Nemanja Nikolić: Opuściłem dom z jedną torbą, bez przyszłości

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

- Opuściłem dom w wieku 18 lat z jedną torbą i bez większej przyszłości. Nie wiedziałem kiedy wrócę. Może nigdy? - wyznaje w rozmowie z nami Nemanja Nikolić. Snajper Legii strzelił w Polsce już 19 goli i pewnie zmierza po tytuł króla strzelców.

WP SportoweFakty: Nie traćmy czasu: Jaki jest pana sekret? Nemanja Nikolić: Sekret to sekret, ja wam powiem, a wy napiszecie i wszyscy zaczną strzelać. A poważnie, to napastnik jednak albo ma nosa do strzelania goli, albo nie. Oczywiście, musisz trenować strzały z daleka, rzuty wolne, główki. Ale bycia w odpowiednim czasie, w odpowiednim miejscu już się nie nauczysz na treningu. To się po prostu ma. Dzięki Bogu matka urodziła mnie takim, a nie innym. Moje motto, tak czy inaczej brzmi, żeby ciągle być lepszym i jeszcze lepszym i dawać z siebie maksimum. Ja też zawsze stawiam zespół na pierwszym miejscu. Najważniejsze jest, żeby wykonać zadanie, które postawił przede mną trener. Jestem pewien, że Bóg i piłka oddały mi to w golach. Jeśli ciężko pracujesz dla zespołu, jeśli nie stawiasz się na pierwszym miejscu przed drużyną, to piłka odda ci dużo. Pracuję ciężko na gole tutaj. Jestem szczęśliwy z tych goli, ale nie zamierzam na nich poprzestać. Powtarza pan słowo "Bóg". Jest pan mocno wierzący? - Tak, wierzę. Wierzę, że jeśli jesteś szczery z ludźmi, to Bóg ci pomoże. Legia była dla mnie najlepszym wyborem. Rodzina świetnie się tu czuje, jest szczęśliwa, ja jestem szczęśliwy, strzelam gole. Zobaczymy, co przyniesie przyszłość. Nie wykluczam też, że zostanę tu na długie lata. Być może też klub mnie sprzeda.

Pana agent powiedział, że nigdy wcześniej nie miał dla pana tylu ofert. - Konkretnych propozycji mieliśmy tylko kilka.

Reading był konkretny? - Nie chcę o tym mówić, to już przeszłość. Jednak przed Legią miałem trzy oferty lepsze finansowo, ale całościowo lepsze jednak nie były. Z Legią ustaliliśmy wszystko chyba w 5 minut. Michał Żewłakow powiedział mi, że będzie tak i tak, zaznaczył czego ode mnie oczekuje. Zapewnił, że będę ważną częścią klubu, ale też, że muszę przyjechać i walczyć o miejsce w składzie. Żeby być kimś ważnym w Legii musisz dużo pracować. A jeśli strzelisz gola jednego tygodnia, to szybko musisz o tym zapomnieć i skoncentrować się na kolejnym meczu. Brak goli w 2-3 meczach sprawia, że presja jest bardzo duża. Szczególnie w tak wielkim klubie. Jak w ogóle mamy o panu pisać, węgierski piłkarz czy serbski piłkarz? - Tylko ludzie, którzy mają podobne życie mnie zrozumieją. Moja matka jest Węgierką, mój ojciec jest Serbem. Ja urodziłem się w Serbii i żyłem tam przez 18 lat. I to jest dla mnie bardzo ważny okres, którego nigdy nie zapomnę i się go nie wyprę. Moi rodzice nadal tam mieszkają, często tam jeżdżę gdy mam przerwę. Na Węgry zresztą też. Moją piłkarską karierę budowałem właśnie na Węgrzech i wszystkie piękne chwile pochodzą stamtąd.

- Dano mi tam szansę, aby się pokazać, wykorzystałem ją i to zostało docenione, otrzymałem węgierski paszport. Moja żona pochodzi z Węgier, tam urodziły się moje dzieci. Moje życie teraz jest więc na Węgrzech. Oczywiście, jestem szczęśliwy, że dostałem możliwość gry w reprezentacji narodowej. Węgierska piłka dużo mi dała, a ja to oddałem strzelając gole.

