Big Brothers w Gdańsku. Marco i Flavio Paixao, czas na show

Bezkompromisowi, kontrowersyjni i świetni w tym co robią. Oto Marco i Flavio Paixao, gdańscy Big Brothers. Czas na show.

Jacek Stańczyk
Jacek Stańczyk
Newspix / WOJCIECH FIGURSKI / 058sport.pl

Simon Cowell, legenda brytyjskiego i światowego showbiznesu, twórca bijącego rekordy popularności X-Factora i wyrocznia w kwestii wyłapywania talentów był bezlitosny, przerwał swoje męki po 35 sekundach. To był program na żywo, w wielkiej koncertowej sali. - Niezbyt dobry występ i niesamowicie wkurzający. A już szczególnie ty, irytujący ludzi - zwrócił się do jednego z braci. - Dla mnie to jest bardzo proste. Mówię wam: Nie! - jego słowa brzmiały jak wyrok.

X-Factor

Głosowanie jednak przegrał, bo trzech innych jurorów dało braciom kredyt zaufania i powiedziało "tak". 17-letni irlandzcy bliźniacy John i Edward Grimmes, którzy zaśpiewali swoją wersję hitu "As long as you love me" Backstreet Boys przeszli dalej. Potem pokonywali kolejne etapy, aż cały program zakończyli na szóstym miejscu. To był szósty sezon (2009 rok) brytyjskiego X-Factora. Chłopaki założyli potem duet Jedward, nagrywali płyty, koncertowali, dwa razy śpiewali na Eurowizji, zrobili karierę. I wystąpili w Big Brotherze.

Na dźwięk słowa Jedward portugalskich braci Marco i Flavio Paixao trafiał szlag.

- Kiedy przybyli do klubu mieli te swoje dziwaczne fryzury, identyczne jak tych dwóch finalistów X-Factora. Nazywaliśmy ich Jedwards - tłumaczy nam Brandon Coghill, kibic szkockiego klubu Hamilton Academical, działający w fanklubie "We Are Hamilton Supporters Club".

- Wcale nie uważam, że mamy takie same fryzury! Nie lubię o tym rozmawiać, nie wiem dlaczego nas tak nazywają. Nie lubimy tego. My jesteśmy Marco i Flavio, a oni John i Edward. I nie są wcale dobrzy, a my tak – oburzał się Marco w rozmowie z "The Scotsman".

Bracia Paixao wyglądali jak Jedward. Mieli wysoko postawione, tlenione na blond czupryny. Fakt faktem, na boisku zdecydowanie lepiej prezentowali się niż John i Edward na scenie.


Idol

Marco i Flavio trafili do szkockiego Hamilton właśnie w 2009 roku. Podpisali dwuletnie kontrakty. Mieli wtedy po 25 lat. Wcześniej nie udało im się przebić w rezerwach FC Porto, następnie tułali się po hiszpańskiej trzeciej lidze. Szkocka Premier League była dla nich zupełnie nowym doświadczeniem.

- Trochę im zajęło, żeby się przystosować. Jednak ich styl gry był zupełnie inny od tego, co do tej pory w Szkocji oglądaliśmy. Świetni, technicznie grający piłkarze, fascynujący do oglądania. Dobrze byłoby mieć ich z powrotem w Hamilton - wzdycha Brandon Coghill. I wspomina, że bracia doczekali się na stadionie nawet własnej piosenki, do melodii jednej z włoskich reklam.

Marco wspominał początki: - Obrońcy grają od razu do napastników, jest dużo walki w powietrzu. W Hiszpanii przez 10 minut gry miałem piłkę przy nodze 3-4 razy. Tutaj ani razu.

Portugalczycy wprowadzali więc nieco świeżości. Marco w swoim pierwszym sezonie strzelił gola przewrotką z linii pola karnego, w drugim strzelił być może gola sezonu, gdy w meczu z St. Mirren huknął z powietrza z 40 metrów. Jednak wielu bramek nie zdobywali. Marco przez dwa sezony w 57 meczach strzelił 7 goli, 4 razy asystował. Flavio w 60 meczach strzelił 9 goli, asystował 6 razy. W drugim sezonie nie pomogli na tyle, żeby utrzymać Hamilton w Premier League. Gdy było wiadomo, że drużyna spadnie, rozwiązano z nimi umowy.

