Luka Modrić: fan Barcelony nadzieją Realu

Luka Modrić przeszedł długą drogę na szczyt świata. Jako chłopak kopał się z różnymi rzeźnikami na pastwiskach Bośni i Hercegowiny. Dziś jest czołową postacią w jednym z największych klubów świata.

Marek Wawrzynowski
Marek Wawrzynowski
East News

Wiosną 2008 roku stanęliśmy przed sporym wyzwaniem. Musieliśmy przekonać kierownictwo jednego z ogólnokrajowych dzienników, że młody chorwacki zawodnik, z którym właśnie zrobiliśmy półgodzinny wywiad na parkingu pod stadionem Dinama Zagrzeb, jest wart tego, by poświęcić mu dwie strony w gazecie.

Niepozorny, pewnie też z racji wzrostu chłopak, był dość skromny i może nawet nieśmiały. Ale też sympatyczny i nie mający problemu z wysłowieniem się. W magazynie "Prva Liga", w głosowaniu dziennikarzy i ekspertów mediów, 23-latek został właśnie wybrany najlepszym piłkarzem ligi chorwackiej.

Luka Modrić nie był jednak kolejnym zwycięzcą plebiscytu. Choć w Polsce był postacią anonimową, to w Chorwacji miał już bardzo wysoki status. Był pierwszym zawodnikiem od niepamiętnych czasów, który w głosowaniu zajął pierwsze miejsce u przedstawicieli wszystkich dwudziestu głosujących.

ZOBACZ WIDEO LM: oczy na San Siro (Źródło TVP)

- Gdyby ten chłopak urodził się w Anglii, już od kilku lat grałby w Manchesterze United albo Chelsea - przekonywał nas wtedy Slaven Bilić.

Wkrótce Chorwacja doszła do ćwierćfinału Euro 2008 (choć z Polską Modrić nie zagrał, bo Bilić oszczędzał go przed spotkaniem z Turcją), a świat poznał młodego rozgrywającego. Na dniach doszło do jego transferu do londyńskiego Tottenhamu Hotspur i tak przed piłkarzem otworzyły się wrota do wielkiego świata.

Modrić pochodzi z małej wioski Zaton Obrovacki, która dziś liczy niewiele ponad 100 mieszkańców. Leży tuż nad wybrzeżem Adriatyku, niedaleko Zadaru. Gdy mały Luka miał 6 lat, jego rodzina musiała uciekać przed wojną.

- W czasie wojny o niepodległość niedaleko nas prowadzone były ciężkie walki. Później do wsi weszli serbscy żołnierze. Znaleźliśmy się pod okupacją. Musieliśmy z całą rodziną, mamą, tatą i siostrą uciekać do Zadaru. Mieszkaliśmy wszyscy w małym hotelowym pokoiku. Przez niemal całą wojnę musieliśmy radzić sobie bez prądu, wody i gazu - opowiadał Modrić.

- Trafiliśmy z deszczu pod rynnę, bo z miejsca okupowanego do miasta, które przez długi czas było pod ostrzałem artyleryjskim. Na początku dodatkowo miasto było bombardowane - opisywał.

Byłoby przesadą napisać, że jego życie było zagrożone. Przynajmniej on tak tego nie odczuwał. Okres ten sam opisuje jako kluczowy w jego karierze. Podobnie jak epizod w lidze Bośni i Hercegowiny, w klubie z Mostaru, gdzie grał jako nastolatek.

- Mogłem zagrać z profesjonalnymi piłkarzami, to wpłynęło na mnie jako piłkarza. Tam dojrzałem. Ta liga jest bardzo ostra, powiedziałbym że brudna. Gra się nie fair, rywale często traktują cię łokciami. Stąd właśnie to powiedzenie: skoro poradziłem sobie tam jako 17-latek, to poradzę sobie wszędzie. Pod względem fizycznym na pewno - opowiadał nam.

Zaledwie rok wcześniej odrzucił go Hajduk Split. Szperacze klubu, znający przecież "skautingowe rzemiosło" jak mało kto, uznali, że chłopak fizycznie nie da rady. Ale ich wielcy rywale z Dinama uznali to za niedorzeczny argument.

