Pracą u podstaw do III ligi. Widzew mozolnie odzyskuje zaufanie

Rok od reaktywacji po upadku poprzedniego podmiotu, Widzew Łódź uzyskał awans do III ligi. Promocja do wyższej klasy rozgrywkowej nie przyszła jednak łatwo. Włodarze nowego podmiotu musieli przejść po drodze wiele przeszkód organizacyjnych.

Bartosz Koczorowicz
Bartosz Koczorowicz
Materiały prasowe / D.A. Sobuń / laczynaswidzew.pl

Upadek motorem przemian

Jeszcze w sezonie 2014/2015 Widzew grał w I lidze, z której spadł sportowo, zajmując ostatnie miejsce. Najgorsze jednak było wciąż przed kibicami czerwono-biało-czerwonych. Na wniosek Arki Gdynia, Sąd Rejonowy dla Łodzi postanowił zmienić charakter upadłości Widzewa z układowej na likwidacyjną. W konsekwencji, łódzki zespół nie otrzymał licencji na grę w II lidze. Działacze poprzedniego podmiotu zarządzającego Widzewem złożyli wprawdzie odwołanie od decyzji, ale wyrok Komisji Odwoławczej ds. Licencji Klubowych PZPN okazał się miażdżący i było już jasne, że klub, nad którym kontrolę miał wówczas Sylwester Cacek, przestanie istnieć.

Natura jednak nie znosi próżni i już dzień po tym, kiedy okazało się, że legendarny klub popadł w poważne tarapaty, na ratunek rzuciła się grupa łódzkich biznesmenów oraz byłych piłkarzy. Na czele ruchu stanął wówczas nowo powołany i wciąż aktualny prezes stowarzyszenia Reaktywacja Tradycji Sportowych Widzew Łódź, Marcin Ferdzyn, który w towarzystwie m.in. Grzegorza Waraneckiego oraz zawodników, reprezentujących w przeszłości zespół czerwono-biało-czerwonych - Sławomira Chałaśkiewicza i Krzysztofa Kamińskiego - ogłosił misję podnoszenia z kolan zasłużonego dla polskiej piłki klubu. Oprócz niego w zarządzie znaleźli się jeszcze łódzki przedsiębiorca Rafał Krakus oraz legenda Widzewa z lat 70., Andrzej Możejko.


Za zgodą PZPN, wynikającą z uznania osiągnięć klubu zarówno na arenie krajowej, jak i międzynarodowej, nowe stowarzyszenie rozpoczęło odbudowę Widzewa od IV ligi (grupy łódzkiej). Cel, jaki działacze kontynuatora łódzkiego zespołu postawili sobie już na samym początku, był wyzwaniem, ale jednocześnie obowiązkiem - awans do wyższej klasy rozgrywkowej.

Czasu do rozpoczęcia sezonu było jednak już niewiele, co utrudniało skompletowanie kadry, ale pomimo tego udało się przekonać do gry w Łodzi piłkarzy znanych z występów w Ekstraklasie oraz I lidze - Adriana Budkę, Princewilla Okachiego oraz Vladimira Bednara. Trenerem łodzian został znający smak prowadzenia zespołów w niższych ligach Witold Obarek. - Tworzenie klubu od podstaw to przede wszystkim dużo spraw organizacyjnych. Przez ostatnie trzy tygodnie nie robiłem nic innego. Dużo pracy wykonaliśmy, ale jeszcze więcej przed nami. Liczę na to, że piłkarze wezmą się tak samo do roboty - mówił na prezentacji przed rozpoczęciem sezonu prezes Ferdzyn.

W poszukiwaniu stadionu i stabilizacji

Z racji budowy nowego stadionu przy al. Piłsudskiego, palącym problemem nowego Widzewa był brak obiektu, na którym mógł rozgrywać mecze w roli gospodarza. Z tego powodu, pierwsze cztery kolejki łodzianie grali na boiskach rywali. Piłkarze Obarka weszli w sezon z impetem, odnosząc trzy zwycięstwa z rzędu i remis. Autorem pierwszej bramki dla Widzewa w nowym sezonie okazał się Igor Świątkiewicz, którego trafienie dało trzy punkty w premierowym spotkaniu nowego podmiotu z Zawiszą Pajęczno.

Po jednorazowej próbie gry jako gospodarz w Aleksandrowie Łódzkim, ostatecznie działacze Widzewa doszli do porozumienia ze Szkołą Mistrzostwa Sportowego w Łodzi, w wyniku którego czerwono-biało-czerwoni zaczęli grać mecze domowe na obiekcie przy ul. Milionowej. Swoje pierwsze spotkanie na tym stadionie łodzianie jednak przegrali - 1:2 z rezerwami PGE GKS Bełchatów, a na pomeczowej konferencji prasowej do dymisji podał się Obarek. Wart wspomnienia jest fakt, że była to pierwsza porażka Widzewa w sezonie.

Nowy podmiot zaczął przechodzić kryzys - zarówno na polu sportowym, ale także jeśli mowa o stosunkach pomiędzy poszczególnymi osobami zaangażowanymi w działanie stowarzyszenia. Poza Obarkiem, z funkcji wiceprezesa klubu zrezygnował Stanisław Syguła. Nie był to jednak koniec odejść. W wyniku konfliktu z kibicami, z Widzewem pożegnał się także Waranecki. Kością niezgody okazały się pretensje łódzkiego biznesmena w kierunku łódzkich fanów po meczu z Astorią Szczerców w Aleksandrowie Łódzkim, kiedy to na stadionie odpalono petardy. Zdaniem kibiców z kolei, Waranecki kłamał, kiedy oskarżał ich reprezentanta o wpuszczenie bez kontroli na obiekt osób, które zakłóciły spokój.

W wyniku dymisji Obarka, władze Widzewa musiały szukać nowego trenera w trakcie trwania rundy jesiennej. Działacze łódzkiego klubu zdecydowali się na niepopularny ruch, powierzając zadanie prowadzenia zespołu młodemu, 27-letniemu trenerowi, Marcinowi Płusce, do spółki z asystentem, Mateuszem Oszustem. Nowy szkoleniowiec przyszedł do Widzewa z również czwartoligowej Bzury Chodaków, a poprzednio był asystentem trenera w Legionovii Legionowo oraz drugim trenerem drużyny młodzieżowej Polonii Warszawa.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×