Słowo na niedzielę. Bogusław Leśnodorski: worek lodu na głowy kibiców

Michał Kołodziejczyk
Michał Kołodziejczyk
Stojana Vranjesa też pan wybroni?

- Czas Stojana się skończył. Bez żadnych emocji, nie chcę go atakować, ale świat idzie do przodu i piłka też.

Całkiem niedawno sprowadzaliście go mówiąc zupełnie co innego.

- To było dwa lata temu.

Czyli dawno?

- Nie wchodząc w szczegóły - zawsze raz w roku robi się jakiś gest w kierunku trenera. I właśnie wtedy Henning Berg był przekonany, że Vranjes będzie mógł zastąpić Tomka Brzyskiego na lewej obronie. Stać nas było, nie kupiliśmy nikogo wcześniej. Stojan to fajny facet, ale nie broni się piłkarsko.

A Brzyski się broni?

- Strasznie trudny przypadek. Trzeba o to pytać trenera.

Czy dobrze rozumiem, że trener Hasi cieszy się takim samym pana zaufaniem, jak wtedy, kiedy pan go zatrudniał?

- Tak. Nic się nie zmieniło. Jest nawet lepiej, bo zyskuje przy bliższym poznaniu. Chociaż oczywiście to trener odpowiada za wyniki zespołu i koniec końców będzie z nich rozliczany. Besnik ma bardzo ważne dla mnie cechy: empatię, takie zrozumienie piłkarskie w stylu Janka Urbana oraz postawę faceta z jajami, w stylu Stasia Czerczesowa. Idealny miks dla trenera. W Polsce pod względem osobowości można byłoby go porównać może z Michałem Probierzem.

ZOBACZ WIDEO Besnik Hasi: z drużyny zeszła już presja

Ale gorszego startu to za pana kadencji nie miał żaden trener.

- Nie wiem, kto w ogóle miał gorszy. Ale to nic nie znaczy. Na ten moment zrealizował cel, dzisiaj spekulowanie, że innym trenerem, który był u nas wcześniej, osiągnęlibyśmy to samo, jest kompletną głupotą. Nie wiadomo, moglibyśmy odpaść z Trencinem. Oczywiście, jakby było nas stać, powinniśmy zatrudnić doświadczonego, 50, 60-letniego trenera z nazwiskiem, który prowadził wielkich klubach. Ale trenerów szukamy takich, jak zawodników - takich, którzy mają swój bagaż i mogą nas wiele nauczyć, a przy okazji praca w Legii może być dla nich wielkim krokiem do przodu. Ani Czerczesow, ani Berg wcześniej mistrzostwa nie zdobyli. Czerpiemy od nich najwięcej, jak możemy, a później idziemy dalej.

Jest pan zadowolony z letnich transferów?

- Dzisiaj możemy oceniać zimowe i myślę, że były w porządku. Z obecnymi trzeba poczekać. Maciej Dąbrowski pokazał, że jest najlepszym stoperem w lidze, więc za chwilę da sobie radę. Langil, Thibault Moulin czy Vadis Odjidja-Ofoe mają wielkie możliwości. Ten ostatni wcale nie ma tak wielkiej nadwagi, bo raptem dwa kilo. Osobiście sprawdzałem, bo gdzieś przeczytałem, że aż osiem. Różni eksperci w telewizji mądrzą się, że ten czy ten człapie, a nam z pomiarów GPS wychodzi, że przebiegają po jedenaście kilometrów, z czego dwa na najwyższym progu.

No, ale jak dostaniecie od UEFA te 80 milionów złotych za awans do Ligi Mistrzów to chyba ruszycie jeszcze na poważne transfery?

- To nie są pieniądze na piłkarzy, połowy Arka Milika byśmy za nie nie kupili. Wydamy wszystko na fundamenty klubu, bo długo jechaliśmy na granicy ryzyka. Zainwestujemy też w infrastrukturę, organizację, akademię, boiska…

Dużo mówi się jednak o powrocie do Warszawy Jędrzejczyka i Radovicia.

- Przypadek Jędrzejczyka jest trudny, bo właściciel Krasnodaru ma tyle kasy, że na naszą ofertę może nawet nie spojrzeć. Poza tym lubi Artura i nie mam żadnych argumentów, bo mnie też właśnie jego brakuje najbardziej. Na boisku brakuje także Radovicia. On żył tym, co się działo w trakcie gry.

