"Przegrany" Grzegorz Król: Życie to nie piłka. Na drugą szansę trzeba solidnie zapracować

Stał się przegrany, co wyznał w swojej książce. Grzegorz Król był uważany za jeden z największych talentów polskiej piłki w swoich czasach. Przez uzależnienie od hazardu i alkoholu jego kariera i życie w pewnym momencie stały się równią pochyłą.

Michał Gałęzewski
Michał Gałęzewski

WP SportoweFakty: Czy przegrany może się stać wygranym?

Grzegorz Król: Sam tytuł książki wymyślili wydawcy, bo znają się na tym najlepiej. Na pewno moje życie nie było świetne. Przegrałem trochę pieniędzy i nie ma co tego ukrywać, dokładnie to opisałem. Trzeba jednak zrozumieć pojęcie "wygrany". Ja, biorąc pod uwagę jak teraz żyję, taki się właśnie czuję. Jestem normalnym, skromnym człowiekiem. Nikt do mnie nie wydzwania, nikt mnie nie straszy.

Na pewno ciężko jest się przestawić. Człowiek przyzwyczajony do życia na określonym poziomie nie potrafi się często pozbierać, gdy źródło dochodów wygaśnie. Jak to wygląda u pana?

- Nigdy to nie jest łatwe i tego nie ukrywam. Z drugiej strony, żeby zarabiać większe pieniądze, trzeba na to zasłużyć. Nikt nikomu nie daje takiej szansy, gdy jego praca nie jest tyle warta. Umowa zawsze obowiązuje dwie strony. Jak ktoś chciał mnie zatrudniać i wypłacać pensje to znaczyło, że byłem niezłym piłkarzem. Ten problem jest jednak duży, bo nawet gdy rozmawiam z kolegami, którzy nie byli chorzy, też odczuwają brak pensji piłkarza. Żeby coś zarobić, muszą otworzyć biznes i też im jest ciężko, bo nie każdy ma do tego smykałkę. Podczas kariery piłkarskiej dochód jest stały, teraz ciężko jest na to zapracować.

Czy ciężko było pana namówić na tę książkę?

- Miałem dużo wahań i obaw, jednak z drugiej strony wszyscy wiedzieli, że taki problem istnieje. Czemu się więc tym nie podzielić z kimś młodszym, kto może przeczyta tę książkę i się zastanowi którą iść drogą?

Czy trudno jest panu wejść w rolę osoby, którą ponownie interesują się media, będącej na okładkach pism?

- Nie wiedziałem, że wszystko zostanie tak bardzo nagłośnione i będzie tak wyglądało. Decyzji bym jednak nie zmienił. Wierzę w to, że ktoś nie przyjdzie dzięki temu do kasyna i nie będzie miał szansy, by się uzależnić. Ta choroba nie pojawia się od razu, tylko przychodzi z którąś wizytą. Może po przeczytaniu tej książki jakiś młody piłkarz będzie trenował i normalnie spędzi życie. Niech po prostu nawet tam nie wchodzi. Zamiast tego niech idzie do kina z dziewczyną albo zrobi sobie dodatkowy trening, czy siłownię pod okiem trenerów.

Krążą legendy o zachowaniu i trybie życia piłkarzy z lat dziewięćdziesiątych Teraz do piłki nożnej przychodzi profesjonalizm. Piłkarze układają diety, promują zdrowy tryb życia. Czy hazard w takich okolicznościach nadal może być problemem?

- Uważam, że tak. Mentalność polskich piłkarzy się jednak mocno zmieniła. Dużo osób dba o siebie, o zdrowe żywienie. Jest jednak coraz więcej pokus. Na każdym kroku pojawiają się budki z automatami do gry. Jest też Internet. Można grać w zakładach bukmacherskich na konto żony, cioci, wujka, czy kolegi. Mentalność się zmieniła, ale pokusy zawsze były, są i będą. Jest grono ludzi podatnych, którzy się na to łapią. Nie ma odejścia od hazardu.

Kiedy osoba wchodząca w nałóg zauważa, że coś jest nie tak?

- To ciężkie pytanie, bo nigdy nie jest tak, że to zauważasz. Zawsze odpychasz od siebie ten problem. Widzą to znajomi, a ty gdy siedzisz do 2-3 w nocy w kasynie, jesteś niewyspany i to wszystko narasta.

Pisał pan, że większą pokusą niż wygrana jest sama gra. Czy przy porażkach da się czuć zadowolenie z pójścia do kasyna?

- Przede wszystkim będąc chorym nie można sobie z tym poradzić samemu. Trzeba wówczas przyjść do kogoś, kto się na tym zna i idzie po pomoc. Ostatnio usłyszałem pytanie, czy hazard jest najgorszym uzależnieniem. Ja nie jestem w stanie tego pozycjonować. Są one różne i nie podejmuję się oceniania tego. Hazardzista zawsze ma problem i próbuje wykorzystać najlepszą dla siebie opcję. To ciągnie go do tego, że dalej gra i ciągle kombinuje. Po porażkach następuje jeszcze większa chęć pójścia do kasyna, by się odegrać. Lepiej by było w ogóle tam nie wchodzić, ale pokusą jest zawsze wygrywanie.

Jaki był najdziwniejszy zakład, w jaki wszedł pan w swoim życiu?

- Krążyły legendy o zakładach, w które wchodziłem. Zostało to jednak rozdmuchane. Przede wszystkim zakładaliśmy się o takie sprawy, jaki napastnik ile bramek strzelił w danym sezonie. Kiedyś o mnie, Dawidowskim i Jackiewiczu napisano artykuł, że zakładamy się o wszystko i wszędzie. To było nieprawdą, bo przecież nikt z nas by nie wpadł na to by się zakładać, czy wróbel spadnie z gałęzi. To abstrakcja, ale tak nas opisywano. Było to dla mnie dziwne.

Czy hazard to istotny problem w polskiej piłce?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×