Bogusław Leśnodorski: Stuttgart musiał pomyśleć, że nasza oferta to żart

- Ludzie ze Stuttgartu musieli pomyśleć, że nasza oferta to żart - mówi WP SportoweFakty prezes Legii Bogusław Leśnodorski. Przyznaje też, że Chińczycy chcą jego piłkarzy.

Michał Kołodziejczyk
Michał Kołodziejczyk
Bogusław Leśnodorski / Na zdjęciu: Bogusław Leśnodorski

WP SportoweFakty: Wyobraża pan sobie, że Legia nie zdobędzie w tym sezonie mistrzostwa Polski?

Bogusław Leśnodorski: - Proszę mi nie zadawać takiego pytania. Staram się sobie niczego nie wyobrażać, bo jakbym sobie wyobrażał, to bym nie spał. W klubie sportowym nie możesz myśleć, co będzie, jeśli będzie źle. Wszystkie odpowiedzi leżą na boisku.

Z zimowych transferów jest pan zadowolony?

- Tak, ale to nie tylko mój sukces, ale całej masy ludzi, która nad nimi pracowała. Udało nam się dużo, ale nie wszystko, bo nie sprowadziliśmy choćby Kamila Grosickiego. Nie mogę się doczekać niedzielnego meczu tym bardziej, że zapowiada się, że będzie pełen stadion kibiców. Dawno tak nie było, żeby kilka dni przed meczem w kasach zostało tak mało biletów. To będzie ważna wiosna, nie jestem spokojny, będą emocje. Ale na tym polega piłka.

Czerpie pan satysfakcję z irytowania całego Poznania wpisami na Twitterze?

- Nie... To przychodziło naturalnie. Wiem, że wszyscy podejrzewają, że działałem według jakiegoś planu, ale naprawdę tak nie było. Później zaczął się po prostu showbiznes, nie przekroczyłem granic dobrego smaku, więc wszystko było w porządku. Irytowanie poznaniaków nie sprawia mi przyjemności, bo wszystkie nasze ruchy i tak zweryfikuje liga. Jeśli zdobędziemy mistrzostwo Polski, a Kasper Hamalainen strzeli kilka goli, wtedy jednak będę czuł wielką satysfakcję.

Kiedy tak naprawdę zainteresowaliście się Hamalainenem?

- Trzy lata go obserwowaliśmy. A tak na poważnie, to pomyśleliśmy o nim, kiedy z Legii odchodził Miroslav Radović. Ponieważ nie podobało nam się, jak wcześniej Lech prowadził rozmowy z piłkarzami, którzy później mieli jeszcze zagrać mecz przeciwko drużynie z Poznania, postanowiliśmy poczekać do zakończenia rozgrywek. Skontaktowaliśmy się z Kasprem w grudniu, powiedział, że szuka jeszcze innych opcji. Rozmawialiśmy miesiąc, naprawdę chciał wyjechać z Polski, ale wydaje mi się, że postrzegał ekstraklasę przez pryzmat Lecha. Przyjechał do Warszawy, zobaczył, jak to wygląda i tak od słowa do słowa udało się go przekonać. To zawodnik podobny do Radovicia – ofensywny, może grać na kilku pozycjach.

Radović jest chyba trochę rozczarowany tym, że nie wrócił na Łazienkowską?

- Dostał propozycję półrocznej umowy z opcją przedłużenia o kolejne dwa sezony. Nie powiem, jakie miał wymagania finansowe, bo dżentelmeni o pieniądzach nie rozmawiają. Nie wiem tego, ale za długo siedzę w tym biznesie, by nie domyślać się, że Rado zadzwonił do kolegów z szatni, a ci musieli go uświadomić, że w najbliższych miesiącach to miałby raczej problem, by zmieścić się do meczowej osiemnastki. Myślę, że to go zatrzymało i rozumiem jego decyzję tylko trochę. Pomyślał, że dla niego liczy się teraz możliwość gry, ale patrząc z dalszej perspektywy, skoro wspólnie uznaliśmy, że jest w stanie grać na wysokim poziomie jeszcze przynajmniej dwa sezony - zrobił źle nie decydując się na transfer do Legii. Tak mu się życie piłkarskie potoczyło, że przez rok prawie nie grał i powinien wiedzieć, że będzie potrzebował czasu, by wrócić do swojej normalnej dyspozycji. Jeżeli masz 30 lat i tak długą przerwę, nie zaczniesz od razu grać, nie ma cudów. To samo dotyczyłoby Leo Messiego.

Zgodzi się pan, że Legia zimą przeszła rewolucję?

- Nie. Plany mają to do siebie, że jak dobre by nie były, czasami po prostu wywracają się do góry nogami. Nam się wywróciły rok temu jesienią. Mieliśmy dwuletnie założenia, wydawało nam się, że wszystko kontrolujemy. A potem przyszła kontuzja Radovicia, potem jego transfer, Ondreja Dudę na sparingu tak skopali, że przez rok normalnie nie trenował. Michał Żyro - kontuzja, Ivica Vrdoljak  - długa przerwa, Orlando Sa - inne kłopoty. I tak drużyna z jesieni 2014 się rozsypała. Później popełniliśmy błąd, myśląc o tym, że jeśli o transferze Dudy rozmawiamy z Interem, to znaczy, że rozmawiamy z kimś poważnym. Ondrej nie był skupiony, nie przepracował dobrze okresu przygotowawczego, a myślami nie był w Warszawie. No i na koniec ostatnia jesień - 40 meczów to zdecydowanie za dużo.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×