Aleksandar Prijović: Gdybym wcześniej trafił do Legii, zrobiłbym większą karierę

Marek Wawrzynowski
Marek Wawrzynowski

Nastawienie fanów musiało być sceptyczne, wystarczy spojrzeć na CV zawodnika, by stwierdzić, że coś jest nie tak... 26-letni piłkarz ma na koncie już jedenaście klubów.

- Czasem się śmieję, że byłem jak turysta. Można powiedzieć, że właśnie brakowało mi dobrego przewodnika. A tak naprawdę to na przykład w Anglii byłem dwa razy po miesiącu na wypożyczeniu, tych wypożyczeń było sporo. Teraz mogę śmiało powiedzieć, że szukałem takiego klubu jak Legia. Gdybym trafił tu wcześniej, na pewno byłbym teraz lepszym zawodnikiem - zapewnia "Prijo".

- Są kluby, które są bardzo chaotyczne, kilkanaście razy w roku zmieniają trenera. Jak można w takim klubie funkcjonować? Jeśli masz 18 lat, jesteś młodym zawodnikiem, musisz wiedzieć, że masz zaufanie trenera. Nie sądzę, żeby można był zdobyć zaufanie tylu trenerów w ciągu roku. Każdy trener ma swój gust. Jeden chce wysokiego środkowego napastnika grającego głową, drugi woli małego szybkiego dryblera. Młody zawodnik musi grać w stabilnym, uporządkowanym klubie, gdzie czuje się spokojnie, bezpiecznie. Nawet jeśli zagra słabszy mecz, nie musi czuć zbędnej presji, że nagle zostanie zmieniony, odstrzelony - opowiada.

- Mam podejście: "Głowa do góry, nie ma czasu na łzy". W takiej sytuacji walczę, ale jest to po prostu trudne. Gdybym miał od początku klub, w którym ktoś by mi zaufał tak, jak tutaj, na pewno osiągnął bym dużo więcej - uważa.

- Dobry trener jest bardzo ważny. Pamiętam taki okres w Sionie, gdy trenerem był Laurent Roussey, strzelałem regularnie bramki. Padło ich chyba 6 w 10 meczach, w tym dwie w meczu z Basel. Sam był napastnikiem i dojrzał we mnie potencjał. Po kilku przegranych zwolnili go i znowu zaczynałem od zera. To było jak syzyfowa praca - dodaje.

Prijović pochodzi z rodziny serbskich imigrantów. Jego ojciec, Milenko, pochodzi z małej wioski Priboj, leżącej niedaleko granicy z Czarnogórą. Mama, Mirjana, z małej wsi z Bośni. Poznali się już w Szwajcarii. Dorastał w miejscowości Rorschach, gdzie była spora społeczność serbska.

- Mam tam wielu przyjaciół, porozumiewaliśmy się po serbsku, były serbskie kluby, serbskie kawiarnie - opowiada. - Nie miałem nawet szwajcarskiego paszportu. Dostałem go dopiero gdy ukończyłem 16 lat. Jestem jednak przykładem dobrej integracji. Dla mnie Szwajcaria to najlepszy kraj na świecie. Wiele mu zawdzięczam, dostałem od Szwajcarii szansę, przewagę na starcie w stosunku do wielu moich kolegów z Serbii. To było ważne zwłaszcza w ciężkich czasach. Pozwoliła mi na edukację, dziś mówię w kilku językach, oprócz serbskiego i oczywiście angielskiego , mówię po włosku, francusku, niemiecku, bo to wszystkie języki, które obowiązują w Szwajcarii. Oprócz retoromańskiego oczywiście. Jest dla mnie za trudny.

Szwajcaria dala mu szansę, ale nigdy nie zapomniał skąd pochodzi. Z rodzicami często jeździł do Belgradu, do wujka.

- Bardzo często do niego jeździliśmy, wtedy cały czas grałem w piłkę z chłopakami z Crveny Zvezdy. Tak spędzałem wakacje. Wtedy widzisz różnicę. W Szwajcarii masz piękne trawiaste boiska a w Serbii grasz na piachu. Ale jak to dzieciakowi, nie przeszkadzało mi to. Dziecko nie patrzy na warunki, chce po prostu grać w piłkę - mówi.

- Szwajcaria okazała się rajem dla ludzi z Bałkanów. To proste. Uchodźcy nie boją się ciężkiej pracy, pracują na zmiany, biorą najcięższe zajęcia. Dzieci muszą sobie jakoś radzić, a że nie ma pieniędzy, to nie ma tez komputerów i tak dalej - opowiada. - Dzieci idą grać w piłkę i zapominają o wszystkim. Nie ma znaczenia czy grasz na trawie czy na piachu czy jeszcze gdzieś indziej, w Barcelonie czy na podwórku. Po prostu grasz i jesteś szczęśliwy. I tak jest cały czas. Dotykam piłki i jestem stracony. Jak duże dziecko.

- Moi rodzice pochodzą z biednych rodzin, ale doszli do czegoś. Wynajmują domy. Ojciec ma już 60 lat, ale wciąż pracuje po 10-12 godzin dziennie. Może nie jest to nie wiadomo jak ciężka praca, ale pracuje i nauczył nas tego kultu pracy. Jest dla mnie wzorem do naśladowania - dodaje zawodnik, który dał się poznać z wypowiedzi zdradzających dużą pewność siebie.

- Myślę, że to również mam po ojcu. On jest taki sam. Pewny siebie we wszystkim co robi. Ma cele i chce je realizować. Ja tak samo. Nauczyłem się, że jeśli chcesz coś osiągnąć, musisz w to wierzyć - zapewnia.

Dlatego teraz wierzy w cel, który na 100-lecie klubu stawiają sobie właściciele. Wymarzony awans do Ligi Mistrzów.

- Legia jest wystarczająco dobra by awansować do Ligi Mistrzów. Z tymi kibicami, z tą organizacją, całą atmosferą, ma na to szanse - zapewnia.

Pomóż nam ulepszać nasze serwisy - odpowiedz na kilka pytań.

Czy Legia awansuje do Ligi Mistrzów w przyszłym sezonie?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×