- Hamilton to mały klub, nie strzelaliśmy wielu goli. Oni nie grali też jako typowi środkowi napastnicy. No i faktycznie trochę im zajęło zanim przywykli do Szkocji. Wiedzieliśmy, że prędzej czy później wyjadą -  tłumaczy kibic "Accies" [przydomek Hamilton].

Andrew McGilvray, dziennikarz lokalnego "Hamilton Advertiser" mówi WP SportoweFakty: - Spisali się tutaj naprawdę dobrze. Trochę jednak bramek zdobyli. Dla Hamilton dobrze byłoby, gdyby przyszli później, jako piłkarze jeszcze dojrzalsi. Ich umowy nie zostały przedłużone, wydaje mi się, że dużą rolę odegrała jednak tęsknota i to, że nie do końca odnaleźli się w Szkocji. A poza tym to barwne osobowości!

A skoro tak, to robili dużo zamieszania, jak na showmanów przystało.  - Choć jedyna kontrowersja z nimi związana jaką pamiętam to te fryzury - nie może powstrzymać śmiechu Brandon Coghill. - Absurdalne mieli też cieszynki po golach. Tańczyli razem w śmieszny sposób. Wśród kibiców to był hit - wspomina. I dodaje, że z Portugalczykami nigdy nie było żadnego problemu. - Z kibicami mieli bardzo dobre relacje. Mogli non stop zatrzymywać się do wspólnych zdjęć i autografów.

- Może tylko kilku innym piłkarzom nie podobało się, że aż tak na poważnie wzięli sobie do serca tę sprawę z fryzurami i Jedward - dodaje Andrew McGilvray.

- Żeby wypowiadać się na temat Marco, trzeba go dobrze poznać - mówi WP SportoweFakty przyjaciel Portugalczyka, bramkarz Legii Warszawa Arkadiusz Malarz. Obaj spotkali się w sezonie 2012/13 w cypryjskim klubie Ethnikos Achna. Po wyjeździe ze Szkocji bracia zdecydowali się na zaskakujący krok - podbój Iranu. Flavio trafił do Teraktora Sazi, spędził tam kolejne dwa lata. Marco najpierw był bez klubu, następnie na krótko zakotwiczył w innym irańskim klubie Naftcie Tehera, a potem znalazł się właśnie na Wyspie Afrodyty.

- Zastanawiałem się jak to jest możliwe, że przyszedł do nas taki zawodnik. Już po pierwszych treningach było wiadomo, że to pan piłkarz. Władze klubu od początku wiedziały, że długo go nie utrzymają - wspomina Malarz.

Polak na dobre zaprzyjaźnił się z Portugalczykiem. - On się nie zmienia, cały czas jest taki sam. Albo go lubisz, albo nie. Nie kręci, mówi to, co myśli. Ale to Portugalczyk, zawsze uprzejmy, pogodny, uśmiechnięty. Tak, jesteśmy przyjaciółmi.

Marco na Cyprze grał doskonale, rozegrał sezon życia, strzelił 15 goli. On strzelał, Malarz bronił i mały klub utrzymał się w ekstraklasie. Ich jednak nie utrzymał. Paixao trafił do Śląska Wrocław, po kilku miesiącach dołączył do niego brat. I się zaczęło.

Big Brothers

Ich pobyt we Wrocławiu najlepiej zobrazować faktami.

Marco: 66 meczów, 34 gole, 6 asyst, kapitan.
Flavio: 83 mecze, 26 goli, 11 asyst, kapitan.

