Łukasz Trałka: Jest tak dużo meczów, że aż się w głowie kręci

Po ostatnich kolejkach Ekstraklasy Lech zaczął piąć się w górę. Według Łukasza Trałki kryzys drużyny wynikał ze zbyt dużego natężenia spotkań.

Michał Gałęzewski
Michał Gałęzewski

Lech Poznań po kolejnym zwycięstwie - tym razem z Lechią w Gdańsku jest już coraz bliżej czołówki. - Wiemy jak wygląda tabela, jakie są różnice punktowe i dobrze, że dobiliśmy do tej dość dużej grupy. Chcemy gromadzić jak najwięcej punktów i zobaczymy na co nam to pozwoli. Kontakt jest. Trener nam powtarza, że spokojnie mamy przeskakiwać rywali. Małymi kroczkami, ale do góry - zauważył Łukasz Trałka.

Ten sezon układa się nietypowo. Zespoły, które mają wysokie budżety mają trudną sytuację w tabeli. - Musiałbym narzekać na reformę, ale nie chcę tego robić. Było dużo meczów, a jeszcze tyle przed nami. Aż się w głowie kręci. My graliśmy jeszcze w Lidze Europy i nie chce mi się tego komentować. Nie chodzi tylko o liczbę meczów. Na początku byliśmy w dołku, teraz z tego wychodzimy i idziemy w górę - dodał pomocnik.

Mimo wszystko Lech może skorzystać na reformie. Po podziale punktów drużynie z Poznania będzie łatwiej dobić do czołówki. - Tak, ale gdyby nie było podziału, meczów byłoby mniej i być może już teraz bylibyśmy w czołówce. To jest jednak gdybanie. Efekty przynosi rotowanie składem. Nie da się grać czternastoma tymi samymi zawodnikami, bo byśmy pękli i nie byłoby co zbierać. W odpowiednim momencie trener zaczął zmieniać skład. Nie ma w nas wielkiej świeżości, ale jest lepiej niż gdybyśmy grali tą samą kadrą - powiedział Trałka w rozmowie z WP SportoweFakty.

Jeszcze w pierwszej połowie meczu z Lechią w polu karnym rywala upadł atakowany przez jednego z gdańszczan Kasper Hamalainen. Łukasz Trałka momentalnie podjął dyskusję z sędzią. - Wydawało mi się, że jak się gwiżdże takiego karnego dla Lechii, to i powinien być dla nas. Z powtórek jakie oglądaliśmy wynika, że nie powinno być jednak żadnego rzutu karnego. Zabrakło tu konsekwencji - powiedział.

Gdy kibice Lechii odpalili race, zadymiło się pole karne Jasmina Buricia. Lechici mają szczęście, że Maciej Makuszewski trafił wtedy w poprzeczkę. - Niewiele było widać. Arbiter mógł to przerwać wcześniej, bo było dużo zamieszania. Dobrze, że chwilę później przerwał grę - zauważył piłkarz.

#dziejesiewsporcie: ostre zagranie w meczu piłkarskim
Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×