Legia - Górnik. Zadyszka z głowy. Lider wrócił do wygrywania

Dwa strzały głową wyprowadziły Legię w meczu z Górnikiem na prowadzenie, którego już nie oddała. Goście sensacyjnie prowadzili, ale ich czarny rok trwa nadal. Lider wrócił zaś do wygrywania. Zwyciężył 3:1.

Jacek Stańczyk
Jacek Stańczyk
PAP / Bartłomiej Zborowski

Sebastian Steblecki, jeden z najlepiej technicznie wyszkolonych piłkarzy w lidze trochę sobie w pierwszej połowie poszalał. Najpierw wpadł w pole karne Legii i huknął w poprzeczkę. To była 34. minuta. Cztery minuty później tak przyłożył nogę do piłki zagranej przez Jose Kane, że nie było czego zbierać. Można było tylko wyjąć piłkę z bramki. Piękne okienko. I mogło się wydawać, że to również okno do wyjścia z kryzysu, w jakim Górnik się ostatnio znalazł. Tuż przed gwizdkiem na przerwę wyrównał jednak Adam Hlousek, który idealnie kilka metrów przed bramkę podłożył swoją łysą głowę do zagrania Ondreja Dudy.

Tak czy inaczej, było sensacyjnie.

Przestało w 64. minucie, gdy Artur Jędrzejczyk, również strzałem głową, wyprowadził Legię na prowadzenie.

Wrócił Rzeźnik, Legia gotowa do walki

Legia po kompromitacji w Niecieczy, po juniorskiej grze w defensywie chciała odzyskać twarz. Górnik wydawał się idealnym rywalem na przełamanie. No bo kogo zmieść z własnego boiska, jak nie ostatnią drużynę tabeli, która nie umie strzelać goli? W tym roku, przed wizytą na Łazienkowskiej jeszcze nie strzeliła. Na dodatek, która może i ma nowy piękny stadion, ale nie ma punktów i trenera, który rozpoczynał ten rok na ławce. Leszka Ojrzyńskiego w tygodniu tymczasowo zastąpił Jan Żurek. Wszystko wskazywało na to, że z zabrzańskich gości zostanie w Warszawie mokra plama. Skoro w drużynie znowu był "Rzeźnik", to miało nie być litości. Uderzenia miały być celne i zabójcze.

Jakub Rzeźniczak pod koniec ubiegłego roku miał prawo czuć się wkurzony i odrzucony. Jednak błąd za błędem musiały mieć swoje konsekwencje. W ostatnim dniu października kapitan Legi zagrał jeszcze w wyjazdowym wygranym 3:1 meczu z Lechią Gdańsk. I to był koniec. Michał Pazdan zabrał mu ostatecznie miejsce na środku obrony, przejął też kapitańską opaskę. Do końca roku podstawowy do tej pory piłkarz Legii już nie zagrał. Na dodatek kończył rok z urazem.

On cały czas był gotowy do walki. Tak jak w tej reklamie koszulek Legii. Wyzdrowiał więc, posmarował twarz czarną maścią w wojenne barwy. Trenował i czekał. I się doczekał. W Niecieczy Michał Pazdan zagrał jeden z najgorszych meczów w życiu, był niepewny jak kurs szwajcarskiego franka. Stanisław Czerczesow pokazał, że u niego świętości nie ma. Tak jak jesienią Pazdan zabrał miejsce i opaskę Rzeźniczakowi, tak teraz role się odwróciły.

Turbokozak w akcji

Legia zaatakowała, w jednej z pierwszych akcji meczu w polu karnym Górnika padł Nemanja Nikolić i wydawało się, że sędzia powinien podyktować rzut karny. Nie zrobił tego. A potem jakby gospodarze chcieli, ale nie mogli. Owszem, dominowali, ale nie zepchnęli gości do rozpaczliwej obrony. Za to w 34. minucie zabrzański Turbokozak (pomocnik Górnika prowadzi w tej zabawie prowadzonej przez stację Canal Plus), czyli Sebastian Steblecki huknął w poprzeczkę. Arkadiusz Malarz przez chwilę nie wiedział, gdzie jest piłka. Cztery minuty później wiedział już doskonale. W bramce.