Doszło do tego, że portugalska prasa poważnie zaczęła pisać, iż warto braci sprawdzić u boku Cristiano Ronaldo w reprezentacji Portugalii. - Cristiano Ronaldo nie znam osobiście, ale może będę mógł go poznać podczas zgrupowania reprezentacji. Liczę na to, że już niebawem selekcjoner powoła mnie na jakieś towarzyskie spotkanie - mówił Marco w październiku 2013 roku.

Kiedy w lipcu 2014 roku złamał kostkę na przedsezonowym zgrupowaniu, Sebastian Mila napisał na Twitterze, że to dramat dla całej drużyny. Dzisiaj cała trójka jest w Lechii Gdańsk. - Bardzo mi się podoba ich podejście do życia. Oni cały czas wierzą, że będą najlepszymi piłkarzami na świecie. Nawet przez chwilę nie myślą, że nie mają szans z Messim czy Ronaldo - mówi nam Mila.

Optymizm, wiara w siebie cechuje obu 31-latków. I profesjonalizm, nikt nigdy nie zarzucił im, że na treningach się oszczędzają. - Flavio to maszyna, bez gwizdka się nie zatrzymuje - charakteryzuje Mila.

Voice of Portugal

Tak jak show robili na boisku, tak i poza nim jest o nich głośno. Jak mówił Malarz, co myślą, to mówią. Marco na przykład nie miał żadnego problemu z tym, aby w "Super Expressie" chwalić się, że strzeli w sezonie 20 goli, a w ogóle to jest lepszy od swojego rodaka Orlando Sa, byłego napastnika Legii. Wytoczył mu wtedy taki prasowy pojedynek.

Flavio poniosło ostatnio bardzo. W kwietniu tego roku na Facebooku napisał, że sędzia Szymon Marciniak to tchórz i klaun. A wszystko przez to, że Polak w meczu Ligi Mistrzów Bayernu Monachium z Benfiką Lizbona nie podyktował dla Portugalczyków rzutu karnego i dał żółtą kartkę Jonasowi, co najlepszego strzelca eliminowało z rewanżu. Z wpisu dowiedzieliśmy się, że Marciniak obrażał obu braci w trakcie meczów i generalnie nienawidzi Portugalczyków, bo drażni go, że są tak pogodni i uśmiechnięci.

W pośpiechu potem te wywody kasował.

Top Model

- Oni cały czas się nakręcają, są w gotowości. Ubierają się ekstrawagancko, ale zawsze elegancko. Mają swój styl, wiele razy z chłopakami się z tego śmialiśmy. Z tym ich sposobem bycia to nie mogą za bardzo się rozkręcać, bo trzeba ich stopować. Jak się rozpędzą z niektórymi sądami, to zaraz się okazuje, że wszyscy gramy w Barcelonie, a jeden i drugi są Ronaldo. Ale to raczej żarty - opowiada Mila.

Marco już na dobre uporał się z urazami, nadrobił zaległości. W ostatnim meczu z Wisłą Kraków (3:1) obaj strzelili po golu. To czwarty raz, gdy w jednym spotkaniu bliźniacy trafili do siatki. A ten pierwszy był w Szkocji. Stało się to w lutym 2010 roku w wyjazdowym spotkaniu z Dundee United, Hamilton wygrał 2:0.

Jeszcze raz Brandon Coghill: - Nie mam wątpliwości, że to był ich najlepszy mecz.

Teraz na ich cotygodniowe boiskowe przedstawienia czeka Gdańsk. Mają prowadzić trójmiejski klub do mistrzostwa. Polska się przygląda, śledzi każdy krok nowej potęgi.

Jak w Big Brother.

W sobotę nowe drużyny Krychowiaka i Rybusa walczą o Superpuchar Francji! PSG kontra Olympique Lyon NA ŻYWO o 20:45 w Eleven. Oglądaj kanał online na elevensports.pl lub w Cyfrowym Polsacie, nc+ oraz w kablówkach – takich, jak UPC, Vectra, Multimedia, INEA czy TOYA

Jacek Stańczyk

ZOBACZ WIDEO Arkadiusz Malarz: cierpieliśmy, gra się nie kleiła (źródło TVP)
Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×