Nie trafił do Legii zimą, bo nie chciał go Czerczesow?

- Do Miro miałem sentyment. Cała sprawa z jego odchodzeniem z Legii do Chin rozegrała się na wysokim poziomie. Pełen profesjonalizm, Radović mi wtedy zaimponował tym bardziej, że większością rzeczy zajmował się sam, bez pomocy menedżera. Mieliśmy kilka okazji do rozmowy o pieniądzach, bo przecież kilka razy przedłużał kontrakt, a zapewniam pana, że nie poświęciliśmy temu tematowi pięciu minut. Może nawet trzech nie.

Czyli nie chciał go Czerczesow?

- Wtedy mieliśmy kilka miesięcy na wygranie dubletu i to był nasz jedyny cel, a Radović długo nie grał w piłkę. To nie był czas skupienia się na jego powrocie na boisko, tylko na kluczowych meczach. Teraz rozmawiamy i zobaczymy co z tego będzie.

Nemanja Nikolić odejdzie z klubu?

- Umówmy się, że po awansie do Ligi Mistrzów dla Nikolicia czy na przykład Michała Pazdana inne propozycje stały się niekoniecznie atrakcyjne. Pescara? Inglostadt? Po co Michał miałby jechać na jakąś niepewną zawieruchę do Niemiec? Nie zyskałby piłkarsko ani życiowo, finansowo może trochę. Nawet z Michałem o tym nie rozmawialiśmy, niepoważnie byśmy go traktowali.

Ale przecież pytałem o Nikolicia. Miał ofertę z Hull.

- No i mógł mieć tam dwa razy wyższą pensję. Teraz w Warszawie będzie miał także premie za Ligę Mistrzów. Czyli policzmy od nowa - w Hull miałby 30 procent wyższe zarobki, ale mógłby siedzieć na ławce i ponosić większe koszty życia, w miejscu, w którym pewnie ciągle pada i nawet nie jestem pewien, gdzie dokładnie leży na mapie. Wiem, że skupił się na awansie z Legią i nie prowadził poważnych rozmów, ale są też zapytania z innych klubów. Pytało się o niego Maccabi Tel-Aviv, które szuka wzmocnień po sprzedaży swojego najlepszego napastnika, a przecież awansowało do fazy grupowej Ligi Europejskiej.

Bardzo stresował się pan losowaniem grup?

- W ogóle. Sympatię mam do Barcelony, bo tam chodziłem do szkoły i podoba mi się organizacja tego klubu. Ale trafiliśmy na Real Madryt. Liczyłem na kogoś z ligi francuskiej, bo ostatnio obejrzałem dwa meczu Lyonu, z sympatii dla Maćka Rybusa, i takiego chaosu, jak w tych rozgrywkach dawno nie widziałem. Cieszę się za to nie, że nie lecimy na Wschód. Trzeba walczyć i spróbować wyjść z tej grupy. Z trzeciego miejsca. Trudno mi teraz powiedzieć, ile punktów nas zadowoli. Zdarzało się, że niektóre zespoły kończyły tę fazę z zerowym dorobkiem. Zobaczymy, jak będzie.

Pamięta pan mecze Legii w Lidze Mistrzów sprzed 21 lat?

- Nie byłem na nich, nie oglądałem, ale kibicowałem. Wychowaliśmy się na Fortach Bema więc kontakt ze sportowcami zawsze jakiś był. Tyle, że to był taki trudny klimat dla futbolu. Po odebraniu mistrzostwa w 1993 miałem do piłki mniejszą sympatię. Dla mnie zawsze była najlepsza w Polsce i nigdy przesadnie się nie emocjonowałem mistrzostwami Polski. Teraz to zupełnie co innego, mam świadomość jakie to są obciążenia.

Nauczył się pan odcinać od zainteresowania, jakie w Polsce ma Legia?

- Przez lata starałem się być anonimowy, bo to daje prawdziwą wolność, a wolność nie ma ceny. Później stałem się zakładnikiem. Musiałem się nauczyć odciążać głowę, bo inaczej bym zwariował. Od 2,5 roku nie czytam komentarzy odnośnie klubu w Internecie, od półtora już nawet tytuły omijam.

Rozmawiał: Michał Kołodziejczyk

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×