90 minut z Pawłem Olkowskim. "Nie jestem synem Nawałki"

Najbardziej tajemniczy zawodnik reprezentacji Polski. Tajemniczy, bo namówić go na wywiad do zadanie praktycznie niewykonalne. "Piłka Nożna" dokonała jednak niemożliwego. Paweł Olkowski w wywiadzie, jakiego w karierze nie udzielał.

 Redakcja
Redakcja
CARMEN JASPERSEN/PAP/EPA PAP/EPA / CARMEN JASPERSEN/PAP/EPA / CARMEN JASPERSEN/PAP/EPA

"Piłka Nożna": Wysyłając do 1. FC Koeln zapytanie o wywiad nie spodziewałem się, że coś z tego wyjdzie. A jednak, siedzimy naprzeciwko siebie. Jestem w szoku.

Paweł Olkowski: - Taki już jestem, nie rozmawiam z dziennikarzami. Ostatnio miałem jednak w domu pogadankę z żoną na ten temat. Powoli zaczynam patrzeć na współpracę z mediami inaczej.

Jakiś dziennikarz zrobił ci w przeszłości krzywdę? Przekręcił twoje słowa?

- Nie, nigdy nie miałem tego typu problemów. Powiem więcej - niektórzy piłkarze mówią, że nie czytają gazet, nie śledzą mediów, bo to ich nie interesuje. A ja śledzę, jestem na bieżąco z tym, co się o piłce pisze w gazetach oraz internecie i mówi w telewizji. Ale udzielać, to się nie udzielałem. Po prostu nie było mi to do niczego potrzebne.

W klubie nie masz nieprzyjemności przez to, że na każdą prośbę o wywiad udzielasz odmownej odpowiedzi? Niemieckie kluby przywiązują dużą wagę do takich spraw.

- Zmieniłem numer telefonu, polskiego nie używam, mam tylko niemiecki, który znają nieliczni. Jeśli więc ktoś stara się mnie złapać bezpośrednio, do mnie nie dociera. Na kadrze, gdy jestem proszony o indywidualną rozmowę poza konferencją  - zresztą sam o tym wiesz, bo kilka razy też się o tym przekonałeś - bardzo grzecznie odmawiam. W klubie z kolei nie ma żadnego ciśnienia. Zawsze, gdy do rzecznika prasowego wpływa zapytanie o możliwość rozmowy ze mną, przychodzi do mnie i zadaje pytanie, czy w ogóle tego chcę. Do niczego nie jestem zmuszany. Zresztą tym razem było podobnie - rzecznik powiedział, że chcesz do mnie przylecieć. Gdybym mu powiedział nie, nic by z tego nie wyszło. Ale wiem, że już kilka razy starałeś się ze mną umówić na zgrupowaniu kadry, teraz zaproponowałeś, że specjalnie przylecisz do mnie do Kolonii. Stwierdziłem, że jeśli ci tak zależy, to może warto się zgodzić. I w sumie fajnie, że to spotkanie doszło do skutku.

W takim razie konkrety. W Bundeslidze byłeś w tym sezonie 24 razy w meczowej kadrze, 12 razy w wyjściowej jedenastce, dwa mecze opuściłeś przez uraz. Do tego zero goli i jedna asysta. To dobre statystyki?

- Wiadomo, że złe.

Na początku sezonu z regularną grą nie było większego problemu, byłeś podstawowym zawodnikiem. Dopiero niedawno przykleiłeś się do ławki rezerwowych. O co chodzi?

- Miałem pewne problemy, nie chcę i nie muszę zresztą o wszystkim mówić publicznie. Kto ma wiedzieć, ten wie, o co chodzi.

Problemy osobiste?

- Kłopoty zaczęły się jeszcze jesienią, pod koniec listopada. Mogę powiedzieć tylko tyle, że mocno straciłem na wadze, w pewnym momencie wyglądałem bardziej jak chucherko niż zawodowy piłkarz. Na szczęście od około miesiąca wszystko wraca do normy, czuję się lepiej. Zresztą widać to też na treningach, wyglądam na nich zdecydowanie solidniej, niż jeszcze dwa miesiące temu.

Twoja aktualna sytuacja w klubie jest wynikiem problemów zdrowotnych?

- Nie chcę, żeby wyszło, że się usprawiedliwiam, ale ze zdrowiem rzeczywiście często bywało coś nie tak. A to mnie coś bolało po powrocie po kontuzji, a to podkręciłem kostkę, ale mimo tego chciałem trenować, żeby zostać w rytmie treningowym i meczowym. Zdrowie na pewno jakiś wpływ na moją formę miało, ale nie decydujący. Najważniejsze, że wszystko zaczyna się układać, jestem na dobrej drodze do powrotu do solidnej formy. Jestem pewny, że niedługo wrócę do regularnej gry.

Spodziewałeś się, że przez nie najlepszy początek rundy może zabraknąć cię na marcowym zgrupowaniu kadry?

- Wiesz co...

Nie spodziewałeś się.

- Docierało do mnie, że mogę się w kadrze nie znaleźć, ale jednak sądziłem, że na zgrupowanie pojadę. W eliminacjach grałem sporo, dołożyłem cegiełkę do awansu. Poza tym w Bundeslidze za nami parę wiosennych kolejek, nie było przecież tak, że zniknąłem kompletnie - w dwóch meczach zagrałem od pierwszej minuty, w dwóch innych też pojawiłem się na murawie.

Gdy dzień przed ogłoszeniem powołań zobaczyłeś na wyświetlaczu telefonu, że dzwoni Adam Nawałka, już wiedziałeś, że chce przekazać złe wieści?

- Zważywszy na to, że na wiosnę więcej nie grałem, niż grałem, zdałem sobie sprawę, że nie będą to dobre informacje.

I nie były. Co ci powiedział selekcjoner?

- Że nie zamyka przede mną drzwi, że wciąż mnie obserwuje i mam szansę powrotu do narodowego zespołu przed mistrzostwami Europy. I dodał, że jeśli teraz nie gram, to nie może mnie powołać. Oczywiście rozumiem decyzję, nie może być przecież tak, że nie grasz w klubie, a jedziesz na zgrupowanie. Jeśli chodziłoby o piłkarza ofensywnego, którego selekcjoner mógłby wpuścić na końcówkę meczu, byłoby to do zrozumienia. Ale obrońca? Obrońca powinien grać.

Zapaliła się lampka ostrzegawcza, że na samym finiszu może uciec bilet na Euro do Francji?

- W tym momencie najważniejsza nie jest wcale kadra, a to, jak szybko wrócę do regularnego grania w Kolonii. Powołania zależą przecież od tego, czy wywalczę sobie miejsce w składzie i będę grał na odpowiednim poziomie w lidze. Gdy to nastąpi, zacznę intensywniej myśleć o reprezentacji i zastanawiać się, jaką sobie zapalić lampkę.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×