Czy to znaczy, że Serbia panu szansy nie dała. Miał pan jakiś wybór? Ivan Farago, pana trener, opowiedział o nieudanych testach w OFK Belgrad… - Kiedy byłem młody, poszedłem tam na testy, ale to był tylko jeden mecz. Mój ojciec musiałby zainwestować dużo pieniędzy żebym mógł tam pojechać na stałe, ale ja sumie nie byłem tym zainteresowany. Na szczęście dostałem szansę na Węgrzech, tam trafiłem do drugiej ligi. Wierzyłem w siebie, nie bałem się zacząć. I krok po kroku dostałem się do ekstraklasy. Dalszą historię znacie. Bo można powiedzieć, że w Videotonie dopisałem kawałek historii klubu. Do momentu mojego przyjścia zdobyli tylko jeden puchar. Po sześciu latach ze mną mają dwa mistrzostwa, puchar ligi, klub grał w Lidze Europy. To jest coś. A teraz jestem w Legii, to mój następny krok.

Coś długo pan się zasiedział na Węgrzech. - Jeśli w siebie wierzysz, to nie musisz się spieszyć i brać pierwszej lepszej okazji. Jeśli wewnątrz nie czujesz, że to nie pora na wyjazd, to nie wyjeżdżasz. Dobrze się czułem w Szekesfehervarze. Nie chciałem ruszać się stamtąd w momencie, gdzie poza Węgrami nikt nie wiedziałby kim jestem. Przez 7 lat byłem trzy razy królem strzelców, zdobyłem dwa mistrzostwa, grałem w Lidze Europy, zostałem reprezentantem kraju. Kibice Videotonu szanowali mnie kiedy strzelałem gole i kiedy tego nie robiłem. Szanuję to, że kiedy miałem gorsze okresy, kiedy siedziałem na ławce, oni dalej skandowali moje nazwisko. Miałem z kibicami świetne relacje. Więc też nie chciałem na siłę wyjeżdżać. [nextpage]Jednak pan wyjechał, ponoć różnica między pańskimi oczekiwaniami co do nowego kontraktu, a ofertą klubu była jednak spora. - Byłem gotowy zostać w Videotonie przez całą karierę, jeśli tylko dostałbym dobry kontrakt. Na taki, który chciałem ja, powiedzieli "nie". Podziękowałem więc, zapewniłem że dokończę sezon i znajdę sobie inny klub. Zdobyłem mistrzostwo, koronę króla strzelców. Dałem od siebie dużo. Przyszedł czas na kolejny krok, czyli Legię. Trzy-cztery miesiące przed zakończeniem sezonu na Węgrzech wiedziałem, że trafię tutaj. Michał Żewłakow opowiedział mi wiele pozytywnych rzeczy o klubie. Jego słowa mnie przekonały. Kiedy z nim rozmawiałem, dostrzegłem że Legii naprawdę na mnie zależy i będę tutaj ważnym zawodnikiem. To był bardzo dobry wybór. Może napiszemy o panu Ronaldo z Senty? Podobno jako dziecko był pan zakochany w brazylijskim napastniku i miał jego koszulkę. - Oglądałem go. A dziś kiedy oglądam mecze, to lubię analizować grę napastników, patrzeć jak reagują gdy im idzie, i gdy im nie idzie. Kiedy grasz dobrze, musisz dać z siebie naprawdę dużo, żeby pozostać na tym poziomie. A jeśli masz gorszy okres, to musisz się zrelaksować, uśmiechnąć, cieszyć się futbolem i dużo pracować żeby zmienić tę sytuację. Kiedy dobrze grasz i strzelasz gole, to wszyscy o tobie mówią. Jesteś we wszystkich mediach. Wtedy musisz stąpać twardo po ziemi i nie odlecieć. Bo jak odlecisz i pomyślisz, że jesteś najlepszy na świecie, upadniesz i już się nie podniesiesz. Musisz znaleźć w tym wszystkim równowagę. Ja teraz trafiam, ale nie bujam w obłokach. Wiem, że będę miał jeszcze gorszy okres.