Luka nie mógł trafić lepiej. Przez Zagrzeb przewinęły się dziesiątki wielkich graczy. Takich jak choćby wielki idol Modricia, Zvonimir Boban, genialny piłkarz Milanu.

Ale dla Luki, Milan nigdy nie był obiektem westchnień. Jego klubem w tamtych czasach była FC Barcelona. Gdy był jeszcze zawodnikiem Dinama przedstawiciele Barcy mieli go nawet w swoim notesie, ale nie zdecydowali się na transfer. Konkretny był Tottenham, który wyłożył 16,5 miliona funtów. To była potężna suma, ale w Anglii nie wzbudziła kontrowersji. Nie niosła ze sobą wielkiego ryzyka. Jego statystyka w ostatnim sezonie w Zagrzebiu była imponująca (13 goli i 11 asyst w 25 meczach), ale nie chodziło tylko o to. Modrić już wtedy uchodził za jednego z największych boiskowych wizjonerów w tej części Europy.

Choć, trzeba przyznać, początek jego pobytu w Londynie, nie był specjalnie udany. Miał problemy zdrowotne, był rzucany po pozycjach. Dopiero gdy menedżerem Spurs został Harry Redknapp, chorwacki pomocnik porzucił role przeznaczone dla aktorów drugiego planu i statystów. To Redknapp zobaczył w nim "demona treningu", "piłkarza, który jest marzeniem każdego szkoleniowca".

Gdy Modrić się rozkręcił, Spurs zostali zmuszeni do podjęcia kluczowej decyzji - zostawić czy sprzedać. Chelsea musiała obejść się smakiem. Zawodnik podpisał 6-letnią umowę z Tottenhamem i stwierdził, że chce z tym klubem dostać się na szczyt świata.

Ale klub z północnego Londynu nie był w stanie naruszyć status quo europejskiego futbolu i w końcu Modrić odszedł. Tyle, że nie miał zbytniego wyboru. Realowi Madryt się nie odmawia. Nie potrafili tego zrobić też szefowie Tottenhamu, którzy uznali że 30 milionów funtów na klubowym koncie to zbyt kusząca perspektywa.

Szefowie Realu widzieli w tym piłkarzu lidera środka. Perfekcyjny technicznie piłkarz, wykonujący skomplikowane operacje futbolowe z podwórkową łatwością, mijający rywali niczym podczas gierki na szkolnym boisku. Może nawet jest w nim coś z Zinedine'a Zidane'a. Francuza zresztą też uwielbiał jako dzieciak, a dziś mówi, że każda rada od "Zizou" jest jak "złoty pył", zaś Francuz odpowiada, że jest pod ogromnym wrażeniem tego, co Chorwat umie zrobić z zewnętrzną częścią swojej stopy. W każdym razie "El Pais" nazwał Lukę przedłużeniem Zidane'a na boisku.

Ale te sceny szczęścia, niczym z wenezuelskiej telenoweli, nie będą wiele warte, jeśli Modrić zawiedzie. W meczu takim jak ten z Atletico Madryt, najlepiej widać rolę zawodników takich jak on. Piłkarzy, którzy mogą zrobić przewagę z defensywnie i destrukcyjnie ustawioną drużyną, którzy mogą podjąć ryzyko w ekstremalnych warunkach. Dwa lata temu, również w finale Ligi Mistrzów z Atletico, to właśnie po jego dośrodkowaniu z rzutu rożnego, Sergio Ramos strzelił w przedłużonym czasie gry wyrównującą bramkę. To było kluczowe podanie meczu w Lizbonie, który zakończył się wielkim triumfem Realu (4:1). Tym razem Modrić będzie czarował na stadionie w Mediolanie, który oglądał w dzieciństwie, wypatrując magicznych zagrań Bobana.

PS. Kierownictwo "PS", wiosną 2008 roku, ostatecznie dało się przekonać na poświęcenie dwóch stron mało znanemu w Polsce piłkarzowi. "Dobra, dawajcie tego Modricia, na waszą odpowiedzialność".

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×