Prezes Wisły Płock: Na Ekstraklasę czekamy już dziewiąty sezon, ale musimy być cierpliwi

Wisła Płock czeka na powrót do Ekstraklasy niemal dekadę, ale znów jest liderem I ligi i nadzieje na awans rozbudziły się na nowo. Prezes Jacek Kruszewski - mając w pamięci losy jego klubu w poprzednim sezonie - jest jednak bardzo ostrożny.

Szymon Mierzyński
Szymon Mierzyński

WP SportoweFakty: Po poprzednim sezonie uczucie zawodu było zapewne ogromne, ale drużyna szybko się pozbierała, a 1. miejsce po rundzie jesiennej sugeruje, że przełknięcie gorzkiej pigułki przebiegło szybko.

Jacek Kruszewski: Tak łatwo wcale nie poszło. Najpierw był niemały zawód, bo do wieczora 16 maja zmierzaliśmy planowo do Ekstraklasy, mając wszystko w swoich rękach. Niestety przegrana 0:2 druga połowa meczu z Termalicą zepchnęła nas na trzecie miejsce, z którego już nie byliśmy w stanie się odbić. Później zaczęła się u nas, po raz pierwszy od trzech lat, rewolucja. Nie mieliśmy szans zatrzymać w I lidze najlepszych piłkarzy, a kilku podziękowaliśmy. W ich miejsce sprowadziliśmy dziesięciu nowych graczy o różnej przeszłości, różnym stopniu przygotowania i wiadomo było, że zanim wszystko zacznie się znów zazębiać, musi upłynąć trochę czasu. Nie wszyscy wytrzymywali ciśnienie, było momentami bardzo gorąco, nie tylko ze względu na pogodę... Przełykanie gorzkiej pigułki nie przebiegało więc gładko i szybko.

Przejdźmy do obecnego sezonu. Mały falstart to już chyba w Płocku tradycja. Początek był trudny i w pięciu meczach Wisła wywalczyła tylko sześć punktów.

- Letni falstart był spowodowany przede wszystkim tym, o czym powiedziałem wcześniej. Straciliśmy absolutnie podstawowych zawodników, na których opierała się gra zespołu, nowi musieli się wkomponować, trener poznać ich możliwości, a oni zrozumieć, czego się od nich wymaga. To musiało potrwać. Jednak i tak punktów na początku mogło być więcej. Arce i Pogoni ulegliśmy po indywidualnych, katastrofalnych wręcz błędach, natomiast w Legnicy dramatycznie mylili się sędziowie. I okres przygotowawczy, i początek sezonu był faktycznie wyjątkowo trudny.

Czy obecna drużyna personalnie jest silniejsza od tej z poprzedniego sezonu?

- Teoretycznie tak. Odeszło co prawda trzech kluczowych graczy, ale przyszło dziesięciu nowych, w tym kilku z Ekstraklasy. Tylko że nazwiska ładnie wyglądają na papierze, w statystykach, a prawdziwą sztuką jest zrobić z nich zespół. O tym jakie to jest trudne wie kilka klubów, które kadrowo z pewnością nie są od nas słabsze, a nawet silniejsze, mimo to ich dorobek jest znacznie gorszy.

Jak pan ocenia letnie transfery? Poza Pawłem Łysiakiem i Lukasem Kubusem większość nowych zawodników grała regularnie, a niektórzy - jak Damian Piotrowski - należeli do kluczowych ogniw.

- Nie zaistniał też Przemek Lech, ale z góry było wiadomo, że będzie mu bardzo trudno przebić się do składu, gdyż na jego pozycji, tak jak np. na skrzydłach, mamy po kilku zawodników. Paweł i Lukas nie grali, bo w fenomenalnej dyspozycji był Mikołaj Lebedyński, strzelający bramki, waleczny, wręcz niezastąpiony. Kluczowych ogniw było więcej. Wisła w ciągu trzech lat sprowadziła czterdziestu piłkarzy, wielu z nich wystrzeliło, odbudowało się, ale byli też tacy, którzy okazali się pomyłką. To jest normalne, że nie wszyscy zawodnicy, którzy przyjdą, będą wzmocnieniami. Nie chcę wystawiać indywidualnych cenzurek, powiem tylko, że liczę na jeszcze lepszą dyspozycję nowych po zimowym ładowaniu akumulatorów, gdy będą mogli w pełni przygotować się do rozgrywek.

Po pół roku można się chyba pokusić o stwierdzenie, że wypełnienie luk po Krzysztofie Janusie i Jacku Góralskim przebiegło bezboleśnie?

- Bezboleśnie by było, gdybyśmy mieli dziś kilka porażek mniej, gdyby nie było niemałej nerwówki w lecie i na początku sezonu. Trochę więc bolało. Ważne, że przezwyciężyliśmy kryzysy, nie daliśmy się ponieść emocjom i dziś, mimo trudnych momentów, liderujemy I-ligowej stawce.

Kto tej jesieni wypromował się na tyle, że może się pojawić problem z jego zatrzymaniem?

- Wszyscy - z trenerem na czele. W naszym klubie piłkarze promują się od pewnego już czasu i niedawne jeszcze stwierdzenie: "chcesz zapomnieć jak się gra w piłkę - idź do Płocka", poszło w zapomnienie. Znakomitą reklamę zrobili nam ostatnio Jacek Góralski i Krzysztof Janus, którzy pokazali, że piłkarz wzięty z Wisły jest gotowy do gry na wyższym poziomie. Teraz jesteśmy liderem, a "Góral" i Janus brylują w Ekstraklasie. Zainteresowanie naszymi zawodnikami jest więc duże - chyba jak nigdy dotąd w historii.

Czy Wisła Płock wywalczy w obecnym sezonie awans do Ekstraklasy?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×