Szaleniec, który zaprowadził Atletico na szczyt a siebie do więziennej celi

Gdyby próbować porównać polskiego działacza do Jesusa Gila, byłby to Józef Wojciechowski. Różnica jest taka, że Polak nie był królem salonów, burmistrzem nadmorskiego kurortu, nie zdobył mistrzostwa i nie trafił za kratki.

Marek Wawrzynowski
Marek Wawrzynowski
PAP

- Analogia sama się nasuwa. W Atletico grałem 2 lata i w tym czasie Gil zmienił 12 trenerów i 25 piłkarzy. W końcu zdobył mistrzostwo i puchar - mówi Roman Kosecki , który w połowie lat 90. wylądował w Atletico Madryt .

W sumie, w ciągu swoich 16 lat rządów, zmienił 39 menedżerów, co w krajach szeroko pojętej tzw. Europy Zachodniej jest wynikiem godnym odnotowania, choćby w rubryce humorystycznej.

Ale też pokazuje, jakim był człowiekiem. Bezwzględnym, lubiącym zabawiać się kosztem ludzi. Z perspektywy czasu jest traktowany jako folklor. Rasistowskie wypowiedzi, jak określenie piłkarzy Ajaxu mianem "FC Kongo" czy szowinistyczne dowcipy, wyzywanie sędziów od homoseksualistów, traktowane są dziś jedynie z lekkim zażenowaniem i przymrużeniem oka, jako "zabawne" anegdoty. Zresztą można by napisać spory referat, którego treścią byłoby jedynie wymienianie sytuacji, gdy atakował czy obrażał ludzi. Takich jak ta z prezesem Santiago de Compostela (za uderzenie którego Gil został przez hiszpańską federację zdyskwalifikowany na 8 miesięcy) czy otwarte nazywanie jednej z radnych Marbelli "kur...".

ZOBACZ WIDEO Jakub Błaszczykowski mógł zarabiać miliony w Chinach: To nie był odpowiedni moment

Gdyby pisać biografię Gila, musiałaby być utrzymana w konwencji hitchcockowskiej. A więc zacząć się od trzęsienia ziemi, a potem rozkręcać.

Jako chłopak porzucił studia i zamieszkał w jednym domu z 19 prostytutkami i księdzem. Jego imię, Jesus, podkręca jedynie absurdalność tej sytuacji. Gil doglądał interesu i dzięki temu miał mieszkanie za darmo.

Pierwsze poważniejsze biznesy, które robił, zaprowadziły go do więzienia. W wyniku błędów konstrukcyjnych w jego restauracji zawalił się dach. Zginęło 58 osób a sąd skazał Gila na 5 lat więzienia. W wyniku interwencji generała Franco młody jeszcze biznesmen wyszedł na wolność po odsiedzeniu 18 miesięcy.

Gil zniknął z pola widzenia. Budował powoli swoje imperium, by wyjść na medialną powierzchnię na początku lat 80., gdy został burmistrzem Marbelli, którą zmienił na elegancki kurort nadmorski. Ale prawdziwy rozgłos zyskał dopiero w połowie lat 80., gdy został prezesem klubu. Na początek podpisał umowę z portugalskim supertalentem, 21-letnim Paulo Futre. To był sygnał do natarcia. Ale przez lata zespół nie był w stanie przełamać duopolu Barcelony i znienawidzonego Realu Madryt. Udało się to dopiero w dziesiątym roku jego rządów. A więc w czasie, gdy dyktator zaczął już przypominać postać z komedii pomyłek.

Argentyńczyk Alfio Basile, jeden z trenerów, który nie wytrzymał tempa, w jakim Gil obracał karuzelą, opowiadał potem:

- To był trudny człowiek. Na początku powiedział mi, że jest panem. Jest tutaj panem wszystkiego, jest mistrzem, jest prezydentem, do niego należy stadion i wszystko inne. Uznał, iż jako właściciel ma prawo w barbarzyński sposób krytykować zawodników. Raz wszedł do szatni uzbrojony - powiedział. Cytujący go serwis atleticopoland.com przypomina, że w końcu Gil uznał, że sam zna się na futbolu najlepiej i trenerzy jako bonus do wynagrodzenia otrzymywali kartkę ze składem na najbliższy mecz.

Płacił, więc wymagał. W czasach "gilowskiej" dyktatury klub zatrudniał w sumie 141 zawodników, za to zniszczył akademię młodzieżową. Uznał, że generuje zbyt duże koszty. To główny powód, dlaczego Raul Gonzalez stał się symbolem lokalnego rywala, Realu.

Piłkarze wskakiwali na taśmę produkcyjną i spadali z niej z odpowiednim komentarzem. Na przykład w "El Pais" Roman Kosecki mógł przeczytać o sobie słowa prezesa: "Jest głupiutkim najemnikiem. To kretyn i najlepiej będzie, jeśli odejdzie. Co on zademonstrował w Atletico? Gdzie są bramki? Ciągnie tylko pieniądze".

Polak nie miał powodów, żeby poczuć się jakoś szczególnie dotkniętym uwagą szefa, dla którego tego typu wypowiedzi nie były niczym specjalnym. Gil przy innej okazji, po słabszym występie swojego zespołu na wyjeździe z Las Palmas, wyraził nadzieję, że wracający z meczu samolot z jego zawodnikami na pokładzie rozbije się, a oni wszyscy zginą.

W kolejnym sezonie po odejściu Polaka Atletico w końcu zdobyło upragniony tytuł, a Gil z tej okazji przejechał dookoła Madrytu na słoniu.

Sukces jednak nie stał się bazą do zbudowania trwałego wyniku i zaledwie 4 lata po mistrzostwie Atletico wylądowało w drugiej lidze. W ty okresie Gil zaliczył swoją drugą odsiadkę. Tym razem związaną z transakcjami na linii - Marbella - Atletico. I ledwie sześciodniową. Poręczenie majątkowe było dla sądu wystarczające.

W 2002 roku klub wrócił do elity, ale już bez swojego prezesa. W kwietniu został on skazany przez sąd na 28-letni zakaz pełnienia funkcji publicznych i 6-miesięczny pobyt w areszcie. Nie udało się do końca ustalić, co stało się z miejskimi pieniędzmi o wartości 390 milionów euro. Za to udało się ustalić, że prawie 30 milionów zostało wydanych w sposób nieprawidłowy na klub z Madrytu, łapówki i fałszerstwa. Pamiętamy, że w tym czasie zawodnicy biegali w koszulkach z reklamą nadmorskiej miejscowości.

W 2004 roku jego organizm nie wytrzymał wyniszczającego wylewu krwi do mózgu, Gil zmarł. Na powierzchnię wychodziły coraz to nowe podejrzane transakcje, a sam Gil był zagrożony wieloletnim więzieniem. Wygląda na to, że wymknął się sprawiedliwości, raz na zawsze.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×