Dzień, w którym Polska pokochała Zbigniewa Bońka

Szanse byłyby równe, gdyby nie to, że Polska miała jego - mówi Walter Meeuws, kapitan naszych rywali. Fantastyczny występ Zbigniewa Bońka w meczu z Belgią z 1982 jest na pewno najlepszym indywidualnym popisem polskiego piłkarza w historii.

Marek Wawrzynowski
Marek Wawrzynowski
Mecz Polska - Belgia MŚ 1982 PAP / Mecz Polska - Belgia MŚ 1982

Z powodu zagrożenia epidemią koronawirusa, apelujemy do Was, byście unikali dużych skupisk ludzkich, uważali na siebie, poświęcili czas sobie i najbliższym. Zostańcie w domu, poczytajcie. Pod hasztagiem #zostanwdomu będziemy proponować Wam najlepsze teksty WP SportoweFakty z ostatnich lat.

Mecz, który przeszedł do historii polskiej piłki, przypominamy przy okazji 60. urodzin Zbigniewa Bońka, które obchodził 3 marca.

- To spotkanie zostanie ze mną do końca życia. Dzięki niemu jestem sławny. Czasem ktoś mnie widzi i woła "Hej, Boniek, Boniek". Ale mnie załatwił - śmieje się Theo Custers, bramkarz reprezentacji Belgii. To on w 1982 roku stał między słupkami bramki Belgów, gdy Zbigniew Boniek rozegrał swój najlepszy mecz w życiu.

Boniek i 10 Polaków

Do Hiszpanii Belgowie jechali jako wicemistrzowie Europy z Włoch. Byli nawet blisko złotego medalu, ale strzał głową Horsta Hrubescha w końcówce meczu sprawił, że wygrali Niemcy.

Potem Belgowie w świetnym stylu wygrali swoją grupę eliminacyjną.

- To była wyjątkowo trudna grupa, z Holandią, Francją i Irlandią. Wylosowaliśmy Argentynę, ludzie się łapali za głowy: "O Boże, co to będzie". A my wygraliśmy - rozkłada ręce Walter Meeuws, środkowy obrońca Belgów.

Francois Colin, dziennikarz, który był obecny na meczu, wspomina: - Ludzie sądzili, że skoro daliśmy radę z Argentyną i Maradoną, to damy też z Polską i Bońkiem. Bo Boniek to był wtedy symbol. Wielu ludzi w Belgii tak odbierało ten mecz, że gramy z Bońkiem i jeszcze kilkoma innymi piłkarzami. Oczywiście dziennikarze znali zawodników, ale dla zwykłych widzów poza Bońkiem z Polski znany był może jeszcze tylko Grzegorz Lato, bo grał w naszej lidze. Ale nie był w stanie sam wygrać meczu, Boniek to co innego.

Co ciekawe, piłkarze, jak Custers czy Czerniatyński, mówią, że dla nich Boniek aż do czasu tego meczu nie był jakimś zawodnikiem z innego świata.

Ten pajac Pfaff

Tyle że w międzyczasie sporo się zmieniło. Po wygranej z Argentyną wiele osób poczuło, że drużyna odniosła już sukces. Tym bardziej gdy zespół awansował z grupy. To był pierwszy awans do 2 rundy mundialu w historii reprezentacji. Zaczęło się świętowanie. Federacja urządziła dla zawodników party z udziałem zespołu dziewczęcego "Venus", część zawodników zaczęła spędzać czas w dyskotekach. Kompletny brak profesjonalizmu. Do tego doszły problemy ze składem.

Belgia 1982 znacznie różniła się od tej sprzed kilku miesięcy. Przede wszystkim kompletnie zatracił się Wilfried Van Moer, człowiek, który był sercem i płucami tamtej drużyny. Wybitny środkowy pomocnik harujący z tyłu, rozgrywający z przodu. Podczas EURO'80 zagrał fantastyczne zawody. W czasie hiszpańskich upałów miał 37 lat i tylko snuł się po boisku. Dodatkowo kontuzji tuż przed turniejem doznał Rene Vandereycken, jego partner ze środka pola.

Teraz, podczas meczu z Węgrami, który dał im awans, sanitariusze znieśli z boiska obrońcę i jednego z liderów drużyny, Erica Geretsa. I w końcu z drużyny wypadł legendarny Jean Marie Pfaff. Oficjalnie z powodu kontuzji.

Kilka dni wcześniej jeden z prezenterów radiowych wepchnął dla żartu belgijskiego bramkarza do basenu, a ten zaczął wymachiwać rękoma, krzyczeć że nie umie pływać. Potrzebna była reanimacja. Pfaff "umierał".

Podczas meczu z Węgrami to właśnie Pfaff wpadł na Geretsa, tak że ten stracił przytomność. Po spotkaniu dla Geretsa nie było miejsca w karetce, bo władował się do niej bramkarz, który kochał zwracać na siebie uwagę. Tym razem koledzy się wściekli. Wiedzieli, że symuluje. Gdyby nagle ozdrowiał przed meczem z Polską, nie miałby życia w Belgii. Wolał odpuścić mundial.

Theo Custers, który zajął jego miejsce był w tym czasie solidnym bramkarzem, grał w Espanyolu Barcelona.

- Ale to nie był ten poziom co Pfaff, zdecydowanie nie - uważa Francois Colin.

Wciąż jednak Belgowie widzieli swoje szanse jako niezłe.

- Cieszyliśmy się, że wylosowaliśmy Polskę i Związek Radziecki. To byli przeciwnicy w naszym zasięgu, o podobnej jakości. W sumie tak było, gdyby nie Boniek - śmieje się Walter Meeuws.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×