplozji: o 21:17, 21:19 i 21:53. Jak się później okazało, były to samobójcze zamachy mającego francuski paszport Bilala Hadfiego, Syryjczyka Ahmada Almuhammada i trzeciego, niezidentyfikowanego, terrorysty. Jak się później okazało, jeden z zamachowców posiadał bilet na mecz. Plan był prosty i przerażający jednocześnie. Wyposażony w pas szahida terrorysta miał odpalić ładunki wybuchowe na trybunach Stade de France, a ewakuowani kibice pod stadionem mieli stać się ofiarami kolejnych terrorystów-samobójców.

- Byłem na meczu, słyszałem wybuchy. Myślałem, że to kibice odpalili jakieś race albo petardy, ale potem okazało się, że głosy dochodziły zza stadionu. Zdetonowano jakąś bombę w czymś na styl McDonalda. To był bar szybkiej obsługi, czyli miejsce, gdzie naraz może być sporo osób - mówił WP SportoweFakty ekspert piłkarski Tadeusz Fogiel. - Uciekłem ze stadionu szybko. Mój przyjaciel z "L'Equipe" był wtedy na loży prasowej. Wcześniej chwalił się, że kupił dzieciom bilety. Właśnie w okolicy ich sektorów wybuchły bomby.

Francuzi zjednoczeni. I wystraszeni 

Od zamachów minęły dwa tygodnie. Francuzi ocierają łzy, wspominając ofiary tragicznych wydarzeń 13 listopada. Okolice klubu Bataclan, który był świadkiem najtragiczniejszych wydarzeń, odwiedzają setki ludzi. Modlą się, składają kwiaty i znicze, niejednokrotnie roniąc łzy na myśl o niewinnych ofiarach. Wejścia do klubu zostały zaplombowane, budynek jest non-stop pilnowany przez policję, a o niedawnej tragedii przypominają podziurawione od kul ściany pobliskiego bloku.
Klub Bataclan Klub Bataclan
Francuzi gromadzą się również kilkaset metrów dalej, na Placu Republiki. To stamtąd telewizje z całego świata (obecnie pozostały jedynie wozy francuskich stacji) donosiły o tragicznych wydarzeniach. Z kolei przy jednej z bram podparyskiego Stade de France umieszczono tablicę informującą o zamachach.
Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×