Korona - Śląsk: Zmarnowana szansa

Kielczanie mogą sobie pluć w brodę. Mimo wielu sprzyjających okoliczności nie udało im się zainkasować kompletu punktów w konfrontacji z grającym w 10-tkę całą drugą połowę Śląskiem. Spotkanie zakończyło się remisem 1:1 (0:0)

Sebastian Najman
Sebastian Najman
PAP / Piotr Polak

Przed pierwszym gwizdkiem sędziego Vlastimir Jovanović zapowiadał, że kielczan czeka prawdziwa wojna o ligowe punkty w starciu z wrocławskim Śląskiem i miał rację. Od początku na murawie próżno było szukać efektownych zagrań, dominowała zacięta, momentami wręcz chaotyczna, walka o każdy metr. Mimo to już w 7. minucie mógł paść gol. Siergiej Pilipczuk urwał się obrońcom i trafił w poprzeczkę! Goście odpowiedzieli kilkanaście minut później, gdy kąśliwe uderzenie z dystansu oddał Dudu Paraiba, czym sprawił wiele problemów Dariuszowi Treli.

Niestety po raz drugi z rzędu spotkanie rozgrywane na Kolporter Arenie odbywało się w atmosferze konfliktu na linii kibice - zarząd. Po interwencji służb porządkowych, które zdjęły znajdujące się na sektorze "młyn" transparenty, fani odpowiedzialni za prowadzenie dopingu na znak protestu opuścili swoje miejsca.

A co na murawie? Bez zmian. Długimi fragmentami ogromny bałagan w środku pola. Grę, o ile o czymś takim można było mówić, starali się prowadzić zawodnicy Mariusza Rumaka i to oni w 35. minucie mogli mówić o pechu. Robert Pich zakończył szybki kontratak WKS-u strzałem w słupek!

Przerwa ewidentnie nie wpłynęła najlepiej na Jacka Kiełba. Były piłkarz złocisto-krwistych na początku drugiej połowy wyleciał z boiska za drugą żółtą kartkę. Od tego momentu do głosu zaczęli dochodzić koroniarze... i już w 52. minucie wykorzystali liczebną przewagę. Chociaż bardziej na miejscu jest określenie "prezent". Bo jak inaczej nazwać to, co zrobił Mateusz Abramowicz?

23-letni bramkarz tak fatalnie wykopał futbolówkę, że ta spadła prosto pod nogi Airama Cabrery. Hiszpan nie zwykł się mylić w takich sytuacjach i po raz czternasty w trwającym sezonie wpisał się na listę strzelców!

Wydawać by się mogło, że podopieczni Marcina Brosza mieli wszystko. Korzystny wynik i jednego zawodnika więcej. To jednak nie uchroniło ich przed błędami we własnym polu karnym. Wystarczyła jedna nieudana interwencja obrońców, aby Piotr Celeban w 66. minucie doprowadził do wyrównania.

W końcówce bardzo mądrze prezentowali się wrocławianie. 2-krotni mistrzowie Polski nie dali się zepchnąć i zamiast rozpaczliwie odpierać kolejne próby przeciwnika, sami szukali rozstrzygającego gola. Bliski tego był Ryota Morioka, lecz został szczęśliwie zablokowany. Co w tym czasie robiła Korona? Zaskakiwała in minus. Nieporadność w tak wydawało się sprzyjających okolicznościach kosztowała miejscowych dwa punkty. Remis na pewno nie jest ich sukcesem.

Warto odnotować, że obie drużyny kontynuują serie bez porażki. Korona nie przegrała w lidze od siedmiu, a Śląsk od pięciu meczów.

Korona Kielce - Śląsk Wrocław 1:1 (0:0)
1:0 - Airam Cabrera 52'
1:1 - Piotr Celeban 66'

Składy:

Korona Kielce: Dariusz Trela - Bartosz Rymaniak, Elhadji Pape Diaw, Radek Dejmek, Kamil Sylwestrzak - Siergiej Pilipczuk (70' Bartłomiej Pawłowski), Vlastimir Jovanović, Rafał Grzelak, Nabil Aakonur (53' Tomasz Zając), Marcin Cebula (76' Aleksandrs Fertovs) - Airam Cabrera.

Śląsk Wrocław: Mateusz Abramowicz - Paweł Zieliński (90+1' Adam Kokoszka), Piotr Celeban, Lasza Dwali, Dudu Paraiba - Jacek Kiełb, Tomasz Hołota, Tom Hateley, Robert Pich (89' Kamil Dankowski), Ryota Marioka - Bence Mervo (53' Peter Grajciar).

Czerwona kartka: Jacek Kiełb /47' - druga żółta/ (Śląsk).

Żółte kartki: Siergiej Pilipczuk, Vlastimir Jovanović, Tomasz Zając (Korona) oraz Jacek Kiełb (Śląsk).

Sędzia: Bartosz Frankowski (Toruń).

Widzów: 6251.

Sebastian Najman z Kielc

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×