I zapachniało sensacją.

Pchaniało też ciągle golem dla Legii, bo ta oczywiście rzuciła się do odrabiania strat. Igor Lewczuk tak główkował, że piłka najpierw odbiła się od poprzeczki, a następnie od słupka. Hlousek był już bardziej precyzyjny. Można było przewidzieć, że teraz rozpocznie się już zabrzańska obrona Częstochowy. I może dobrze byłoby, gdyby zabrzanie dali rano na mszę. Gospodarzom dość był kompromitacji. W 55. minucie w pole karne przedarł się Tomasz Jodłowiec, ale jego strzał w ostatniej chwili został zablokowany. Chwilę później warszawski czołg znowu był silniejszy od rywali, przedarł się w szesnastkę, wycofał piłkę do Michała Kucharczyka, ten huknął prosto w Radosława Janukiewicza. Skrzydłowy poprawił, ale trafił w rywala. I piłkarze skoczyli sobie do gardeł.

W Legii "Jędza", w Górniku nędza

Atmosfera gęstniała, kości coraz bardziej trzeszczały. Legia cisnęła, Górnik się bronił. Legia cisnęła jeszcze bardziej, Górnik pękł. Michał Kucharczyk dośrodkował na długi słupek, z impetem na niego wbiegł Artur "Jędza" Jędrzejczyk i dał gospodarzom prowadzenie. Nie było już szans, żeby je oddała. Zabrzanie z każdą minutą tracili siły i argumenty. W jednej z akcji Steblecki stracił piłkę na rzecz Igora Lewczuka i goniąc go przewrócił się jakby padł z głodu.

W 76. minucie było już ostatecznie po zawodach, gdy trzeciego gola strzelił Aleksandar Prijović.

Legia powinna wygrać wyżej. Nemancja Nikolić znowu z bliska nie trafił do bramki. Piłkę po strzale Kucharczyka na linii zatrzymał jeden z obrońców.

Legia wróciła do wygrywania, choć w niedzielę łatwo nie było. Górnik wystąpił w Warszawie w czarnych koszulkach, jego kibice też przyjechali ubrani na czarno. Zabrzanie zagrali lepiej niż w poprzednich meczach, ale ich przyszłość w tym sezonie nadal rysuje się w czarnych barwach.

Legia Warszawa - Górnik Zabrze  3:1  (1:1)

0:1 - Sebastian Steblecki 34'
1:1 - Adam Hlousek 45+1'
2:1 - Artur Jędrzejczyk 64'
3:1 - Aleksandar Prijović 76'

Żółte kartki: Kucharczyk

Legia Warszawa: Arkadiusz Malarz - Artur Jędrzejczyk, Igor Lewczuk, Jakub Rzeźniczak, Adam Hlousek - Ariel Borysiuk, Tomasz Jodłowiec - Ondrej Duda (86' Michał Masłowski), Aleksandar Prijović, Michał Kucharczyk (90' Mihaił Aleksandrow) - Nemanja Nikolić

Górnik Zabrze: Radosław Janukiewicz - Paweł Widanow, Bartosz Kopacz, Adam Danch - Mariusz Magiera (64' Ken Kallaste) - Roman Gergel, Mariusz Przybylski, Aleksander Kwiek (77' Rafał Kurzawa), Łukaz Madej - Sebastian Steblecki - Jose Kante (64' Szymon Matuszek).

Jacek Stańczyk

Zobacz wideo: Odważne zagranie Szczęsnego. Zobacz trik Polaka [ZDJĘCIA ELEVEN] Źródło: Eleven

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×