Zbigniew Boniek, Piłkarz 60-lecia: Nie zamierzam nikogo przepraszać

Z okazji okrągłych jubileuszów tytułu "Piłka Nożna" redakcja wybiera najlepszego zawodnika i jedenastkę okresu, który świętujemy.

 Redakcja
Redakcja
PAP/Bartłomiej Zborowski / PAP/Bartłomiej Zborowski

Miło zatem zakomunikować, że Piłkarzem 60-lecia został Zbigniew Boniek, z którym porozmawialiśmy tym razem wyłącznie o futbolu, nie tylko w wymiarze historycznym. Obyło się bez polemiki na tematy bieżące, w których nie zawsze się zgadzamy, co jednak nie miało najmniejszego wpływu na nasz wybór. Bo mieć nie mogło.

Piłka Nożna: Można porównywać rozmaite epoki w futbolu?

Zbigniew Boniek: Uważam, że to strata czasu. Piłka czterdzieści, a nawet dwadzieścia lat temu i dziś, to dwa zupełnie różne zjawiska. Jedyne co się nie zmieniło to długość i szerokość boiska oraz wymiary bramek. Taka jest prawda. Nawet piłki są inne. Kiedyś ostatni zawodnik broniący mógł bezkarnie popełniać faule taktyczne na atakującym przeciwniku, dziś jest za to czerwona kartka. I to zupełnie odmieniło strategię gry. W moich czasach między ostatnim stoperem a środkowym napastnikiem była 60-metrowa odległość, teraz na boisku gra się bardzo wąsko. I to wpłynęło na strukturę mięśni piłkarza. My mieliśmy podobną do 800-metrowców, obecnie zawodnicy przypominają 100-metrowców.

Czy to jednak oznacza, że nie można na jednej szali zważyć na przykład takich zawodników jak Włodzimierz Lubański i Robert Lewandowski?

- W tym kontekście, to znaczy zawodników występujących w różnych okresach na tej samej pozycji, spokojnie można porównywać. Gdy miałem 12, 13 lat moim idolem był Włodek Lubański, a kiedy wchodził za mnie na boisko w meczu z Peru podczas mundialu w Argentynie w 1978 roku, około 85 minuty, to aż mi się łza w oku zakręciła. Nigdy nawet sobie nie wyobrażałem, że dojdzie do sytuacji, w której mój idol z dzieciństwa wejdzie za mnie dopiero na końcówkę spotkania w mistrzostwach świata.

Który jest bardziej kompletny?

- Trudne pytanie. Łatwiej byłoby oczywiście powiedzieć: Lewandowski i nie zagłębiać się za mocno w dalsze analizy. Nie zapominajmy jednak, że dziś patrzymy poprzez pryzmat reklamy, internetu, wysokości kontraktu w Bayernie Monachium. Prawda jest jednak bardziej złożona, Lubański był najlepszym napastnikiem w Polsce w swoich czasach i jednym z najlepszych na świecie. Czyli podobnie jak Robert obecnie. Mam nadzieję, że Lewy w najbliższych latach uzupełni gablotę międzynarodowymi trofeami, że coś wygra z kolegami z reprezentacji, bo tak powinna być znaczona naprawdę udana kariera. Nie podejmuję się jednak wskazania, kto był lepszy: Włodek czy Lewandowski, bo mógłbym któregoś skrzywdzić.

A jako trener, którego z tych napastników wystawiłby pan w swoim zespole?

- To akurat proste, graliby obaj. Z takim napadem przed reprezentacją Polski drżałby cały świat. Przecież Lubański był wspaniały, a Lewandowski jest wspaniały.
Mam rozumieć, że ocenę piłkarza nadal w pańskich oczach determinują sukcesy w reprezentacji? Wydawało mi się, że punkt ciężkości przesunął się do klubów.
Sukcesy w klubach i reprezentacjach są jednakowo cenne. Nie ma natomiast świetnego piłkarza, który niczego nie wygrał. O takich szybko się zapomina, a wniosek jest taki, że źle zarządzali karierą, skoro trafiali wyłącznie do drużyn, które nie zdobywały trofeów. Weźmy na przykład takiego Grzegorza Krychowiaka. To bardzo dobry piłkarz, który klasę potwierdził w finale Ligi Europy. Zdobył gola, wygrał i wywalczył puchar z Sevillą. Tego nikt mu już nie odbierze. Natomiast Robert także jest bardzo dobry, bo przypadkowi ludzie nie zostają królami strzelców w Bundeslidze, mistrzami Niemiec i nie wygrywają pucharu tego kraju, ale żeby zasłużyć na miano fantastycznego, musi wygrać Ligę Mistrzów albo zdobyć medal na dużym turnieju z reprezentacją. Bo tak naprawdę po latach, kiedy już skończy karierę, tylko takie spektakularne osiągnięcia zostaną w zbiorowej pamięci.

Tytuł "Piłka Nożna" kończy 60 lat. I z tej okazji wybieramy najlepszego polskiego piłkarza okresu, w którym tytuł jest na rynku. To symboliczna elekcja, ale FIFA na swoje 100-lecie także wybrała 100 najlepszych zawodników...

- ...bo dziś futbol to przede wszystkim marketing, a plebiscyty służą budowaniu popularności. Jestem pierwszym, który nie traktuje takich wyborów śmiertelnie poważnie, ale rozumiem ich sens.

Które miejsce dałby pan Bońkowi na 60-lecie?

- W zależności od tego kto by głosował, mógłbym być pierwszy, drugi, ale też trzeci, czy czwarty. No bo niżej to już chyba nie, niezależnie od tego, kto by zasiadał w jury.

Wygrał pan.

- No to powiem tak: serdecznie dziękuję za ten wybór. W głowie mi się od tego nie przewróci, to już nie te czasy, natomiast nie mam też zamiaru nikogo przepraszać. Doskonale wiem, jak grałem w piłkę, wiem też, co wygrałem. I to nie dlatego że grałem w dobrych drużynach, tylko te drużyny wygrywały, bo miały Bońka w składzie. Z Juventusem Turyn grałem cztery razy wielkie finały, z czego trzy wygraliśmy. W tych meczach mój klub strzelił pięć goli, z czego Boniek trzy. W historii Juve nie było drugiego takiego piłkarza, mam prawo powiedzieć, że dałem solidny fundament pod te sukcesy. Zdobyłem też trzecie miejsce na świecie z reprezentacją, i jestem jednym z zaledwie trzech polskich piłkarzy, których FIFA wybrała do setki wszech czasów. Obok Kazia Deyny i Grzesia Laty. Zatem - nie muszę się wstydzić tego, co po mnie zostało.

Czy Zbigniew Boniek był lepszym piłkarzem niż Robert Lewandowski?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×