Ale nawet patrząc trzeźwo mógłby pan chyba przyjąć gratulacje za wywalczenie korony króla strzelców w Ekstraklasie?  - Nie, bo nie jestem królem strzelców. Jeśli tak powiem, będzie to oznaczało brak szacunku dla rywali. Zobaczymy w maju. Ja będę pracował na to, żeby być pierwszy. Na pewno nie osiągnę tego bez kolegów z drużyny.

Zawodnik musi rywalizować, żeby być dobrym. Pana ojciec opowiadał o pana rywalizacji z bratem. Pan był za Partizanem Belgrad, on za Crveną Zvezdą. I walczyliście na każdym kroku. - To był dobry okres mojego życia. Jesteśmy z bratem blisko, dużo rozmawiamy. Tęsknimy za sobą, jesteśmy rozdzieleni już od ponad 10 lat. Moi rodzice też za mną tęsknią, opuściłem przecież dom w wieku 18 lat z jedną torbą i bez większej przyszłości. Nie wiedziałem kiedy wrócę. Może nigdy? Wyjeżdżałem z domu jako chłopak, teraz mam żonę i dwójkę dzieci. Wierzę jednak w siebie, dużo pracowałem, żeby być na tym poziomie, na którym jestem. Mam 27 lat, i ciągle wierzę, że osiągnę jeszcze więcej.

Jest pan uzależniony od oglądania piłki? - Kiedy byłem mały, z ojcem oglądałem naprawdę dużo meczów. Gdybyście do mnie przyjechali w każdym momencie, to pewnie zobaczylibyście w telewizji mecz. Mój ojciec też grał w piłkę. Po meczach rozmawialiśmy jeszcze z bratem. To moi krytycy. Krytykują mnie kiedy gram dobrze, krytykują, kiedy gram źle. Wiem jednak, że zawsze są ze mną. Dają mi rady. Lubię oglądać piłkę. Teraz jednak mam dwójkę dzieci, przez większość czasu ich nie widzę, jestem poza domem, więc kiedy mam wolną chwilę, to staram się ją spędzać z nimi. Ostatnio może za dużo futbolu nie oglądam, ale naprawdę to lubię.

Jednego nie rozumiemy. Z jednej strony mówi pan, że chce być coraz lepszy, wchodzić na wyższy poziom. A z drugiej strony był pan gotów spędzić całą karierę w Videotonie. Proszę na siebie spojrzeć, strzela pan tyle goli w lepszej lidze. - Nie jesteście piłkarzami, więc może być wam ciężko to zrozumieć. Kiedy jesteś w jednym miejscu, gdzie ludzie cię lubią, gdzie czujesz się naprawdę dobrze, gdzie idziesz na trening z uśmiechem, gdzie wszyscy naprawdę cię szanują... Spędziłem w Videotonie sześć lat, trafiłem tam, gdy miałem 20. To połowa kariery. I gdy jesteś gdzieś przez połowę kariery, to siadasz i rozmawiasz z żoną: Co teraz musimy zrobić, bo za rok mój kontrakt się kończy. Czy mam jechać do Chin, czy do innego klubu, gdzie czeka cię niepewna przyszłość? Mam dwójkę dzieci, muszę o nich myśleć. Gdybym był sam, to pewnie wyjechałbym do Japonii, Szwajcarii, Chin, a gdyby po trzech miesiącach mi się nie podobało, to bym wrócił. Jako piłkarz musisz być szczęśliwy. W innym razie będzie ciężko zaprezentować ci pełnię umiejętności.

Czyli nie można być tylko piłkarzem, trzeba też być odpowiedzialnym ojcem. - Jak masz dzieci, to musisz o nich myśleć. Kiedy pojawiła się możliwość gry w Legii, sprawdziłem miasto, jakie tu są szkoły, przedszkola. Moja córka ma 4 lata, więc jeśli zostanę tu przez dwa lata, będzie musiała pójść w Polsce do szkoły. Moje dzieci urodziły się w Szekesfehervarze, żyły tam, miały przyjaciół. Wszystkie aspekty musisz brać pod uwagę. Dlatego myślałem, żeby zostać. Ale też chciałem dobrego kontraktu, bo myślałem o przyszłości rodziny. Klub się nie zgodził.

