Jak reprezentacja Austrii zmieniła się ze przeciętnej drużyny w poważnego gracza

- Polska opiera się na kilku mocnych punktach, jeśli któryś wypadnie, jest to ogromna strata. Austriacy mają wyrównany skład i świetne rezerwy. Są w stanie zastąpić każdego – mówi Adam Kensy, były reprezentant Polski, od 30 lat mieszkający w Linzu.

Marek Wawrzynowski
Marek Wawrzynowski

WP SportoweFakty: Jeszcze trzy lata temu nikt nie traktował Austriaków poważnie. Od lat 90. byli zaledwie na trzech turniejach: mistrzostwach świata we Włoszech w 1990 i we Francji w 1998, oraz na EURO 2008, ale tylko dlatego, że sami je organizowali. A dziś bukmacherzy szacują ich szanse na medal wyżej niż nasze.

Adam Kensy: Sporo dała zmiana trenera. Szwajcar Marcel Koller wie, jak wykorzystać potencjał drużyny. Austriaccy trenerzy próbowali zawsze klasyki "pressing, szybkie przejście", czyli tego, co akurat jest modne. Koller uznał, że to zmodyfikuje, dostosuje do możliwości zawodników, zbalansuje. I zespół zaczął grać naprawdę dobrze. Austriacy dziś pytani o to, jak wysoko chcą zajść, odpowiadają: "Bardzo wysoko". Ja jestem umiarkowanym optymistą. Oczywiście w meczu ze Szwecją wygranym na wyjeździe 4:1, Austria pokazała, że może ograć każdego. Zespół kompletnie zdominował gospodarzy, to była piłka na najwyższym światowym poziomie. Ale trzeba pamiętać, że to był najlepszy mecz Austrii od kiedy pamiętam. Poza tym Austriacy większość meczów wygrywali różnicą jednej bramki, często dość szczęśliwie.

To zespół lepszy od Polski?

- Tego bym nie powiedział, ale na pewno ma jedną sporą przewagę. Kadra Polski opiera się na kilku bardzo mocnych punktach, jeśli któryś z nich wypadnie, jest to ogromna strata. Austriacy mają bardzo wyrównany skład i świetne rezerwy. Dziś nawet jeśli wypadnie David Alaba, można go zastąpić.

Ale rozumiem, że Austriacy mają nadzieję, że jednak nie wypadnie.

- Oczywiście. To kluczowy zawodnik. Razem z Julianem Baumgartlingerem z Mainz są silnikiem tego zespołu. Bo Alaba nie jest tu lewym obrońcą jak w Bayernie, tylko środkowym pomocnikiem. Teoretycznie "szóstką", ale tak naprawdę i defensywnym i rozgrywającym. Poza tym doskonale z przodu grają Marko Arnautović i Marc Janko. I to też jest ogromna zasługa Kollera. Trener postawił na piłkarzy, mimo że nie mieli miejsca w swoich drużynach albo gorzej im w danym momencie szło. Dzięki jego konsekwencji i świetnej grze w kadrze z czasem stali się też ważnymi postaciami swoich drużyn. Konsekwencja to podstawa, zresztą, w Polsce jest tak samo. Przecież Zbyszek Boniek mógł zwolnić Adama Nawałkę, gdyby słuchał krytyków, prawda? Ale na samym początku powiedział publicznie: "Jeszcze się zdziwicie". Powiedzieć tak może każdy, ale jemu się sprawdziło. Mocna deklaracja za trenerem dała mu ogromny luz psychiczny i doprowadziła do wyników. I to samo było z piłkarzami Austrii.

Skąd w ogóle sukces Austrii?

- To świetne pokolenie, ale nie wzięło się z przypadku. Proszę pamiętać, że wiele lat temu Austria wprowadziła nowy program i system szkolenia. Federacja postawiła akademie w każdym landzie. Współdziałają one z klubami.

Nikt nie może zmusić jednak klubu, by działał z akademią.

- Oczywiście, że nie, ale kto wyrzuca do kosza pieniądze? Akademie szkolą młodych zawodników dla klubów co jest ogromną oszczędnością dla tych drugich. Oczywiście kluby płacą piłkarzom pieniądze, ale potem dają im szansę, a po sprzedaży dzielą się z Akademią. To tak w skrócie, bo też trzeba pamiętać, że wszystko pięknie wygląda na papierze, a w praktyce jest gorzej.

To znaczy?

- Są dwie strony medalu. Doskonałym przykładem, jak ten układ sprawnie działa, jest Rapid Wiedeń. Znakomicie współpracuje z akademią czego efektem jest szansa dla chłopców. Klub zarabia i jednocześnie świetnie mu idzie w Europie. Ale w innych klubach rządzą agenci. Przykładowo u nas w Linzu szefem, choć nieformalnie, jest agent. I młodzież nie dostaje szansy. Chodzi tylko o to, żeby jak najwięcej sprzedawać i kupować. Nie ma to nic wspólnego z interesem klubu. Chodzi o jak największą liczbę transakcji. Tymczasem w interesie klubu zawsze jest stawianie na własną młodzież, wychowywanie i sprzedawanie zawodników. W moich czasach Wisła Oresta Lenczyka zdobyła tytuł mistrza Polski, grając właściwie wychowankami. Dziś cały świat idzie w tę stronę. A 30 lat później przyszedł holenderski dyrektor, który chciał tylko obcokrajowców. Ale niech pan nie pyta dlaczego, bo uznam, że pan sobie ze mnie żartuje.

A na poważnie, co pan teraz robi?

- Poza tym, że prowadzę rodzinną firmę to zrobiłem kurs UEFA Pro i mam ochotę na powrót do zawodu.

W Austrii czy w Polsce?

- Ostatnio znajomy miał coś zorganizować w Polsce. Powiedział, żebym czekał "spakowany" i tygodnie mijają, a ja sobie czekam.

I co pan wpisze do CV?

- Prowadziłem kluby w niższych ligach austriackich i szło mi dobrze. Największym sukcesem była wygrana mojego Blau Weiss Linz w Pucharze Austrii z Red Bull Salzburg. Pokonaliśmy ich 3:1 i nie była to gra "na walkę". Potem nawet dzwonił do mnie Andrzej Juskowiak, bo tydzień później w pucharach grał z nimi Lech. I coś tam podpowiedziałem. Awansowaliśmy też do 2 ligi. Ale dopiero teraz, z odpowiednią licencją, mogę prowadzić kluby w wyższych ligach i mam nadzieję, że coś się trafi. Firma jest już dobrze zorganizowana, rodzina może nią zarządzać, a ja mogę się poświęcić w 100 procentach pracy trenerskiej.

Rozmawiał Marek Wawrzynowski


Pomóż nam ulepszać nasze serwisy - odpowiedz na kilka pytań.

Jak daleko zajdzie Austria w EURO 2016?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×