Marek Wawrzynowski: Ten program to nadzieja dla polskiego futbolu (felieton)

Narodowy Model Gry, który wprowadza PZPN, może stać się przełomowym programem dla polskiego futbolu. Ale na razie to tylko pierwszy krok. Teraz związek musi znaleźć pomysł, jak go wprowadzić w małych miejscowościach.

Marek Wawrzynowski
Marek Wawrzynowski

Na brak systemu gry część dziennikarzy sportowych narzekała od dłuższego czasu. PZPN pod koniec kadencji Zbigniewa Bońka zafundował prezent, który może wpłynąć bardzo pozytywnie na rozwój polskiej piłki nożnej i dać jej największego "kopa" od lat. Ale na razie mamy książkę. Teraz pytanie - jak wpłynąć na to, by trenerzy w całym kraju chcieli ten program stosować.

Pierwsze wrażenie jest bardzo optymistyczne, bo książka wydana jest na bardzo wysokim poziomie, z kodami kreskowymi, które pozwalają odtworzyć ćwiczenia nawet na telefonie komórkowym. Zawodnicy mają trenować i przystosowywać się do systemu 4-3-3. To nie znaczy, że tym właśnie będziemy grali, ale wynika z tego, że ten system gry najlepiej kształci indywidualności. Wszystko ma być od dziś uporządkowane, usystematyzowane. Trzeba oddać cesarzowi co cesarskie - sama publikacja to światowa Ekstraklasa. Marcin Dorna, jeden z twórców programu, mówi, że książka ma być inspiracją dla trenerów. I słusznie. Widać, że twórcy tego projektu to ludzie obeznani w temacie, ale problem polega na tym, że program ma trafić do wszystkich.

Teraz trzeba pójść dalej. Nie zgodzę się ze Zbigniewem Bońkiem, że kto zechce sięgnąć po ten program i tak po niego sięgnie. To nieporozumienie. Polska doczekała się świetnego pokolenia trenerów młodzieży - znają języki, ściągają materiały, dyskusje z nimi są ostre, fajne, pouczające. Ale to elita. Nawet jeśli liczna, to elita. Sam szczyt piramidy. Nie tworzy się tego typu założeń tylko dla nich. Program ma być dla mas.

Chodzi o to, żeby dotrzeć do ludzi, którzy po ten program normalnie by nie sięgnęli, przekonać ich do idei.

Dam prosty przykład. U mnie, w Otwocku, w miejscowym klubie, prawie wszyscy trenerzy młodzieży to tak naprawdę ściągani piłkarze, którym trzeba dać pensję. A że klub nie ma na nich pieniędzy, zatrudnia zawodników na półfikcyjnych posadach szkoleniowców młodzieży. Pensje wypłaca urząd miasta, który dzięki temu uznaje, że spełnia swoją rolę, bo daje fundusze na młodzież. Wszyscy szczęśliwi. Tylko że nie o to miało chodzić.

Wedle mojej wiedzy nie jest to przypadek odosobniony. Kluby nie mają świadomości, nie mają wiedzy. PZPN ją ma, bo tu są pieniądze, tu pracują teoretycznie topowi fachowcy.

A więc rolą PZPN jest właśnie praca u podstaw, uświadamianie ludzi w małych klubach, trenerów, a może i działaczy. Odleciałem? Niekoniecznie. W wielu tekstach przytaczałem przypadek angielski. Tamtejsze małe kluby, jeśli chcą (a chcą) mogą zaprosić do siebie trenera z odpowiednika naszego okręgowego związku piłki nożnej. Trener ma 60 godzin w ciągu roku, by wprowadzić "federacyjną filozofię". Nie prowadzi treningu, ale naucza, koryguje, przekonuje.

Mariusz Paszkowski, dyrektor sportowy polskiego oddziału Coervera (bardzo popularny na świecie system szkolenia), mówi słusznie, że trener musi być przekonany do tego, czego naucza. Jeśli po prostu dostanie książkę albo zaliczy kurs, albo odrzuci nauki, albo będzie kopiował na ślepo wytyczne. A więc program niekoniecznie spełni rolę, o której mówi trener Dorna.

Tu pojawia się spore niebezpieczeństwo. Program stawia na przypisanie do pozycji, a to oznacza, że mniej świadomy trener może zabić naturalny talent, wtłaczając go w pewien schemat.

Boniek i Dorna mówią, że ta książka ma doprowadzić do zmiany myślenia. Czyli co: "Masz tu książkę, przeczytaj ją i zmień myślenie", tak? Szczerze wątpię...

Potrzebna jest większa ingerencja związku w nauczanie.

Ten program, w połączeniu z certyfikacją akademii piłkarskich, co wprowadza "Ekstraklasa" może dać naprawdę dobry efekt. Związek wyprodukuje zawodników, dzięki czemu kluby z polskiego topu będą dostawały lepszych piłkarzy już na starcie. Odpowiednio przygotowane do wprowadzenia ich w dorosłe życie, będą mogły znacznie wpłynąć na poprawę piłki w kraju.

Dobrze, że PZPN i Ekstraklasa rywalizują ze sobą w pewien sposób, bo to może przynieść wielkie korzyści. Dlatego kompletnie nie rozumiem bezcelowych ataków ludzi związku na ludzi Ekstraklasy, próbę deprecjonowania roli tych drugich oraz uznanej w świecie firmy konsultingowej "DoublePass", która pomagała federacjom w Belgii, Niemczech, Anglii i Stanach Zjednoczonych.

To zagrywka czysto polityczna, rozgrywanie wyborów, które mają odbyć się jesienią. W końcu mamy coś na co czekaliśmy tyle lat i właśnie teraz zaczyna się wojna kompetencyjna z dziwnym wykorzystaniem części mediów. Polska rzeczywistość. Niepotrzebna.

Tym bardziej, że kolejnym elementem, naturalnie powiązanym z systemem Akademii, jest tzw "Junior Pro System", autorski pomysł Bońka. Ma nagradzać kluby stawiające na młodzież i wychowanków. Ciekawy pomysł, bo pieniądze, które dostaną kluby z niższych ligi, są nawet dość znaczące. A przecież podstawą każdej akademii musi być szansa. Zawodnik, który się szkoli, musi widzieć metę "etapu", a więc dąży do gry w pierwszym zespole. Te dwa programy wyraźnie się przenikają.

Wiele wskazuje na to, że jesteśmy świadkami początku rewolucji w futbolu. Szkoda byłoby to zmarnować przez wojny podjazdowe działaczy.

Zobacz więcej tekstów Marka Wawrzynowskiego

Zobacz wideo: Dudek o Arłamowie: Niewiele jest takich miejsc


Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×