Jest coś w Warszawie takiego, że Serbowie czują się tu świetnie. Aleksandar Vuković, Stanko Svitlica, Dragomir Okuka, Miroslav Radović są tu bardzo szanowani. - Może to dobre miejsce dla ludzi z Bałkanów. Jestem szczęściarzem, że wszyscy mówią o mnie jak o tych legendach. Ja nie chcę się porównywać z nikim. Oni wszyscy zapisali się w historii klubu. Ja chcę napisać swoją. Jednak żeby mnie pamiętano tu za 10 lat, to muszę strzelać gole.

Dużo pan strzela w ekstraklasie, ale w europejskich pucharach już tak dobrze nie jest. - Ludzie potrafią krytykować nawet wtedy, gdy piłkarz gra dobrze. Ja wiem swoje, znam swoje możliwości. Nie dbam o to. Spójrzmy. Pierwszy mecz z Botosani - strzeliłem, przeszliśmy dalej. Kukesi? Strzeliłem. Przeciwko Zorii nie strzeliłem, ale wygraliśmy, awansowaliśmy do Ligi Europy. Uważam, że swoją robotę wykonałem. W Lidze Europy graliśmy kilka meczów, a ludzie mówią, jakbym zagrał tych meczów 100 i nie strzelił żadnego gola. Po kilku meczach mówią, że nie strzelam goli mocnym rywalom. W ekstraklasie naszymi rywalami jest 15 drużyn. Strzeliłem gole zdecydowanej większości z nich. Więc ktoś chce mi powiedzieć, że 80 procent ligi to łatwi rywale?

To był tylko cytat z Jana Urbana, ale kiedy rozmawialiśmy z Kibu, jego asystentem, to nam powiedział że wiedzą, że jest pan najlepszym napastnikiem w lidze. To był klasyczny "trash talk" czyli wyprowadzanie z równowagi. - Tak, wiem. O Urbanie słyszę tu same dobre rzeczy. Lech to nasz największy rywal, trzeba przed meczem ich zdenerwować. Taki jest futbol. Jak spojrzymy na Real Madryt, Barcelonę i atmosferę przed meczem, to każdy chce każdego pozabijać. Ale po meczu zapominają o wszystkim. Wiem, że trochę uderzyłem w Lecha, ale ich szanuję. To wielki przeciwnik, dla Ekstraklasy to bardzo ważne, żeby mieć dobrą Legię i dobrego Lecha. Ale kiedy słyszę, że nie strzelam mocnym rywalom, to ogarnia mnie śmiech. Statystyki nigdy nie kłamią. A moje mówią, że w 30 meczach zdobyłem 20 goli. Kto rozumie futbol, ten wie że nie ma łatwych rywali i łatwych goli. Każdą bramkę musisz wycierpieć. Śląsk czy Lech są złymi klubami, bo są nisko w tabeli? Nie. Nie ma łatwych rywali. Dla mnie gra z każdym rywalem, to jak gra przeciwko Realowi Madryt.

Myśli pan, że z reprezentacją Węgier macie szansę coś zdziałać we Francji? - Wielką rzeczą jest już nasza obecność na mistrzostwach. Po 44 latach przeszliśmy do historii, ale teraz zrobiliśmy dopiero tę łatwiejszą robotę. Teraz musimy się zrelaksować, cieszyć się i poczuć atmosferę tego, że już tam jesteśmy. Jednak oczywiście nie możemy czuć respektu przed nikim. Musimy pojechać i podjąć próbę. Zostawić serce na boisku.

Chciałby pan zagrać przeciwko Polsce? - To by oznaczało, że wyszliśmy z grupy, więc chciałbym. Jestem bardzo zadowolony, bo Pazdan i Jodłowiec, dwóch moich dobrych kolegów gra w tej drużynie. Mam nadzieję, że będzie jeszcze więcej piłkarzy z Legii. Kiedy oglądałem wasz mecz z Czechami, graliście bardzo dobrze, agresywnie, z dużą intensywnością. Polska ma szansę we Francji.

Rozmawiali: 

Marek Wawrzynowski
Jacek Stańczyk
Źródło artykułu: